60. Niechciane rozstanie
-Rio gotuje... - Westchnęła marzycielsko Anna. Już z kilkunastumetrów było czuć wspaniały zapach dochodzący z kuchni w domudrużyny Ren'a, gdzie przyjaciele właśnie się kierowali.
-Tak. To ty odkryłaś u niego ten talent. - Uśmiechnął się dodziewczyny Yoh. Ta odwzajemniła nieśmiało gest. Może to i lepiej,że młodszy Asakura nie został Królem Szamanów? Chyba dla Królanie wypada chodzić z dziewczyną za rękę, a to byłaby wielkastrata.
- Dobrze że już jesteście! - Tuż przed ich nosemdrzwi otworzyła Pilica. - Huh? A gdzie Aya i Hao?
- Matko, jakity masz dobry czas reakcji, nawet jeszcze nie pukałem... - ZadyszałYoh, który miał mini zawał. Uśmiechnął się po chwili. - Poszlina spacer.
- Mam nadzieję, że niedługo przyjdą.. Wchodźcie!- Zaprosiła ich do środka.
- Zanieście bagaże na górę..Postawcie je gdziekolwiek będzie miejsce... - Poprosiła Jun, któraw fartuszku wyjrzała z kuchni.
- W końcu coś normalnego dojedzenia! - Wyszczerzyła się Milly.
- No.. Totalnie, jużmiałam dość tego żarcia z puszek. - Zawtórowała jej Elly.
-I żarcia ugotowanego przez Sharonę... - Dziewczynka uśmiechnęłasię złośliwie w stronę swojej "szefowej".
- Jestemdamą! Nie muszę umieć gotować, będę miała od tego kucharzy! -Zaprotestowała blondynka.
- Oddawaj to..! - Nagle przed oczymaprzebiegli im Horo, trzymający w ręku butelkę mleka oraz wściekłyRen, jaki gonił przyjaciela, bynajmniej nie w celach wytuleniabłękitnowłosego...
- Tego to nawet ja nie ogarnę... -Powiedziała zrezygnowana Anna. Yoh zaśmiał się głośno, po czympocałował dziewczynę lekko w usta. - Idę na górę zostawićtorby. - Powiedział, gładząc ją po włosach na pożegnanie.
Młoda Kyoyama odwróciła się w bok, gdzie stały Kumiko iNaoko z rozmarzonymi wyrazami twarzy.
- Jakie to było słodkie...- Powiedziała szatynka.
- Idiotki. - Lekko zarumieniła sięczarnooka. Po chwili jednak zaśmiały się głośno.
- Masz to irozstaw, bo mnie zaraz znajdzie Ren i chyba nie wyjdę z tego cało,a Joco boję się dać. W razie pobicia więcej nie mamy... - DoLyserga podszedł Horo i dał mu stertę talerzy. Zielonooki zdziwiłsię niezmiernie. Myślał, że będą chcieli go wygonić czy coś..A młody Usui zachował się jakby nic złego się nie stało.. Comógł zrobić w takiej sytuacji? Chcąc czy nie chcąc poszedłozdobić stół w naczynia.
- Cześć! - W drzwiach stanęłamłoda Morri z uśmiechem na ryjku. Tuż za nią kroczył Hao,również zadowolony z życia.
- Aya! - Krzyknęły Chinki irzuciły się brunetce na szyję. Błękitnooka cofnęła się kilkakroków, opierają plecami ( a dokładnie gitarą) o długowłosego.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest! - Kumiko wtuliła się wmłodą Morri.
- Miło was znowu widzieć! - Brunetkawyszczerzyła ząbki.
- Patrzcie, Morri się obudziła. - Renuśmiechnął się niezauważalnie. Cieszył się wewnętrznie, żewszystko ma takie zakończenie. Ale przecież nie może tego okazaćprzed innymi!
- Aya! - Na błękitnooką rzuciło się milionosób, co sprawiło, że razem ze starszym Asakurą nie wytrzymalitego ciężaru. Upadli na ziemię z głośnym brzdękiem.
- Mojeżebra... - Jęknął żałośnie długowłosy. - Ile wy ważycie?
-Ale w pojedynkę czy osobno? - Zapytała Naoko, która właśniewbijała łokieć w brzuch Horo. Chwilę to trwało aż sięrozplątali i każdy doszedł do siebie.
- Nic ci nie jest? - Ayazapytała Hao z troską w głosie. - Twoje rany jeszcze się niezagoiły i...
- Nic mi nie będzie. - Chłopak zaśmiał się, poczym poczochrał włosy brunetki.
- Cześć dziewczyny, was niekojarzę, ale widzę że z resztą znacie się świetnie! Jestem AyaMorri! - Przywitała się błękitnooka.
- Ja jestem Lilly. -Powiedziała dziewczyna w okularach.
- Sally.
- Elly.
-Milly!
- Sharona. - Skończyła przedstawianie blondynka.
-Dlaczego imię tej ostatniej kończy się na "ona"? - MłodaMorri zapytała szeptem Yoh.
- Aya, o takie rzeczy się nie pytajbo się kosmos zawali! - Ostrzegł Horo, który "przypadkiem"usłyszał pytanie.
- Nikt mnie nie rozumie.. - Pożaliła sięSharona, opierając o ramię Jun. Zielonowłosa zaczęła pocieszaćprzyjaciółkę.
- Idziesz z nami! - Naoko wzięła błękitnookąza rękę, po czym pociągnęła w stronę schodów.
- Po co? -Zadziwiła się Aya.
- No chyba nie chcesz jeść w takim strojuco? - Szatynka spojrzała na nią z rezygnacją.
- A co jest w nimzłego? - Brunetka nie miała ochoty na nic oprócz odpoczynku... Aprzebieranki z przyjaciółkami raczej jej nie odprężały.
-To.. - Młoda Anzai wsadziła palec w dziurę po mieczu, jaki przebiłklatkę piersiową szamanki. Pociągnęła lekko w dół, a ubranierozerwało się na pół.
- Okey, zrozumiałam... - Błękitnookajuż bez sprzeciwów ruszyła na górę. - Ale mogę się samaprzebrać!
- Nie.. - Chinka uśmiechnęła się wrednie. No cóż,nie zajęło im to aż tak dużo czasu. Kiedy po około dziesięciuminutach zeszły na dół, młoda Morri miała na sobie krótką,zwiewną, czerwoną spódniczkę oraz czarną bluzkę na ramiączkach.Naoko umordowała się aby odciągnąć przyjaciółkę od bojówek,do których Japonka już przywykła.
- Zapraszam do stołu! -Krzyknął uradowany Rio. - Witam cię panno Ay..u? To się takfajnie nie rymuje jak "Anno"!
Wszyscy wybuchnęligłośnym śmiechem. Usiedli do obiado-kolacji. Byli niezmierniegłodni, w końcu kila godzin temu uratowali świat. Trochędoskwierał im brak miejsca, mimo tego przez cały czas wśródprzyjaciół panowała przemiła atmosfera.
- Dzisiaj mieliśmywznosić toast za Króla Szamanów, ale... - Rio, który chciałpierwszą szklankę soku wypić bardziej oficjalnie nie wiedziałjaką wypowiedzieć okazję.
- Może za wygraną z Datenshi? -Zaproponowała młoda Morri.
- W takim razie... - Zacząłbrunet.
- ZA WYGRANĄ Z DATENSHI! - Krzyknęli wszyscy chórem.
-Ale kto to w ogóle jest ten Datenshi? - Zapytała Sharona.
-Długo by opowiadać... - Błękitnooka podrapała się zzakłopotaniem po głowie.
- W każdym bądź razie już go niema. Dzięki tobie Kocurku. - Hao uśmiechnął się szarmancko doswojej dziewczyny.
- A co z waszym zakładem? - Zapytał nagleHoro. Przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni. - No.. Z tego copamiętam w samolocie Aya i Ren założyli się o to kto przejdziedalej w turnieju...
- A właśnie! Jesteś mi winny przysługę.- Brunetka spojrzała na złotookiego z wyższością.
- Nibyczemu ja tobie?! - Zagotował się młody Tao.
- Bo z tego co siędowiedziałam, sam odszedłeś z Turnieju. Czyli ja doszłam dalejniż ty. - Spokojnie przedstawiła swoje argumenty Morri.
-Szedłem ratować ciebie! - Warknął fioletowowłosy.
- Nieprosiłam o twój ratunek! Szłam po Króla Duchów i go zdobyłam copokazuje, że tym bardziej to JA wygrałam!
- Gdyby nie my, nieudałoby ci się nic zrobić w Gwiezdnym Sanktuarium! - Ren nie mógłdać za wygraną, przecież to on jest silniejszy, a ona próbuje goośmieszyć...
- Nie myśl, że jesteś niezastąpiony! - Ayaspojrzała wrogo na Ren'a.
- Dobra uspokójcie się już.. -Powiedział spokojnie Hao, który był świadom, że tego sporu nierozwiążą dziś wieczorem.
- NIE WTRĄCAJ SIĘ! - Wrzasnęlioboje, po czym kontynuowali swoją sprzeczkę. Po kilku minutachreszta przestała na nich zwracać jakąkolwiek uwagę.
- Layserpodaj mi... Zaraz... - Horo spojrzał uważnie na siedzącego obokchłopaka.
- LYSERG?! - Wrzasnęli wszyscy.
- Mójprotegowany! - Rio podbiegł do zielonowłosego i mocno go przytulił.- Powróciłeś!
- Wspaniale że tu jesteś.. - Milly zarumieniłasię po same końcówki uszu.
- Sąd ty się tu wziąłeś? -Zapytała zdziwiona Pilica.
- Przyszedł z nami? - Zapytałazdziwiona Anna. Jak można było nie zauważyć przybycia Anglika? Nochociaż Sharona i reszta nie zobaczyły Ducha Ognia...
Ayaotworzyła usta. Chciała już rzucić jakąś kąśliwą uwagę, alepoczuła na swoim kolanie ciepłą dłoń Hao. Spojrzała w jegostronę. Widziała w jego oczach błogi spokój i ciepło. Podczasdrogi tutaj przeprowadzili długą rozmowę na temat dania drugiejszansy Lyserg'owi. Obiecała mu, że nie będzie kładłazielonowłosemu kłód pod nogi. Westchnęła głośno, po czymzapchała się ryżem, aby nic złego nie powiedzieć.
- DobryKocur. - Asakura przeniósł rękę z jej kolana na włosy. Pogłaskałją niczym prawdziwego kota.
- Jak słodko... - PowiedziałaElly, która nagle pojawiła się miedzy parą.
- Ja sarasfam famsfotko, jus nafet sjes f spo... - Zaczęła jęczeć błękitnooka,ale białe ziarenka w ustach jej przeszkadzały.
- Najpierwpołknij. - Hao złapał ją za brodę i siłą zamkną usta.
-Foch. - Fuknęła młoda Morri gdy już tylko mogła otworzyć buzie,aby nic jej nie wypadało.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.Zresztą.. Nie było nawet chwili żeby ktokolwiek nie chichotał.Ciągle ktoś zalewał się łzami śmiechu. No tylko kiedy Jocoopowiadał swoje kawały w pokoju robiło się dziwnie cicho. Chociażnawet na to Pilica i Tamao reagowały optymistycznie.
Nagleusłyszeli pukanie do drzwi.
- Otworze. - Zaoferował się Morty.Pobiegł do przedpokoju.
- Cześć! - W progu stali Kalim iSilva. Bez żadnego zaproszenia wcisnęli się do środka.
-Kolędnicy! - Krzyknęła uradowana Aya.
- Mam ci może jeszczecoś śpiewać? - Brunet spojrzał na nią z poirytowaniem.
- Tak!Przybieżeli do Be...! - Zaczęła młoda Morri.
- Tobie sięczasem święta nie pokręciły? - Zapytał Yoh z wesołymwyszczerzem.
- Nie. - Wzruszyła ramionami szamanka.
- Dobratrzeba im robić miejsce. - Powiedziała Jun, jaka chyba poczuła sięodpowiedzialna za usadzenie gości.
- To Aya chodź na kolana domnie, a Yoh weźmie Annę. - Zaproponował Hao. Dziewczyny zgodziłysię bez większego problemu.
- Widzisz jak ja się dla waspoświęcam? A wy mi nawet nie chcecie pośpiewać! - Prychnęłamłoda Morri.
- A znacie to? Dlaczego ocet dostał dziesięć latpozbawienia wolności? - Zapytał nagle Joco. Każdy spojrzał naniego. - Bo był winny! Hahahaha..!
- NIE WYTRZYMAM! - WrzasnąłRen. Wstał od stołu. Nie wiadomo skąd wyjął swoje Guan-dao.Przeskoczył stół nie dotykając blatu i znalazł się tuż przymurzynie. Ten oczywiście instynktownie zaczął uciekać. Obojewybiegli z jadalni.
- No to dopiero jest zabawne! - Wyszczerzyłaząbki Aya.
- Nie powinniśmy ich jakoś rozdzielić? - ZapytałMorty. Był trochę przerażony. Jeszcze nigdy Joco nie zostałzłapany, ale co będzie jak kiedyś się potknie, albo coś?
-Nie.. Niech się bawią. - Wyszczerzył się Yoh.
- To nazywaszzabawą? - Zapytała przerażona Elly. - Z kim ja się zadaje...
-Z najfajniejszymi ludźmi na świecie! - Odpowiedziała jej prostoAya, po czym wtuliła się plecami w Hao. Patrzyła na swoichprzyjaciół z szerokim uśmiechem. Była tak bardzo szczęśliwa, żeto wszystko właśnie tak się potoczyło! Właśnie dla takich chwilbyło warto przeżyć, te wszystkie treningi, ten cały ból i trud.Nikt nie zastąpi jej tych idiotów. Nagle Aya pomyślała sobie, żeza jakieś 10 lat znów się wszyscy spotkają, a wtedy będą jużdorośli, pewnie większość będzie miała już mężów, żony, anawet dzieci. Będzie ich wtedy z trzy razy więcej! Toż to trzebabędzie jakąś willę na spędy wynajmować!
Ciekawe co będzieteraz? Koniec turnieju, koniec problemów, koniec zmartwień...Wszystko będzie wspaniałe...
- Co z nią? - Zapytała lekkozmartwiona Koken, która razem z resztą wesoło śmiała się iżartowała. Już zdążyła przywyknąć do XXI wieku, nie bała sięani telewizora ani lodówki. Rio pokazał jej wiele wspaniałychrzeczy jak i miejsc, chociaż objechali dopiero niewielki ułamekświata.
- Zasnęła. - Zaśmiał się długowłosy,pieszczotliwie obejmując młodą Morri.
- W tym hałasie? - Niedowierzał Horo.
- Widać pobierała nauki nie tylko w Kinhon,ale też u Yoh. - Zarechotał starszy Asakura.
- No w spaniu tomnie nikt nie pobije. - Wysoko podniósł głowę młodszybliźniak.
- Tak, jesteś w tym absolutnym mistrzem, mistrzu! -Krzyknął uratowany Rio, ściskając mocno Lyserg'a.
- Du..Dusisz.. - Pisnął zielonowłosy.
- Oddaj go mi! - KrzyknęłaMilly, która już od kilkunastu minut próbowała nawiązać kontaktz Anglikiem.
- To MÓJ protegowany, znajdź sobie własnego! -Brunet nie zamierzał się z nikim dzielić.
Nagle dopomieszczenia wszedł Ren z uradowaną minką na pyszczku.
- Agdzie Joco? - Zapytał młodszy Asakura.
- W końcu nadeszłagodzina zemsty... Za te wszystkie głupie żarty... - Młody Taospokojnie usiadł na swoim starym miejscu przy stole.
- To niebyło śmieszne! - Wrzasnął wściekły McDaniel. Kiedy stanął wdrzwiach w pomieszczeniu najpierw zapadła cisza. Potem każdywybuchnął szczerym rechotem. - Przestańcie się ze mnie śmiać!
- Ale.. Ale ty... - Naoko nie wytrzymała i aż spadła zkrzesła.
- Gdzie się podziało twoje afro? - Zapytał Horo,który złapał się mocno za brzuch. Murzyn stał z fryzurą obciętądo połowy. Miał teraz na głowie zamiast wesołego okręgu czarnychloków - półkole.
- W końcu udało ci się rozśmieszyć naswszystkich. - Powiedział złośliwie Ren. Co prawda nie chciałzrobić takiej "krzywdy" murzynowi, ale... Za bardzo sięszamotał i tak jakoś wyszło.
- Zaniosę ją do pokoju. -Powiedział spokojnie Hao. Podniósł Ayę, po czym minął Joco iruszył schodami na górę. Położył ją ostrożnie na jednym złóżek. Dziś chyba będzie zasada, kto pierwszy ten lepszy. Czylikto pierwszy zaśnie będzie spać na łóżku, a reszta gdziepopadnie...
Szatyn przykrył młodą Morri kocem, po czym usiadłobok niej. Odgarnął jej grzywkę z czoła i złożył na nimdelikatny pocałunek.
- Hao.. - Brunetka szepnęła przez sen.Szatyn uśmiechnął się szeroko. Złapał dłoń błękitnookiej igłaskał ją uspokajająco.
- Jestem tu. - Powiedział po czympołożył się obok niej. W końcu byli zupełnie sami, bez obaw, żezastanie ich żaden zły duch czy demon. Asakura był zupełniespokojny jak jeszcze nigdy. Patrzył na Ayę niezmiernie cieszącsię, że nic jej nie jest, że Itamishi nie przejął nad niąwładzy. W ogóle podobał mu się taki happy end. Jedynie straszniebolało go zachowanie rodziny. Jego matka... To było straszne, żechciała wszystko zwalić na Ayę, że nagle zapomniała ile brunetkazrobiła. Nie podobał mu się również Yohmei i Kino, którymyśleli, że mogą od tak zmusić do posłuszeństwa jego i Yoh. Poza tym staruszek nazwał go Zik'em, a Hao już dawno przestał sięutożsamiać z przodkiem. Asakura sam nie zauważył, kiedy zasnąłobok swojej dziewczyny, trzymając ją mocno za rękę.
***Nad ranem... ***
Aya otworzyła szeroko oczy. Rozejrzała siędookoła. Obok niej leżała Anna, a Hao spał z resztą chłopakówna podłodze. Brunetka uśmiechnęła się. Dziwne przeczucie niedało jej już zasnąć. Słyszała jakby ciche nawoływanie. Jaknajostrożniej wysunęła się spod kołdry. Nie chcąc nikogoobudzić wyskoczyła oknem. W Dobie biło cicho i spokojnie jak chybajeszcze nigdy. Szła miedzy zniszczonymi budynkami Dobie. Jej bosestopy zapadały się w piaszczystym podłożu. Dziewczynie to jednaknie przeszkadzało. Szła za swoim instynktem. Miała tylko nadzieję,ze Hao nie obudzi się podczas jej nieobecności... Nie chciała, abysię martwił.
Wyszła już za obszar miasta. Tu powietrze byłodość chłodne. Nocą na pustyni nie bywa za ciepło. Mimo tego wspódnicy i koszulce wcale jej nie było zimo. Ogrzewała powietrzeza pomoczą Hichie, przez co dookoła brunetki panowała wysokatemperatura.
- Witaj Morri. - Dziewczyna podniosła wzrok. Przedsobą zobaczyła niskiego staruszka, którego bardzo dobrzekojarzyła.
- Więc to ty mnie nawoływałeś Yohmei? - Zapytaładość wesołym głosem.
- Tak. - Odpowiedział krótko Asakura.- Stałaś się bardzo silna Morri.
- To jakiś problem? - Ayazmarszczyła brwi. Nie podobało jej się to spotkanie. Mężczyznabył zbyt poważny i gburowaty.
- Jesteś zbyt silna. Stałaśsię niebezpieczna. - Wyjaśnił mężczyzna.
- Zbyt silna naco? Czy każdy kto jest silniejszy od ciebie, powinien zostaćusunięty? - Prychnęła gniewnie Aya. - Co niby chcesz zrobić?Zniszczyć mnie? W jaki sposób?
- Jakoś daliśmy radę Zik'owito tobie też damy! - Warknął wściekle Yohmei.
- Daliścieradę?! Kazanie bratu zabić brata to w twoim języku danie rady?! -Krzyknęła zbulwersowana nastolatka. Ciskała wściekłymspojrzeniem w mężczyznę. - Powinniście byli im pomóc. Nie byłeśprzekonany co do reinkarnacji Zik'a, a mimo to chciałeś zabićswoje wnuczęta. Co z ciebie za człowiek?
- Przynajmniej jestemżywy nie tak jak twoi rodzice. Chronili cię za wszelką cenę,która wynosiła śmierć całego klanu. Obronili kogoś takiego jakty, mimo tego że powinni cię zgładzić w kołysce.
- Ejstaruchu! Moich rodziców w to nie mieszaj! - Ostrzegła brunetkamocno zaciskając pięści. - Byli wspaniałymi ludźmi, a ty niedorastasz im do pięt! Kochali mnie nie nie tak jak wy Hao! Czego tyode mnie wymagasz?!
- Chcę, żebyś po prostu opuściła tomiejsce. - Powiedział staruszek patrząc na nią poważnie. Trochęsię jakby uspokoił. - Ta planeta ledwie przeżyła niszczycielskąmoc Zik'a, drugiej takiej mocy nie przetrwa.
- Dlaczego mnie doniego porównujesz? Nie zrobiłam nic złego! - Zauważyła słuszniebrunetka. - Wręcz przeciwnie! Oddałam własne ciało dla wszystkichludzi i szamanów! Tylko dzięki mojej dobrej chęci żyjecie! Gdybymchciała was zniszczyć, przysięgłabym posłuszeństwo Datenshii irazem z nim zasiadła na tronie!
- Sam fakt, że o tympomyślałaś, czyni cię złą. - Wycedził przez zęby Asakura.
-To jak pomyśle o porodzie to już jestem matką? - Zapytała zironią w głosie.
- Po prostu wynieś się z Ziemi. Z tego cosię dowiedziałem, masz tam jakąś planetę demonów, zamieszkaj naniej, daj odpocząć temu miejscu.
- To też moje miejsce. Tutajsię urodziłam i tu też będę żyć, razem z TWOIM wnukiem. Jegoteż chcesz wyemigrować? - Na ryjku Ayi pojawiła się chytrość.
- Nie. Chcę żebyś ich zostawiła w spokoju. Młoda Kyoyamajest kobietą godną dla tytułu rodu Asakura, ty nie. Nie pozwolimyzhańbić naszego nazwiska kimś takim jak ty. Już Zik namwystarczająco popsuł reputację. - Warknął staruszek.
- Z tegoco wiem to tylko dzięki niemu staliście się aż tak bardzosławni.. - Prychnęła gniewnie. - Dla twojej informacji, Yohmei,nigdy nie zostawię Hao. Nie jestem ani tobą, ani Keiko, którazostawiła własnego syna w najważniejszym momencie jego życia.Będę przy nim już na zawsze! Na jego odejście też nie licz!
-Nigdy nie dostaniecie błogosławieństwa. - Siwowłosy powiedziałto z lekką odrazą.
- Phi.. Jestem boginią demonów, na grzybami twoje błogosławieństwo? Sama sobie ślubu mogę udzielić! - Pochwili uspokoiła się i posmutniała. - Powinniście się terazrazem z Hao cieszyć jego szczęściem. Tym, że wrócił do światażywych, ze nikt go już nie kontroluje, że może żyć razem z Yoh.A ty szukasz problemu tam gdzie go nie ma... Cały ród Asakurówpowinien się wstydzić za swoje zachowanie... Jesteście żałośni...Szkoda mi tylko biednych bliźniaków. Oni nic nie zrobili, anajbardziej cierpią. Wybacz, ale teraz muszę iść, skoro nie maszjuż do mnie żadnego interesu.
Młoda Morri odwróciła się.Nagle poczuła huk i silny ból z tyłu głowy. Dotknęła w bolącemiejsce ręką. Zauważyła krew. Odwróciła się do staruszka. Tenw rękach dzierżył pistolet.
- To dla dobra nas wszystkich. -Powiedział, po czym strzelił jeszcze trzy razy, tyle ze w klatkępiersiową. Schował pistolet do kieszeni czekając aż Aya opadniemartwa na ziemię. Ta jednak stała zgięta w pół. Zaczęła cichochichotać, po czym ryknęła głośnym demonicznym śmiechem.Wyprostowała dumnie plecy, rany w mgnieniu oka zagoiły się.Spojrzała na mężczyznę groźnie.
- Ośmieliłeś się mniezabić? - Zapytała rechocząc nadal. - Głupi, idiotyczny, śmiesznyYohmei.. Chcę żebyś wiedział, że dzięki mocom, które zdobyłamrangą doszłam do klasy szamanów NIEŚMIERTELNYCH. Żaden szamanani człowiek nie jest w stanie mnie zabić...
- Jesteś demonem!- Wrzasną przerażony Yohmei. Wyjął pistolet i zaczął strzelaćjak opętany, aż nie skończyły mu się naboje w magazynku. Na Ayinie zrobiło to żadnego wrażenia. Podeszła do niego. Szamanprzerażony upadł na piach.
- Oszczędzę cię. Jesteś zbytżałosny, aby cię zabijać. - Powiedziała. Odwróciła się izaczęła powolnym krokiem iść w stronę Dobie. Zacisnęła mocnopięści. Zaczęła stopniowo dedukować całą zaistniałąsytuację. Było jej strasznie smutno. Nie myśląc długo zaczęłabiec...
*** Tymczasem... ***
Asakura powoli otworzyłoczy.
- Zabierz to.. - Jęknął, zdejmując ze swojego brzuchakolano braciszka. Miał wrażenie, że żołądek wbił mu się wkręgosłup. Niby zasnął na wygodnym tatami razem z Ayą, ale jaksię przebudził to ustąpił miejsca jednej z dziewczyn. Sam położyłsię na podłodze obok reszty chłopaków. Yoh, który użył sobiebliźniaka jako wygodnej poduszki nie pomagał mu w spokojnymprzespaniu nocy. Hao usiadł i uśmiechnął się niepewnie. Nigdzienie widział młodej Morri. Wstał i cichutko wyszedł na korytarz.Usłyszał cichy hałas w łazience. Bez namysłu pociągnął zaklamkę.
- Matko przepraszam! - Jęknął, kiedy zamiastbłękitnookiej (jak się spodziewał) w łazience zobaczył zaspanąTamao. "Debilu pukaj!" zganił się w myślach.
Obszedłcały dom. Znalazł tam pałaszującego w lodówce Horo i Sharonę,która wołała imię jakiegoś chłopaka przez sen, ale Ayi aniśladu.
Strasznie się zmartwił. Nie myśląc długo nałożyłbuty. Wyszedł z domu targany dziwnymi emocjami. Łaził bezcelowo pomieście patrząc na zniszczone budynki. Chciał ją zobaczyć. Zraz,teraz, natychmiast! Po brunetce nie było ani śladu. Coś go tknęło,aby zobaczyć miejsca cokolwiek dla nich znaczące. Udał się naplaże, na której spędzili romantyczny wieczór, który częstociepło wspominał. Z oddali zauważył sylwetkę siedzącą napiasku. Młoda Morri miała podkulone nogi, a głowę schowaną wswoich kolanach. Długowłosy podszedł do niej. Usiadł obok. Ayaspojrzała na szatyna lekko zaczerwienionymi oczami. Wyglądało nato że płakała.
- Ej co się stało? - Asakura zapytałtroskliwie. Od razu objął dziewczynę ramieniem, przytulił mocnodo siebie. Zaczął głaskać ją uspokajająco po włosach.
MłodaMorri zamknęła na chwilę oczy. Czuła się tak bezpiecznie, takdobrze. Przyszła tutaj, żeby w spokoju pomyśleć o tej całejsytuacji. Strasznie ją bolało to co powiedział Yohmei. A pokilkukrotnym uświadomieniu sobie sensu jego słów, ból powracałze zdwojoną siłą.
Hao pocałował Ayę pieszczotliwie w czoło.Nie ponaglał jej do odpowiedzi, mimo że ciekawość zżerała go odśrodka. Martwił się straszliwie.
- Rozmawiałam z twoimdziadkiem. - Powiedziała krótko. Długowłosy na chwile odepchnąłją od siebie. Spojrzał dziewczynie prosto w oczy.
- Z moimdziadkiem? - Zapytał głucho.
- No z Yohmei... - Wyprostowała.- On mnie nie lubi. Baaardzo mnie nie lubi...
- Zrobił ci coś? -Hao przestraszył się. Złapał brunetkę za ramiona i zacząłwzrokiem szukać ran. Nic niepokojącego nie znalazł. Nachylił sięjednak, aby sprawdzić jej plecy. Z przerażeniem stwierdził, żejej bluza jest porwana w kilku miejscach. Już chciał zacząć jaratować, ale Aya złapała go za nadgarstki. Spojrzała na Asakuręuspokajająco. Długowłosy grzecznie usiadł na piasku.
-Spokojnie nic mi nie jest. - Uśmiechnęła się słodko. - Możetrochę ucierpiała moja duma.
- Ale co się dokładnie stało? Iskąd te poszarpania? - Dociekał szatyn, głaszcząc Ayę popoliczku. Drugą ręką złapał jej dłoń.
- Dowiedziałam się,że jestem drugim Zik'iem, że przyniosę zagładę dla Ziemi idostałam wilczy bilet z tego świata. Yohmei uznał, że jak poprosinie o opuszczenie Ziemi to tak zrobię. Chciał żebym zostawiłaciebie i usunęła się ze świata szamanów. Kiedy się niezgodziłam strzelił do mnie. Ale spokojnie! Nic mi nie jest. -Uprzedziła potok pytań o swoje zdrowie, który właśnie miałwylecieć z ust długowłosego.
- Ale jak to... Przecież... -Czarnooki nachylił się i chciał już ponownie oglądać Ayę, tajednak odepchnęła go mocno.
- NIE! - Krzyknęła. - Ja jużnigdy nie będę miała ran! Wiem, że to obrzydliwe, ale jestemnieśmiertelna! Nie można mi nic zrobić...
Młoda Morri zniżyłagłowę nie patrząc na chłopaka. Popchnęła go trochę za mocno,przez co Hao właśnie podnosił się z piasku. Miał niezwyklezdziwioną minę.
- Jak to nieśmiertelna? - Zapytał patrzącniepewnie na błękitnooką.
- Po prostu... Dzięki mocy pięciumieczy nie można mnie niczym zranić, moje rany goją sięautomatycznie. Widzisz, miecze mają ogromny wpływ na mój organizm.Już cztery z nich zmieniły mnie. A najsilniejszy, Itamishi sprawił,że jestem trochę inna niż wszyscy... Przepraszam...
- Za coprzepraszasz, głuptasie? - Czarnooki złapał lekko za jej brodę.Pociągną ją do góry tak, aby dziewczyna patrzyła mu w oczy.Szatyn zetknął się z nią czołami. - Od zawsze byłaś inna,wyjątkowa. Ale nie w złym sensie, tylko dobrym. Od zawsze ześmiercią spadałaś na cztery łapy... Strasznie wytrzymały zciebie Kocurek..
- I nie brzydzisz się mnie? - Zapytałaniepewnie.
- Niby dlaczego miałbym się ciebie brzydzić? Jesteśnajpiękniejszą i najlepszą dziewczyną na świecie. - Hao złożyłna jej ustach delikatny, pieszczotliwy pocałunek. - Nie daj sobiewmówić nikomu, że jesteś obrzydliwa.
- Nie daję! - Zapewniłabrunetka patrząc lekko rozdrażniona na szatyna. Nie chce, żebychłopak myślał, że jest jakaś głupia i działa pod wpływemjakichś presji.
- Wiem nie bulwersuj się tak.. Mówię naprzyszłość. I nie przejmuj się tym co gada Yohmei. - Poprosiłdługowłosy. - Mi też nie przypadł do gustu. Wmówił mamiestrasznych rzeczy o tobie... O mnie zresztą pewnie też. Ale myślę,że on się trochę boi. Wiesz, on naprawdę wierzył w Króla Duchówi pokładał wielkie nadzieje w Yoh.. Ale teraz jego mały idealnyświat się zawalił. Zik z którym walczył okazał się nie byćZikiem tylko mną, a ideały których się trzymał upadły. Teraznie wiem dlaczego, ale wyładowuje swoją frustrację na tobie... Alespokojnie, razem to przetrwamy.
- Wiem. Dziękuję Hao. -Dziewczyna spoważniała, spojrzała głęboko w jego błyszcząceoczy. - Tylko dzięki tobie to wszystko przetrwałam. Bardzo mipomogłeś. Zawsze się mną opiekowałeś i wspierałeś, jesteśnajwspanialszą osobą na którą w życiu trafiłam. Wiem że mnienie zostawisz.
- Nigdy, ale to nigdy cie nie zostawię! - Zapewniłdługowłosy. Mocno przytulił do siebie brunetkę. - Kocham cię,mam gdzieś moją mamę czy dziadka.
- Nie mów tak. - Poprosiłabrunetka.- To twoja rodzina, jakakolwiek by nie była. Chociaż jestmi przykro. Yohmei nie chce mnie w klanie...
- A co on ma dogadania? Jakoś nie czuję się z nim za bardzo powiązany. Wprzyszłości będziesz nosić moje nazwisko i nic tego nie zmieni.Weźmiemy ślub i już.
- Mam to traktowa jako oświadczyny? -Zapytała z wesołym uśmiechem na pyszczku. Chociaż z początkubyła naprawdę załamana szybko wrócił jej dobry humor.
- Nie,jeszcze nie... Nasze oświadczyny będą niezwykłe, ja już cośwymyślę. - Hao zaśmiał się słodko.
Oboje siedzieli napiaszczystym brzegu. Słońce powoli wstawało i mieli piękny widokna wschodzącą gwiazdę. Każdemu z nich doskwierała ta sprawa zrodziną Hao. Mimo to byli bardzo szczęśliwi, że mogą być turazem. Asakura nie wyobrażał sobie tego, że dziadek czy ktokolwiekinny mógłby zmusić go do rozstania z Ayą.
- Wiesz, że znamysię już od dziesięciu miesięcy? - Zapytała nagle młoda Morri. Wjej głosie można było usłyszeć niezbyt dobrze ukryte zdziwienie.
- No masz rację. - Przytaknął jej długowłosy. - A pół rokujak jesteśmy parą.
- Jak to szybko minęło.. Przez turniej,świat demonów, Wyrocznię, Roisei... Ten rok zleciał mibłyskawicznie! - Błękitnooka patrzyła tempo przed siebie. Uśmiechwszedł na jej twarz. - Ale fajnie było, nie? Mimo wszystko będęten czas wspominać bardzo miło...
- Ja też... No ale w końcunasze życie się nie kończy, prawda? - Hao zaśmiał się. Wstał iotrzepał spodnie z piachu. Podał rękę brunetce. - Chodź Kotuś.Trzeba powoli wracać.
Błękitnooka również wstała. Nadaltrzymając się za ręce ruszyli w stronę domu. Kiedy tam dotarliniektórzy domownicy już nie spali. Dziewczyny wolały wstać oświcie, żeby potem nie pchać się jak szalone do łazienki.Chociaż i tak miały problem z dogadaniem się...
- Sharona!Siedzisz już tam pół godziny! - Elly pukała w drzwi z widocznympoddenerwowaniem. Wejście do łazienki otworzyło się w końcu.Blondynka wystawiła jedynie głowę.
- Na tak piękną twarz jakmoja potrzeba dużo pracy i czasu... - Oznajmiła, po czym znówschowała się za drzwiami.
- Ej! Sharona no..! - Para postanowiłanie przejmować się nimi. Tego lepiej nie ogarniać i dać spokojnieodetchnąć mózgowi. Oboje weszli do kuchni.
- Gdzie byliście?Martwiłam się! - Rzuciła gniewnie Anna, jaka siedziała przy stolepopijając na uspokojenie zieloną herbatę.
- Przepraszam...Byliśmy na spacerze. - Wyjaśnił Hao. Usiadł naprzeciwkoblondynki.
- Mogliście powiedzieć, albo napisać kartkę, albocoś... - Młoda Kyoyama spojrzała na przyjaciół lekkonaburmuszona.
- No nie gniewaj się na nas... - Aya stanęła zaplecami czarnookiej. Mocno ją przytuliła. Przy okazji wzięła wdłonie kupek blondynki i sama się z niego napiła. Skrzywiła sięlekko. - Fuj.. Dlaczego nie słodzisz?
- Bo nikt oprócz ciebienie słodzi zielonej herbaty.. - Wytłumaczył z uśmiechemdługowłosy.
- Nieprawda... - Zaprzeczyła brunetka.
Powolidom budził się do życia. Kiedy wszyscy wstali, po skromnymśniadaniu, ochoczo zabrali się za sprzątanie. Trzeba byłopozmywać po wczorajszej uczcie, pozamiatać i w ogóle zostawić domw porządnym stanie. W końcu mieszkali tu przez długi okres,używali tu wszystkiego. Dobie i tak jest w opłakanym stanie, tochociaż jeden budynek będzie należycie wyglądał.
Potem..Potem nastąpił jedno ze smutniejszych wydarzeń. Przyjacielemusieli się rozstać. Na początku pojechała Sharona i dziewczyny -w końcu przyjechały tu tylko na walkę finałową, która i tak sięnie odbyła. Silva i Kalim wrócili do siedziby wielkiej rady.Bliźniacy postanowili wyjechać bez pożegnania z rodzicami. Gdybychcieli sami by się do nich zgłosili... Bracia musieli ochłonąć.Nie byli pewni jak potoczyłaby się rozmowa z rodzicami "naświeżo".
Reszta zgodnie postanowiła, ze zostanąrozwiezieni do domów na Duchu Ognia. Pewnie zajmie im to trochęczasu, przez co przedłużą okres w którym będą musieli sięrozstać i pożegnać. Mimo, że każdy uśmiechał się i żartował,cała ich grupa czuła, że będą za sobą bardzo tęsknić.
Więcostatnie godziny spędzone razem postanowili spędzić wyjątkowo,nie zastanawiając się nad własnymi zmartwieniami...
Opiskrótki, a właściwie brak. Nie wyrobiłam się trochę więc notekbędzie jedynie 62. Jutro wstawię 61 :) Nie będę już dziśpowiadamiać zrobię to jutro więc w razie czego proszę się niefoszkać ;D
Och, jak słodko T.T Um, co do tej zielonej herbaty, to Haoś nie ma racji. JA też słodzę!Notka świetna i wzruszająca i wgl...Czekam na kolejny.Bye!
OdpowiedzUsuń