58. Zadyma
- Trochę tu smutno bez Króla Duchów, no nie? - Zapytał Horo. Obrócił głowę do tyłu patrząc na puste miejsce w oddali. Biegli ku wyjściu już od kilkudziesięciu minut. Znajdowali się już w Zakazanym Lesie mimo tego do drzwi mieli jeszcze kilka kilometrów.
- Tsa... Zaraz się popłaczę. - Warknął Ren. Nie chciał znów znaleźć się w Dobie. Przecież En zrobi mu z czterech liter jesień średniowiecza! I to tak dosłownie.
- Nie ciężko ci? - Yoh spojrzał z troską na brata, który oprócz własnego ciężaru na plecach dźwigał również Ayę. Dziewczyna spała twardym snem, nie reagując na nic.
- Nie, spokojnie, dam radę. - Powiedział z uśmiechem starszy Asakura. Cieszył się że może pomóc swojej dziewczynie w jakikolwiek sposób.
- Tak właściwie to co będzie jak stąd wyjdziemy? - Młody Usui nie wyobrażał sobie teraz wyjścia na zewnątrz.
- Armagedon. - Podsumował złotooki.
Już żaden z nich się nie odzywał. Każdy po cichu rozpaczał nad swoim losem.
Yoh bał się reakcji Anny. No bo niby wiedział, że dziewczyna go kocha, kiedyś mu nawet wyznała, iż nawet jeśli nie zostanie królem chce dzielić z czarnookim życie. Mimo to czuł w sercu niepokój. Do tego dziadkowie i cała rodzina. Teraz ich tutaj nie ma, ale zapewne nie będą zadowoleni kiedy się dowiedzą co zrobił. Pewnie będą szukać zła w Hao. Jednak młodszy Asakura nie da skrzywdzić swojego brata. Może zna go najkrócej z całej rodziny (co jest lekkim paradoksem ze względu na to, że są bliźniakami) ale Hao go nigdy nie zawiódł i był z nim szczery w każdej sytuacji.
Horo rozmyślał nad sytuacją drobiażdżków. Przecież właśnie dla nich miał wygrać turniej. Teraz może się pożegnać ze swoim marzeniem wielkich pół z liliami wodnymi... Ale... Czy na pewno? W końcu po coś pojmali Króla Duchów do miecza, prawda? Aya musiała mieć jakiś plan z tym związany inaczej by tak nie postąpiła. Przecież znał ją od kilku dobrych miesięcy i chociaż czasem młoda Morri zachowywała się dziwnie i miała te swoje układy z demonami nie chce źle dla szamanów, ludzi czy innych mieszkańców Ziemi...
Ren ubolewał nad swoją sytuacją w rodzinie. Teraz zapewne go wyklną. Poprzednio mógł się bronić tym, że zostanie Królem Szamanów, a teraz co im powie? Jak uwolni swój klan i przywróci mu dawną świetlność? Tyle osób na niego liczy... Znów ich zawiódł. Chyba jednak nie nadaje się na przywódcę. Mocniej ścisnął Hichie i Tsuchikarę, które dzierżył w rękach. Na szczęście tym razem nie spowodował trzęsienia ziemi czy coś w tym stylu... Tylko tego im brakowało.
Przybiegli już pod wysokie schody. Trochę zasapani powoli poczęli wchodzić na górę. Yoh złapał za kartkę widniejącą na wielkiej skale.
- Odrywać? - Zapytał cichutko.
- Tak. - Odpowiedzieli chórem przyjaciele.
Szatyn już nic nie powiedział. Po prostu oderwał talizman i odskoczył.
Skała, która torowała drzwi automatycznie zamieniła się w piasek. Wyjście zostało odsłonięte. Chłopaki ścisnęli mocniej miecze, a w przypadku Hao – Ayę niesioną na plecach.
To co zobaczyli przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Czekał już na nich komitet powitalny w postaci Wielkiej Rady Szamanów, wojowników najwyraźniej rozjuszonych nagłym przerwaniem finałów turnieju oraz najbardziej niezapowiedzianych gości – rodzinę Asaura. Yoh aż przetarł oczy widząc Yohmei, Kino, Mikihisę i... Keiko. Spojrzał na brata, który cofnął się nieznacznie.
Młodszy bliźniak rozejrzał się lepiej. A gdzie ich przyjaciele? Z przerażeniem stwierdził, że są pojmani i siedzą między członkami rady zakuci w kajdanki. Wśród nich zobaczył również Silvę i Kalima, który najwyraźniej się nawrócili. Duchy natomiast były zwiazane długimi koralami, trzymane pod ścisłą pieczą babci szamana. Najbardziej Yoh przeraził widok Ani. Serce go zakuło.
- Anna! - Krzyknął po czym przebiegł przez wejście. Przed nim stanął jeden z Członów Rady.
- Wszyscy za swoje czyny będziecie ukarani.. A teraz oddajcie Króla Duchów! - Rozkazała Goldva stojąca pośrodku całego tego zbiorowiska.
- Bardzo nam przykro ale nie możemy tego zrobić. - Powiedział sucho Ren.
- Nawet jakbyśmy chcieli to nie bardzo umiemy. - Wtrącił Horo.
- Myślałem, że się zmieniłeś Zik. - Warknął Mikihisa z wielką niechęcią do syna.
- Tato! Jaki Zik! Przecież wiesz, że to Hao! - Krzyknął zrozpaczony Yoh. Bardzo mu się to wszystko nie podobało.
- Co zamierzasz teraz zrobić jeśli masz już Króla Duchów!? Zabijesz nas wszystkich i stworzysz swoje królestwo?! - Warknął jakiś szaman.
- To co się stało nie było moją inicjatywą! - Powiedział Hao podchodząc do bliźniaka. Na plecach dalej dźwigał Ayę. - To że pojmaliśmy Króla nie oznacza że chcemy źle! Niedługo na Ziemi pojawią się demony, a wtedy ta moc będzie nam potrzebna!
Długowłosy nieudolnie starał się wytłumaczyć zebranym całą sytuację.
- Tak, tak nie zamydlisz nam oczu. - Odezwał się Yohmei. - Przykro nam tylko że zdołałeś namówić do tego Yoh... Pokładaliśmy w tobie niezwykle wielkie nadzieje wnuku.
- Wy chcieliście, żebym zabił własnego brata! - Młodszy z braci był wściekły.
- Tato posłuchaj moich synów... - Koło starego szamana uklękła Keiko. Wzięła jego dłoń w swoje ręce. - Moi synkowie tego nie chcieli.. To ta dziewczyna ich do tego namówiła.. Ta młoda Morri... Od zawsze było wiadome, że ten klan to samo zło! Dlatego..
- Mamo co ty mówisz! - Hao był w szoku. Patrzył na rodzicielkę nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.
- Tak wiem córko, dlatego też mam plan aby wykończyć tego małego bękarta. Dlatego też mam dla ciebie wspaniałą propozycję Zik. - Powiedział Yohmei.
- HAO! - Przyjaciele poprawili staruszka.
- Nieważne... W każdym bądź razie na twoim miejscu posłusznie oddałbym tego demona! - Najstarszy Asakura podniósł do góry rękę, a w powietrze wzleciało tysiące małych liściastych duszków.
Yoh wziął Kazeneiki i zamachnął się bronią. Silny cios powietrza nie tylko zniszczył większość duszków, ale również powalił na ziemię kilku szamanów.
- Stań z tyłu braciszku, będziemy cię osłaniać. - Zaśmiał się krótkowłosy szatyn.
- Właśnie. My sobie poradzimy. - Zaśmiał się Ren. - Nie jesteście niezastąpieni.
- Dzięki chłopaki, ale nie trzeba... - Zaśmiał się nerwowo starszy Asakura. Osłonięty przez przyjaciół odszedł trochę do tyłu, zrzucił delikatnie z pleców brunetkę i oparł ją o skałę. - Ren, podaj mi miecz!
Fioletowowłosy rzucił przyjacielowi Hichie. Długowłosy stanął w pozycji bojowej.
- Musicie się poddać jest was tylko czterech. - Powiedziała Goldva pokazując rękoma setki szamanów negatywne nastawionych względem przybyszy.
- Nie liczy się ilość a jakość. - Prychnął Ren ściskając mocno Tsuchikarę.
- Co ty znów wyprawiasz Ren?! - Złotooki usłyszał głos wuja. Spojrzał w stronę En'a, który ciskał w niego wściekłym wzrokiem. - To co robisz jest najbardziej haniebnym czynem w historii rodu Tao.
- Ty nawet nie wiesz co ja robię. - Słusznie zauważył przyszły przywódca rodziny.
- Nieważne to i tak ostatnia rzecz którą robicie. - Wyjaśnił jeden z członków rady, po czym wysłał w stronę młodego Usui wielki pocisk foryoku. Ten działając pod wpływem nagłego impulsu wcisnął Mizukage w piasek. Spod ostrza wyleciała ogromna fala, która ruszyła na zdezorientowanych szamanów. Przypominała ona kilkudziesięcio metrowe wylewy tsunami.
- Wow.. Nie wiedziałem, że tak umiem... - Zdziwiony błękitnooki spojrzał na swoje ręce.
- Widzisz, nawet ty coś potrafisz. - Zakpił Ren.
- Czy wy się musicie kłócić nawet w takiej sytuacji? - Zapytał starszy Asakura z nieukrywanym uśmiechem.
- Co to za piekielne moce, które posiedliście? - Zapytał Yohmei, który był nad wyraz zdziwiony siłą tych młodych chłopaków. Horo powalił na ziemię ponad setkę osób, a nawet się nie zasapał!
- To pokazuje, że lepiej z nami nie zadzierać... Uwolnijcie naszych przyjaciół. - Zażądał Yoh.
- Co najwyżej możemy dołączyć was do nich. - Powiedziała Goldva.
- Nie skorzystam. - Wzruszył ramionami młodszy Asakura, po czym ruszył do ataku. Musiał uwolnić Annę, nie pozwoli jej więzić. Rzucił nowo powstały, biały miecz bratu, a sam wymierzył kilka ciosów Kazeneiki w Wielką Radę szamanów.
- Ej spokojnie! - Hao chciał powstrzymać brata ale mu nie wyszło. Mimo tego iż bardzo martwił się o bliźniaka, ten doskonale sobie poradził. Zamachnąwszy się mieczem wywołał w stronę przeciwników niezwykle silny wiatr, który powalił ich na ziemię. Kilkoma ruchami przeciął łańcuchy , które więziły jego przyjaciół. Ci od razu pobiegli w stronę pozostałej trójki. A właściwie czwórki bo śpiąca Aya też się liczy.
- Zabrali mi korale.. - Pożaliła się cicho Anna. - Wszystkie duchy są uwięzione...
- Widzimy. - Zaśmiał się cicho Yoh. Pogłaskał ukochaną po włosach. Yohmei zaklął cicho. Miał ogromną wiedzę, ale to czym władali było dla niego nowymi rzeczami. Nie wiedział jak walczyć z taką siłą...
- Dzieci proszę.. Przestańcie! - Keiko zalała się łzami. Podbiegła do synów. - Przestańcie.
- Ale to wy nas atakujecie mamo... - Zauważył Hao. Był wściekły na matkę. Jak ona mogła? Jak mogła chcieć zrobić krzywdę Ayi! Mieszkała z nimi powinna wiedzieć, jakimi uczuciami darzy brunetkę!
- Oddajcie im Króla Duchów, to was zostawią! - Wyjaśniła kobieta.
- No ja nie wiem czy z tego da się jeszcze wyłuskać króla... - Długowłosy podrapał się z zakłopotaniem po głowie oglądając trzymany w dłoni miecz.
- Jakby się dobrze postarać to da... - Do rozmowy wtrąciła się dalej siedząca pod ścianą Aya. Miała lekko otępiały wzrok uśmiechała się nieznacznie.
- Witaj wśród żywych. - wyszczerzył ząbki Horo.
- Ta... - Zaśmiała się dziewczyna.
- To ten demon! - Krzyknął jeden z szamanów.
- Przez nią to wszystko!
- Ukradła króla!
- Trzeba ją zniszczyć!! - Wrzeszczeli wojownicy, postanowili zaatakować równocześnie.
Aya wyprostowała prawą nogę. Tsuchikara wyślizgnął się z rąk Ren'a. Błyskawicznie wstała.
- Ruszamy! - krzyknął Horo, który dzierżył swój miecz. Chciał bronić swojej siostry i reszty.
- Spokonije, czekaj. - Młoda Morri zdawała się być niewzruszona. Szamani nacierali już na nich, kiedy brunetka postawiła stopę na piasku. Kiedy przeciwnicy zaczęli wystrzeliwać pierwsze pociski błękitnooka podniosła nogę. Całym placem wstrząsnęło niesamowicie silne trzęsienie ziemi. Nawet sprzymierzeńcy Ayi się poprzewracali. Jedynie ona stała patrząc na walący się w odległości kilkuset metrów świat.
- Dała czadu.. - Skomentowała Naoko, która aktualnie wylegiwała się na Joco.
- No... - Przyznała jej rację cała reszta.
Błękitnooka wyprostowała się cała jak struna. Hichie, Kazeneiki i Mizuchugi wróciły na swoje miejsca, czyli do środka Ayi.
Jedynie w rękach Hao dalej błyszczał biały miecz.
- W tej chwili widzę wszystkie skradzione nam duchy tutaj. - Głos młodej Morri wskazywał na to, że raczej nie przyjmuje sprzeciwów
- Prędzej je zniszczę! - Syknęła milcząc jak do tej pory Kino.
- Oj... Bo ja mogę być pierwsza. - Zaśmiała się cicho młoda Morri. - Ta, dosyć żartów. Szamani posłuchajcie! To nie jest mój żaden wymysł. Nie wzięłam sobie Króla Duchów dla przyjemności, naprawdę chciałam was wszystkich pokonać uczciwie. Ale nie tędy droga... Jeśli nie pójdę teraz do świata demonów i nie pokonam jednego z nich Ziemia będzie zagrożona. A że chce zabrać ze sobą przyjaciół potrzebne nam duchy. Naprawdę będę wdzięczna za oddanie ich.
Powiedziała spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem Aya.
- Po moim trupie! - Odkrzyknął Yohmei.
- Nie kuś... - Warknęła młoda Morri, której chyba już znudziło się udawanie dobrej. - Macie trzy minuty. Jeśli w tym czasie draśniecie mnie chociaż raz, wtedy oddam się do więzienia. A jeśli nikt z was nie zdoła mnie dotknąć, oddajecie duchy.
- Kpisz?! Patrz ilu nas jest! - Krzyknął jeden z szamanów.
- I właśnie dlatego kilka sekund temu powaliłam was wszystkich na ziemię... - Westchnęła brunetka. Obróciła się i uśmiechnęła do swoich przyjaciół. - Odsuńcie się trochę.
- Aya, nie rób im krzywdy. - Powiedział Yoh, który martwił się o swoją rodzinę.
- Spokojnie szwagier... Nie zamierzam ich atakować, będę się tylko bronić. - Wyszczerzyła swoje ząbki. Przeniosła wzrok na Hao. Uśmiechnęła się do niego. Nagle jednak twarz czarnookiego przysłoniła jej Keiko.
- Dlaczego nie zostawisz moich synów? - Krzyknęła wściekle.
- To oni się do mnie przyczepili. - Zaśmiała się cicho błękitnooka.
- No wiesz! - Krzyknęli oburzeni bliźniacy.
W tym samym momencie jeden z członków rady zakatował dziewczynę. Ta jednak nic nie zrobiła sobie z pocisku lecącego w jej stronę. Błyskawicznie odwróciła się i wysunęła z prawej ręki Hichie. Machnęła nadgarstkiem w dziwny sposób, tak jakby kreśląc ostrzem znaki w powietrzu, po czym przed nią pojawiła się ściana ognia. Pocisk wysłany przez napastnika zginął bezpowrotnie.
- Ktoś jeszcze? - Zapytała kpiąco dziewczyna. Było wielu śmiałków, jednak każdy atak był odpierany przez brunetkę bez zbytnich nieprzyjemności. – Żadne z pocisków czy też ataków wręcz nawet nie zbliżyło się do błękitnookiej dalej niż na 5 metrów. Dla wszystkich był to ogromny szok. Nie tylko wrogowie, ale i sprzymierzeńcy dziewczyny byli pod ogromnym wrażeniem. Nie myśleli, że podczas wizyty w Kinhon nauczy się tak wiele.
- I tak ci nie oddamy duchów! - Wrzasnęła Kino, mocniej ściskając w dłoni korale, na których końcu uwięzieni byli stróżowie szamanów.
- Nie chcecie po dobroci? - Aya uśmiechnęła się nieznacznie. Odbiła się od ziemi na wysokość kilkunastu metrów po czym zaczęła szybko spadać, dokładnie w miejsce gdzie stała staruszka. Wysunęła Kazeneiki z lewej dłoni, po czym zamachnęła się. Sznur na którym były zawieszone korale pękł z cichym trzaskiem, a małe kulki rozleciały się pod nogami Asakurów. Uwolnione duchy błyskawicznie pojawiły się przy szamanach.
Młoda Morri znów wyskoczyła w górę, zrobiła salto do tyłu i wylądowała między bliźniakami.
Nagle ziemia się zatrzęsła.
Hao spojrzał na swoją dziewczynę z dezaprobatą.
- Tym razem to nie ja! - Broniła się podnosząc do góry ręce. Po sekundzie przestała się uśmiechać. Spojrzała w niebo, na którym zaczęły zbierać się czarne chmury. W powietrzy pojawiały się dziwne znaki. Błękitnooka przeraziła się. - Uciekajcie!
Krzyknęła. Szamani spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Po chwili jednak ich uwagę przykuło coś innego. Coś zaczęło ich atakować. Z nieba spadały błyskawice, kilka domów w oddali zaczęło płonąć. Niektórzy szamani padali nieprzytomni, lub martwi. Jedynie nieliczni z osób znajdujących się w tym miejscu mogło zauważyć prawdziwy powód tego zajścia.
- Demony... - Jęknął cicho długowłosy.
- Tak , ale co oni tu robią, mieli zostać na Roisei... - Zdziwiła się Aya.
Jeden z Onito zamachnął się w stronę przyjaciół. Chybił i trafił w skałę za nimi. Hao rzucił bratu miecz po czym objął matkę ramieniem.
- Chodź zabiorę cię w bezpieczne miejsce.. - Powiedział cicho.
- Hao... - Szepnęła Aya. - Teraz nie ma bezpiecznego miejsca.. Zaczęło się.
- Ale co się zaczęło? - Zapytał niepewnie Joco, po czym głośno przełknął ślinę.
- Wojna. - Wyjaśnił spokojnie Ren. Wyciągnął swoje guan-do i wykonał kontrolę ducha z Basonem.
Młoda Morri nic nie mówiąc nakreśliła w powietrzu nieznane innym znaki. W jej dłoni pojawił się czarny talizman. Brunetka cisnęła nim w ziemię. Przez całą powierzchnię pustyni przeszedł dziwny blask, po czym demony ukazały się wszystkim, bez względu czy osoba patrząca była powiązana z Onito.
Teraz zaczęła się prawdziwa walka między szamanami a demonami. Co ciekawsze przybywało coraz więcej mieszkańców Roisei, którzy poczęli walczyć między sobą.
Aya również długo się nie zastanawiała. Migiem ruszyła przed siebie, wysuwając co raz to inny miecz. Bezwzględnie atakowała demony, które próbowały się bronić. Przyjaciele błękitnookiej ruszyli za nią.
Hao spojrzał na matkę.
- Nie idź tam synku... Jeszcze coś ci się stanie.. Ja.. Ja nie zniosłabym waszej straty! - Powiedziała Keiko z łzami w oczach.
- Wiec jeśli nie chcesz żebyśmy zginęli, pozwól nam się bronić, i przestań popierać... Swojego ojca w tej debilnej ideologii! Musimy pokonać te demony. - Powiedział długowłosy, a widząc że ku nim biegnie Mikihisa, uśmiechnął się do rodzicielki. - Poradzicie sobie we dwoje. Lece do reszty.
Hao nie czekał na odpowiedź. Wskoczył na Ducha Ognia. Zaczął pomagać przyjaciołom.
Rada Szamanów patrzyła na wszystko dość pesymistycznie. Nie wiedzieli zbytnio co robić, kogo atakować, a koto nie. Byli zmieszani.
- Yoh! - Aya wyciągnęła w stronę szatyna rękę. Ten porozumiewawczo kiwnął głową, po czym rzucił jej miecz. Brunetka zręcznie złapała rękojeść katany. Szybkim ruchem przecięła uderzającego w nią demona. Uśmiechnęła się triumfalnie widząc jak ostrze gładko zatapia się w ciało przeciwnika. Ten miecz był naprawdę niezwykły, o wiele lepszy niż Hichie czy Mizuchugi. Brunetka odwróciła się w stronę przywódczyni Członów Rady. - Uspokój ludzi Goldva, jesteś przywódczynią! Nie mogą się tak rozbiegać! Będą ginąć przy samej ewakuacji! Ogarnij to jakoś!
Pouczyła staruszkę młoda Morri. Sama podbiegła do Saisona, który właśnie pojawił się na polu bitwy.
- Można wiedzieć, co oni tu robią? - Zapytała, odganiając przy okazji dwóch nieprzyjaznych Onito.
- Są. - Warknął szarowłosy. - Okazało się że Datenshi ma większe wojsko niż myśleliśmy... Wyminęli nas i zaczynają schodzić na ziemię. Niedługo przybędą tu tysiącami.
- Świetnie żeście to na Roisei załatwili! Po prostu wspaniale... - Błękitnooka była wściekła. Miała nadzieje, na lepszy obrót sprawy. - Datenshi nadal jest w pałacu?
- Tak. Ni widzieliśmy go jak na razie więc najprawdopodobniej jest tam. - Złotooki spojrzał na nią podejrzliwie. - Chcesz tam teraz iść?
- Saison zlituj się, pytasz głupio! A co mam robić? Taki był plan prawda? Trochę się zmieniło, ale nie możemy zupełnie zawalić. - Uśmiechnęła się lekko, po czym minęła Saisona. Zręcznie odbiła się od ziemi, po czym ruszyła na ratunek pewnej szamance, która nie dawała sobie rady z atakującym ją demonem. Zręcznie pokonała przeciwnika, z którego wyleciało migoczące Toro. Pomogła wstać dziewczynie, po czym ruszyła walczyć dalej. Spojrzała na swoich przyjaciół. Uśmiechnęła się patrząc jak wspaniale radzą sobie w walce. Podbiegła do nich. Mimo iż demony były dość mocno odporne na ataki szamanów oraz broń ludzką, wszyscy dawali sobie świetnie radę. Błękitnooka z zadowoleniem zauważyła, że nie tylko jej przyjaciele stanęli do walki. Mogąc zobaczyć demony do racji Ayi przekonywali się inni. Łapali za broń i walczyli z obcymi przybyszami.
- Ej ja muszę lecieć na Roisei! - Krzyknęła brunetka zbliżając się do swoich przyjaciół.
- Chce iść z tobą! - Od razu odpowiedział Hao. Dziewczyna pokręciła lekko głową.
- Ktoś jeszcze jest taki wyrywny? - Zapytała brunetka patrząc na pozostałych.
- Myślę, że tutaj będziemy bardziej przydatni. - Wyszczerzył ząbki Yoh. - Musimy pomóc reszcie, a wy we dwójkę świetnie sobie poradzicie, prawda braciszku?
- No jasne! - Długowłosy pokazał bratu znak pokoju, po czym zeskoczył z Ducha Ognia na którym stał. Podszedł do brunetki. - Aya, a czy ja znowu nie zemdleję?
- Nie wiem już teraz nie powinieneś, najgorszy jest pierwszy raz potem jest już coraz lepiej... W każdym bądź razie nie masz się nad czym zastanawiać, bo...
Hao widząc, że za plecami młodej Morri czai się jeden z demonów wyciągnął w jego stronę rękę. Duch Ognia zrobił to samo, Złapał dość zdziwionego przeciwnika w swoją ogromną łapę, po czym począł bezlitośnie palić nieprzyjaciela.
- No to chodźmy. - Uśmiechnął się czule do dziewczyny.
- Dzięki.. - Młoda Morii była wyraźnie zdziwiona tym, że nie zauważyła napastnika. Jak widać nie może robić wszystkiego sama.
- Powodzenia! - Krzyknęli razem przyjaciele, jacy zawzięcie bronili od ataków demonów resztę Dobie. Postanowili za wszelką cenę obronić swoich bliskich, ale również i innych szamanów. Co po niektórzy z mieszkańców Dobie poczęli zastanawiać się czy aby na pewno Aya nie miała racji, kiedy ukradła Króla Duchów. Można było dać jej coś powiedzieć, to może wtedy wiedzieliby co się dzieje...
- Dzięki! - Odpowiedziała młoda Morri. Złapała Hao za rękę i poczęli wychodzić z tłumu. Asakura szedł trochę z tyłu, przemieszczając się pomiędzy walczącymi. Po drodze bruneta zraniła kilka demonów swoimi mieczami, ale nie zatrzymywała się. Nagle Hao poczuł opór z drugiej swojej strony. Obrócił głowę do tyłu.
- Synu nie idź nigdzie! - Zawołała Keiko. Oburącz trzymała szatyna. Miała zły w oczach, wyglądała na naprawdę przerażoną. - Nie chce stracić nikogo z was! Nie pozwolę ci tam iść!
- Mamo, muszę. - Chłopak na chwile puścił Ayę. Ta również stanęła i przyglądała się całej sytuacji. Mocno zacisnęła palce na rękojeści miecza. Nie chciała żeby Asakura kłócił się przez nią ze swoją mamą.
- Nic nie musisz! To ona ci w głowie namieszała! - Krzyczała kobieta.
- Mamo proszę cię przestań. - Głos Hao był bardzo spokojny i opanowany. - Naprawdę nie wiem co ci jest, że tak mówisz, ale powinnaś doskonale wiedzieć, że to nieprawda. Przecież mieszkałaś z nami... Pamiętasz jak przenieśliśmy się na drugą stronę lustra? Przecież wtedy Aya nas wyratowała... Co ja gadam. To dzięki niej przeżyłem. Gdyby mi nie pomogła przy naszym pierwszym spotkaniu, nawet nie spotkałbym Yoh. Więc naprawdę przestań odstawiać ten cyrk mamo...
- Tato miał się tobą zająć. - Obok rodzicielki pojawił się młodszy z braci. - Chodź ze mną, niech idą. Poradzą sobie. Idźcie już...
Starszy Asaura uśmiechnął się niepewnie. Puścił rękę matki, po czym odwrócił się i zaczął biec przed siebie. Aya spojrzała ze smutkiem na Yoh, po czym przeniosła wzrok na Keiko. Ukłoniła się kobiecie. Starała się ją zrozumieć. Czarnooka bała się o swoich synów, to było zrozumiałe, a presja ze strony ojca i innych szamanów była oczywista.
- Obiecuję ze wrócimy cali i zdrowi. - Powiedziała po czym odwróciła się i zaczęła biec za Hao. Chłopak odbiegł już dość daleko. Wyglądał jakby nie miał zamiaru się zatrzymywać. Bruneta musiała mocno przyspieszyć, aby wyrównać z nim kroku. Nie zatrzymywała go jednak. Czekała aż się wyżyje na swoich nogach. W końcu świat może zaczekać, Hao był dla niej ważniejszy. Próbowała odgadnąć co on teraz myśli. Jednak średnio jej to wychodziło.. No cóż chłopak w tej chwili też nie znał swoich myśli. Miał zbity kłębuszek w łebku. Bardzo go zabolała ta sytuacja z matką. To że obrażała Ayę.. To że chciała go powstrzymać... To że wyjechała będąc z nimi w zgodzie, a teraz przyjeżdża z Yohmei i...
Asakura stanął. Oddychał szybko, ciężko łapiąc powietrze. Młoda Morri patrzyła na niego z lekkim uśmiechem.
- Nie martw się. Twoja mama się po prostu martwi. - Powiedziała kładąc rękę na głowie długowłosego.
- Dobrze, że się o mnie nie martwiła jak oddała mnie dziadkowi na śmierć. - Warknął osuwając się od dziewczyny.
- Nie mów tak Hao... Ona... Przecież już było dobre, prawda? - Brunetka spojrzała ze smutkiem na czarnookiego.
- Bo.. Bo myślałem, że... - Hao zaczął coś mówić, ale od strony Dobie para usłyszała bardzo głośny wybuch. - Może pogadamy o tym później? Najpierw się zajmijmy tym...
- To stoi na drugim miejscu. - Odparła szybko. Spojrzała na chłopaka. Serce waliło jej jak oszalałe, prawdę mówiąc nie mając pojęcia dlaczego. - Hao, twoja mama chce dobrze, jest trochę zagubiona. Mam wrażenie , że to Yohmei ją podjudza...
- Ale to jej nie usprawiedliwia! Znaczy.. Sam nie wiem.. Naprawdę porozmawiajmy o tym późnie, dobrze? Jak już to wszystko się skończy. - Poprosił Asakura nieśmiale patrząc w świecące ślepia brunetki.
- Niech będzie.. - Zgodziła się słysząc kolejny wybuch. Stanęła lekko na palcach, po czym pocałowała go czule w usta. Znów ziemia się lekko zatrzęsła. - Oho.. Chłopaki nie próżnują...
Zaśmiała się cicho. Wyjęła z kieszeni spodni chusteczkę, po czym zaczęła wiązać ją na oczach szatyna.
- Ta... Pewnie mają niezłą zabawę... - Zarechotał nerwowo.
- Teraz lecimy do pałacu Daten... - Dziewczyna nagle przerwała. Jej ręce mimowolnie opadły, tak samo jak chusteczka na oczach szatyna. Hao wytrzeszczył swoje piękne oczy wpatrując się w osobę.. A raczej osoby stojące przed nim.
- Nie musisz nigdzie iść Morri. - Powiedział mężczyzna siedzący na ogromnym, skrzydlatym rumaku, o trzech czerwonych oczach jakie zerkały gniewnie na parę szamanów. Jeździec ubrany był w czarny płaszcz obwiązany na torsie pasami. Jego jasnoszare ślepia patrzyły prosto na twarz Ayi. Krucze włosy przybysza lekko falowały na wietrze. Za Datenshi stała cała armia demonów, którzy bynajmniej nie byli pozytywnie nastawieni.
- Cóż za zaszczyt mnie spotkał. - Powiedziała z szerokim uśmiechem młoda Morri. Wyciągnęła przed siebie miecz trzymany w ręku.
- Widzę, że zdobyłaś Shinmei. Jestem pełen podziwu. - Mężczyzna zeskoczył z konia. Stanął na piasku w swoich ciężkich wojskowych butach.
- I vice versa. Nie każdy umiałby zmanipulować tyle demonów. - Odpowiedziała spokojnie.
Hao nerwowo zerkał to na ukochaną to na Datenshi. Miał ciarki na plecach od atmosfery panującej między tą dwójką. Niby dominował spokój, mimo to można było wyczuć nutkę napięcia.
- Hao. - Powiedziała młoda Morri. Spojrzała na szatyna i uśmiechnęła się uspokajająco. - Zmiana planów. Nie idziemy do Roisei. Leć ostrzeż resztę, że przybyły nowe wojska.
- Ale... - Asakura chciał już zaprzeczyć, ale widząc błyszczące ślepia Ayi nie umiał wykrzesić z siebie żadnego słowa. Porozumiewawczo kiwnął głową, po czym wskoczył na wielką łapę Ducha Ognia. Zaczął kierować się w stronę Dobie.
- Za nim. - Wydał krótką komendę Datenshi. Demony stojące za nim niczym zahipnotyzowane ruszyły w pogoń za szatynem.
Brunetka nawet nie drgnęła. Wiedziała że Hao sobie poradzi. Spotka się z bratem oraz resztą. Razem zajmą się tymi demonami. Ona ma ważniejszego wroga.
Spojrzała prosto w oczy Datenshi. Ten uśmiechnął się lekko.
- Słyszałem, że pragniesz mnie pokonać i zająć moje miejsce. - Powiedział niczym nie wzruszony, kiedy wojsko już oddaliło się na tyle by nie słyszeć jego hałasu.
- No cóż, plany mi się trochę zmieniły, ale jedno jest zgodne. Dzisiaj cię pokonam. - Powiedziała dumnie wypinając pierś.
- Jesteś bardzo pewna siebie. - Czarnowłosy wyciągnął przed siebie rękę, w której po chwili pojawił się miecz. Cały czarny, iskrzący się dziwnym blaskiem z przepiękną rękojeścią.
Brunetka uśmiechnęła się. To Itamishi. Miecz zrodzony w Datenshi po stracie jego przyjaciół. Symbol bólu, smutno, żalu i śmierci. Niedługo ten miecz będzie należał do niej.
- Nie przyjmuję porażki. Więc zaczynamy? - Zapytała ustawiając się do ataku.
- Z przyjemnością. Pokonanie kogoś takiego jak ty Morri, będzie pięknym początkiem panowania nad światem ludzi.
Oboje ruszyli. Ich miecze starły się, a między walczącymi poleciało kilka iskier. Mężczyzna popchnął mocniej, przez co wymusił cofnięcie na brunetce. Ta postanowiła odpuścić. Odeszła krok w lewo, zrobiła obrót po czym znalazła się za plecami demona. Ten błyskawicznie się obrócił. Zamachnął chcąc przeciąć dziewczynę na pół. Aya wysoko poskoczyła, kiedy spadała na obie nogi ziemia zatrzęsła się mocno, a grunt pod Datenshi zaczął się rozchodzić. Źrenice Onito rozszerzyły się. Odskoczył w bok, odsuwając tym samym od przepaści. Spojrzał dość zszokowany na dziewczynę.
- Widzę, że zdobyłaś nie tylko Shinmei. - Demon zmarszczył brwi.
- Wszyscy twoi przyjaciele oddali mi swoją moc. - Brunetka wystawiła przed siebie prawą dłoń, z której wyleciał słup ognia wcelowany w mężczyznę. Czarnowłosy stał jak wryty, aż nie poczuł na swojej skórze gorącego powietrza. Wzbił się w górę, po czym zaczął opadać prosto na brunetkę z mieczem wcelowanym w jej głowę. Aya podniosła do góry Shinmei i zablokowała atak przeciwnika.
- To nie są moi przyjaciele. - Powiedział wściekle mężczyzna. Stanął na ziemi. Cofnął miecz, po czym wycelował nim w brzuch błękitnookiej. Ta skierowała swoją broń w dół i mocno pchnęła ostrze przeciwnika. Datenshi musiał cofnąć swoje natarcie.
- Naprawdę? Myślałam, że chciałeś poznać tajniki życia i ich wskrzesić. - Brunetka mówiąc to była całkiem poważna. - Ale coś nie wyszło prawda? Zmieniłeś się, Jikon.
- Nie nazywaj mnie tak smarkulo! - Datenshi wydawał się być mocno rozjuszony słowami dziewczyny. Szybko ruszył w jej stronę. Wymierzał szybkie wymachy w jej stronę. Opanowana błękitnooka odpierała każdy atak, powoli odchodząc do tyłu. Mężczyzna był bardzo silny dlatego też dziewczyna była niezbyt zdziwiona gdy po kilku minutach wymiany takich ciosów jej mięśnie dały o sobie znać. Spojrzała ukradkiem na Dobie. Miała nadzieję, ze chłopaki radzą sobie nie gorzej od niej...
Ta sekunda wystarczyła aby Datenshi z niej skorzystał. Zręcznie wymanewrował mieczem i wymierzył go prosto w brzuch Ayi. Ta jednak zdołała się uchylić tak iż skrawek ostrza drasnął ją jedynie w miejscu tali. Syknęła cicho. Krew wylała się w otworu, brudząc nie tylko jej ubranie ale również zimny metal miecza.
Demon zaśmiał się pewnie.
- Widzisz co z wojownikiem robi przyjaźń? Kiedy się o kogoś martwisz tracisz nad sobą kontrolę, a wtedy... Wtedy już jest po tobie! - Krzyknął, po czym wycelował ostrzem miecza prosto w serce Ayi. Dziewczyna zrobiła to samo chwiejąc się na nogach. Oboje ruszyli przed siebie.
Wybaczcie, znów miałam problemy z netem. A jak on był to w domu nie było mnie... Ale mam już notkę na przód, a teraz też idę pisać więc będę miała „płodny” miesiąc...
Przepraszam, ale nie mam jakiegoś natchnienia na wylewy słów w zakończeniu więc jak na razie do napisania. Następna notka najprawdopodobniej jutro albo z czwartek.
Pozdrawiam :)
- Tsa... Zaraz się popłaczę. - Warknął Ren. Nie chciał znów znaleźć się w Dobie. Przecież En zrobi mu z czterech liter jesień średniowiecza! I to tak dosłownie.
- Nie ciężko ci? - Yoh spojrzał z troską na brata, który oprócz własnego ciężaru na plecach dźwigał również Ayę. Dziewczyna spała twardym snem, nie reagując na nic.
- Nie, spokojnie, dam radę. - Powiedział z uśmiechem starszy Asakura. Cieszył się że może pomóc swojej dziewczynie w jakikolwiek sposób.
- Tak właściwie to co będzie jak stąd wyjdziemy? - Młody Usui nie wyobrażał sobie teraz wyjścia na zewnątrz.
- Armagedon. - Podsumował złotooki.
Już żaden z nich się nie odzywał. Każdy po cichu rozpaczał nad swoim losem.
Yoh bał się reakcji Anny. No bo niby wiedział, że dziewczyna go kocha, kiedyś mu nawet wyznała, iż nawet jeśli nie zostanie królem chce dzielić z czarnookim życie. Mimo to czuł w sercu niepokój. Do tego dziadkowie i cała rodzina. Teraz ich tutaj nie ma, ale zapewne nie będą zadowoleni kiedy się dowiedzą co zrobił. Pewnie będą szukać zła w Hao. Jednak młodszy Asakura nie da skrzywdzić swojego brata. Może zna go najkrócej z całej rodziny (co jest lekkim paradoksem ze względu na to, że są bliźniakami) ale Hao go nigdy nie zawiódł i był z nim szczery w każdej sytuacji.
Horo rozmyślał nad sytuacją drobiażdżków. Przecież właśnie dla nich miał wygrać turniej. Teraz może się pożegnać ze swoim marzeniem wielkich pół z liliami wodnymi... Ale... Czy na pewno? W końcu po coś pojmali Króla Duchów do miecza, prawda? Aya musiała mieć jakiś plan z tym związany inaczej by tak nie postąpiła. Przecież znał ją od kilku dobrych miesięcy i chociaż czasem młoda Morri zachowywała się dziwnie i miała te swoje układy z demonami nie chce źle dla szamanów, ludzi czy innych mieszkańców Ziemi...
Ren ubolewał nad swoją sytuacją w rodzinie. Teraz zapewne go wyklną. Poprzednio mógł się bronić tym, że zostanie Królem Szamanów, a teraz co im powie? Jak uwolni swój klan i przywróci mu dawną świetlność? Tyle osób na niego liczy... Znów ich zawiódł. Chyba jednak nie nadaje się na przywódcę. Mocniej ścisnął Hichie i Tsuchikarę, które dzierżył w rękach. Na szczęście tym razem nie spowodował trzęsienia ziemi czy coś w tym stylu... Tylko tego im brakowało.
Przybiegli już pod wysokie schody. Trochę zasapani powoli poczęli wchodzić na górę. Yoh złapał za kartkę widniejącą na wielkiej skale.
- Odrywać? - Zapytał cichutko.
- Tak. - Odpowiedzieli chórem przyjaciele.
Szatyn już nic nie powiedział. Po prostu oderwał talizman i odskoczył.
Skała, która torowała drzwi automatycznie zamieniła się w piasek. Wyjście zostało odsłonięte. Chłopaki ścisnęli mocniej miecze, a w przypadku Hao – Ayę niesioną na plecach.
To co zobaczyli przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Czekał już na nich komitet powitalny w postaci Wielkiej Rady Szamanów, wojowników najwyraźniej rozjuszonych nagłym przerwaniem finałów turnieju oraz najbardziej niezapowiedzianych gości – rodzinę Asaura. Yoh aż przetarł oczy widząc Yohmei, Kino, Mikihisę i... Keiko. Spojrzał na brata, który cofnął się nieznacznie.
Młodszy bliźniak rozejrzał się lepiej. A gdzie ich przyjaciele? Z przerażeniem stwierdził, że są pojmani i siedzą między członkami rady zakuci w kajdanki. Wśród nich zobaczył również Silvę i Kalima, który najwyraźniej się nawrócili. Duchy natomiast były zwiazane długimi koralami, trzymane pod ścisłą pieczą babci szamana. Najbardziej Yoh przeraził widok Ani. Serce go zakuło.
- Anna! - Krzyknął po czym przebiegł przez wejście. Przed nim stanął jeden z Członów Rady.
- Wszyscy za swoje czyny będziecie ukarani.. A teraz oddajcie Króla Duchów! - Rozkazała Goldva stojąca pośrodku całego tego zbiorowiska.
- Bardzo nam przykro ale nie możemy tego zrobić. - Powiedział sucho Ren.
- Nawet jakbyśmy chcieli to nie bardzo umiemy. - Wtrącił Horo.
- Myślałem, że się zmieniłeś Zik. - Warknął Mikihisa z wielką niechęcią do syna.
- Tato! Jaki Zik! Przecież wiesz, że to Hao! - Krzyknął zrozpaczony Yoh. Bardzo mu się to wszystko nie podobało.
- Co zamierzasz teraz zrobić jeśli masz już Króla Duchów!? Zabijesz nas wszystkich i stworzysz swoje królestwo?! - Warknął jakiś szaman.
- To co się stało nie było moją inicjatywą! - Powiedział Hao podchodząc do bliźniaka. Na plecach dalej dźwigał Ayę. - To że pojmaliśmy Króla nie oznacza że chcemy źle! Niedługo na Ziemi pojawią się demony, a wtedy ta moc będzie nam potrzebna!
Długowłosy nieudolnie starał się wytłumaczyć zebranym całą sytuację.
- Tak, tak nie zamydlisz nam oczu. - Odezwał się Yohmei. - Przykro nam tylko że zdołałeś namówić do tego Yoh... Pokładaliśmy w tobie niezwykle wielkie nadzieje wnuku.
- Wy chcieliście, żebym zabił własnego brata! - Młodszy z braci był wściekły.
- Tato posłuchaj moich synów... - Koło starego szamana uklękła Keiko. Wzięła jego dłoń w swoje ręce. - Moi synkowie tego nie chcieli.. To ta dziewczyna ich do tego namówiła.. Ta młoda Morri... Od zawsze było wiadome, że ten klan to samo zło! Dlatego..
- Mamo co ty mówisz! - Hao był w szoku. Patrzył na rodzicielkę nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.
- Tak wiem córko, dlatego też mam plan aby wykończyć tego małego bękarta. Dlatego też mam dla ciebie wspaniałą propozycję Zik. - Powiedział Yohmei.
- HAO! - Przyjaciele poprawili staruszka.
- Nieważne... W każdym bądź razie na twoim miejscu posłusznie oddałbym tego demona! - Najstarszy Asakura podniósł do góry rękę, a w powietrze wzleciało tysiące małych liściastych duszków.
Yoh wziął Kazeneiki i zamachnął się bronią. Silny cios powietrza nie tylko zniszczył większość duszków, ale również powalił na ziemię kilku szamanów.
- Stań z tyłu braciszku, będziemy cię osłaniać. - Zaśmiał się krótkowłosy szatyn.
- Właśnie. My sobie poradzimy. - Zaśmiał się Ren. - Nie jesteście niezastąpieni.
- Dzięki chłopaki, ale nie trzeba... - Zaśmiał się nerwowo starszy Asakura. Osłonięty przez przyjaciół odszedł trochę do tyłu, zrzucił delikatnie z pleców brunetkę i oparł ją o skałę. - Ren, podaj mi miecz!
Fioletowowłosy rzucił przyjacielowi Hichie. Długowłosy stanął w pozycji bojowej.
- Musicie się poddać jest was tylko czterech. - Powiedziała Goldva pokazując rękoma setki szamanów negatywne nastawionych względem przybyszy.
- Nie liczy się ilość a jakość. - Prychnął Ren ściskając mocno Tsuchikarę.
- Co ty znów wyprawiasz Ren?! - Złotooki usłyszał głos wuja. Spojrzał w stronę En'a, który ciskał w niego wściekłym wzrokiem. - To co robisz jest najbardziej haniebnym czynem w historii rodu Tao.
- Ty nawet nie wiesz co ja robię. - Słusznie zauważył przyszły przywódca rodziny.
- Nieważne to i tak ostatnia rzecz którą robicie. - Wyjaśnił jeden z członków rady, po czym wysłał w stronę młodego Usui wielki pocisk foryoku. Ten działając pod wpływem nagłego impulsu wcisnął Mizukage w piasek. Spod ostrza wyleciała ogromna fala, która ruszyła na zdezorientowanych szamanów. Przypominała ona kilkudziesięcio metrowe wylewy tsunami.
- Wow.. Nie wiedziałem, że tak umiem... - Zdziwiony błękitnooki spojrzał na swoje ręce.
- Widzisz, nawet ty coś potrafisz. - Zakpił Ren.
- Czy wy się musicie kłócić nawet w takiej sytuacji? - Zapytał starszy Asakura z nieukrywanym uśmiechem.
- Co to za piekielne moce, które posiedliście? - Zapytał Yohmei, który był nad wyraz zdziwiony siłą tych młodych chłopaków. Horo powalił na ziemię ponad setkę osób, a nawet się nie zasapał!
- To pokazuje, że lepiej z nami nie zadzierać... Uwolnijcie naszych przyjaciół. - Zażądał Yoh.
- Co najwyżej możemy dołączyć was do nich. - Powiedziała Goldva.
- Nie skorzystam. - Wzruszył ramionami młodszy Asakura, po czym ruszył do ataku. Musiał uwolnić Annę, nie pozwoli jej więzić. Rzucił nowo powstały, biały miecz bratu, a sam wymierzył kilka ciosów Kazeneiki w Wielką Radę szamanów.
- Ej spokojnie! - Hao chciał powstrzymać brata ale mu nie wyszło. Mimo tego iż bardzo martwił się o bliźniaka, ten doskonale sobie poradził. Zamachnąwszy się mieczem wywołał w stronę przeciwników niezwykle silny wiatr, który powalił ich na ziemię. Kilkoma ruchami przeciął łańcuchy , które więziły jego przyjaciół. Ci od razu pobiegli w stronę pozostałej trójki. A właściwie czwórki bo śpiąca Aya też się liczy.
- Zabrali mi korale.. - Pożaliła się cicho Anna. - Wszystkie duchy są uwięzione...
- Widzimy. - Zaśmiał się cicho Yoh. Pogłaskał ukochaną po włosach. Yohmei zaklął cicho. Miał ogromną wiedzę, ale to czym władali było dla niego nowymi rzeczami. Nie wiedział jak walczyć z taką siłą...
- Dzieci proszę.. Przestańcie! - Keiko zalała się łzami. Podbiegła do synów. - Przestańcie.
- Ale to wy nas atakujecie mamo... - Zauważył Hao. Był wściekły na matkę. Jak ona mogła? Jak mogła chcieć zrobić krzywdę Ayi! Mieszkała z nimi powinna wiedzieć, jakimi uczuciami darzy brunetkę!
- Oddajcie im Króla Duchów, to was zostawią! - Wyjaśniła kobieta.
- No ja nie wiem czy z tego da się jeszcze wyłuskać króla... - Długowłosy podrapał się z zakłopotaniem po głowie oglądając trzymany w dłoni miecz.
- Jakby się dobrze postarać to da... - Do rozmowy wtrąciła się dalej siedząca pod ścianą Aya. Miała lekko otępiały wzrok uśmiechała się nieznacznie.
- Witaj wśród żywych. - wyszczerzył ząbki Horo.
- Ta... - Zaśmiała się dziewczyna.
- To ten demon! - Krzyknął jeden z szamanów.
- Przez nią to wszystko!
- Ukradła króla!
- Trzeba ją zniszczyć!! - Wrzeszczeli wojownicy, postanowili zaatakować równocześnie.
Aya wyprostowała prawą nogę. Tsuchikara wyślizgnął się z rąk Ren'a. Błyskawicznie wstała.
- Ruszamy! - krzyknął Horo, który dzierżył swój miecz. Chciał bronić swojej siostry i reszty.
- Spokonije, czekaj. - Młoda Morri zdawała się być niewzruszona. Szamani nacierali już na nich, kiedy brunetka postawiła stopę na piasku. Kiedy przeciwnicy zaczęli wystrzeliwać pierwsze pociski błękitnooka podniosła nogę. Całym placem wstrząsnęło niesamowicie silne trzęsienie ziemi. Nawet sprzymierzeńcy Ayi się poprzewracali. Jedynie ona stała patrząc na walący się w odległości kilkuset metrów świat.
- Dała czadu.. - Skomentowała Naoko, która aktualnie wylegiwała się na Joco.
- No... - Przyznała jej rację cała reszta.
Błękitnooka wyprostowała się cała jak struna. Hichie, Kazeneiki i Mizuchugi wróciły na swoje miejsca, czyli do środka Ayi.
Jedynie w rękach Hao dalej błyszczał biały miecz.
- W tej chwili widzę wszystkie skradzione nam duchy tutaj. - Głos młodej Morri wskazywał na to, że raczej nie przyjmuje sprzeciwów
- Prędzej je zniszczę! - Syknęła milcząc jak do tej pory Kino.
- Oj... Bo ja mogę być pierwsza. - Zaśmiała się cicho młoda Morri. - Ta, dosyć żartów. Szamani posłuchajcie! To nie jest mój żaden wymysł. Nie wzięłam sobie Króla Duchów dla przyjemności, naprawdę chciałam was wszystkich pokonać uczciwie. Ale nie tędy droga... Jeśli nie pójdę teraz do świata demonów i nie pokonam jednego z nich Ziemia będzie zagrożona. A że chce zabrać ze sobą przyjaciół potrzebne nam duchy. Naprawdę będę wdzięczna za oddanie ich.
Powiedziała spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem Aya.
- Po moim trupie! - Odkrzyknął Yohmei.
- Nie kuś... - Warknęła młoda Morri, której chyba już znudziło się udawanie dobrej. - Macie trzy minuty. Jeśli w tym czasie draśniecie mnie chociaż raz, wtedy oddam się do więzienia. A jeśli nikt z was nie zdoła mnie dotknąć, oddajecie duchy.
- Kpisz?! Patrz ilu nas jest! - Krzyknął jeden z szamanów.
- I właśnie dlatego kilka sekund temu powaliłam was wszystkich na ziemię... - Westchnęła brunetka. Obróciła się i uśmiechnęła do swoich przyjaciół. - Odsuńcie się trochę.
- Aya, nie rób im krzywdy. - Powiedział Yoh, który martwił się o swoją rodzinę.
- Spokojnie szwagier... Nie zamierzam ich atakować, będę się tylko bronić. - Wyszczerzyła swoje ząbki. Przeniosła wzrok na Hao. Uśmiechnęła się do niego. Nagle jednak twarz czarnookiego przysłoniła jej Keiko.
- Dlaczego nie zostawisz moich synów? - Krzyknęła wściekle.
- To oni się do mnie przyczepili. - Zaśmiała się cicho błękitnooka.
- No wiesz! - Krzyknęli oburzeni bliźniacy.
W tym samym momencie jeden z członków rady zakatował dziewczynę. Ta jednak nic nie zrobiła sobie z pocisku lecącego w jej stronę. Błyskawicznie odwróciła się i wysunęła z prawej ręki Hichie. Machnęła nadgarstkiem w dziwny sposób, tak jakby kreśląc ostrzem znaki w powietrzu, po czym przed nią pojawiła się ściana ognia. Pocisk wysłany przez napastnika zginął bezpowrotnie.
- Ktoś jeszcze? - Zapytała kpiąco dziewczyna. Było wielu śmiałków, jednak każdy atak był odpierany przez brunetkę bez zbytnich nieprzyjemności. – Żadne z pocisków czy też ataków wręcz nawet nie zbliżyło się do błękitnookiej dalej niż na 5 metrów. Dla wszystkich był to ogromny szok. Nie tylko wrogowie, ale i sprzymierzeńcy dziewczyny byli pod ogromnym wrażeniem. Nie myśleli, że podczas wizyty w Kinhon nauczy się tak wiele.
- I tak ci nie oddamy duchów! - Wrzasnęła Kino, mocniej ściskając w dłoni korale, na których końcu uwięzieni byli stróżowie szamanów.
- Nie chcecie po dobroci? - Aya uśmiechnęła się nieznacznie. Odbiła się od ziemi na wysokość kilkunastu metrów po czym zaczęła szybko spadać, dokładnie w miejsce gdzie stała staruszka. Wysunęła Kazeneiki z lewej dłoni, po czym zamachnęła się. Sznur na którym były zawieszone korale pękł z cichym trzaskiem, a małe kulki rozleciały się pod nogami Asakurów. Uwolnione duchy błyskawicznie pojawiły się przy szamanach.
Młoda Morri znów wyskoczyła w górę, zrobiła salto do tyłu i wylądowała między bliźniakami.
Nagle ziemia się zatrzęsła.
Hao spojrzał na swoją dziewczynę z dezaprobatą.
- Tym razem to nie ja! - Broniła się podnosząc do góry ręce. Po sekundzie przestała się uśmiechać. Spojrzała w niebo, na którym zaczęły zbierać się czarne chmury. W powietrzy pojawiały się dziwne znaki. Błękitnooka przeraziła się. - Uciekajcie!
Krzyknęła. Szamani spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Po chwili jednak ich uwagę przykuło coś innego. Coś zaczęło ich atakować. Z nieba spadały błyskawice, kilka domów w oddali zaczęło płonąć. Niektórzy szamani padali nieprzytomni, lub martwi. Jedynie nieliczni z osób znajdujących się w tym miejscu mogło zauważyć prawdziwy powód tego zajścia.
- Demony... - Jęknął cicho długowłosy.
- Tak , ale co oni tu robią, mieli zostać na Roisei... - Zdziwiła się Aya.
Jeden z Onito zamachnął się w stronę przyjaciół. Chybił i trafił w skałę za nimi. Hao rzucił bratu miecz po czym objął matkę ramieniem.
- Chodź zabiorę cię w bezpieczne miejsce.. - Powiedział cicho.
- Hao... - Szepnęła Aya. - Teraz nie ma bezpiecznego miejsca.. Zaczęło się.
- Ale co się zaczęło? - Zapytał niepewnie Joco, po czym głośno przełknął ślinę.
- Wojna. - Wyjaśnił spokojnie Ren. Wyciągnął swoje guan-do i wykonał kontrolę ducha z Basonem.
Młoda Morri nic nie mówiąc nakreśliła w powietrzu nieznane innym znaki. W jej dłoni pojawił się czarny talizman. Brunetka cisnęła nim w ziemię. Przez całą powierzchnię pustyni przeszedł dziwny blask, po czym demony ukazały się wszystkim, bez względu czy osoba patrząca była powiązana z Onito.
Teraz zaczęła się prawdziwa walka między szamanami a demonami. Co ciekawsze przybywało coraz więcej mieszkańców Roisei, którzy poczęli walczyć między sobą.
Aya również długo się nie zastanawiała. Migiem ruszyła przed siebie, wysuwając co raz to inny miecz. Bezwzględnie atakowała demony, które próbowały się bronić. Przyjaciele błękitnookiej ruszyli za nią.
Hao spojrzał na matkę.
- Nie idź tam synku... Jeszcze coś ci się stanie.. Ja.. Ja nie zniosłabym waszej straty! - Powiedziała Keiko z łzami w oczach.
- Wiec jeśli nie chcesz żebyśmy zginęli, pozwól nam się bronić, i przestań popierać... Swojego ojca w tej debilnej ideologii! Musimy pokonać te demony. - Powiedział długowłosy, a widząc że ku nim biegnie Mikihisa, uśmiechnął się do rodzicielki. - Poradzicie sobie we dwoje. Lece do reszty.
Hao nie czekał na odpowiedź. Wskoczył na Ducha Ognia. Zaczął pomagać przyjaciołom.
Rada Szamanów patrzyła na wszystko dość pesymistycznie. Nie wiedzieli zbytnio co robić, kogo atakować, a koto nie. Byli zmieszani.
- Yoh! - Aya wyciągnęła w stronę szatyna rękę. Ten porozumiewawczo kiwnął głową, po czym rzucił jej miecz. Brunetka zręcznie złapała rękojeść katany. Szybkim ruchem przecięła uderzającego w nią demona. Uśmiechnęła się triumfalnie widząc jak ostrze gładko zatapia się w ciało przeciwnika. Ten miecz był naprawdę niezwykły, o wiele lepszy niż Hichie czy Mizuchugi. Brunetka odwróciła się w stronę przywódczyni Członów Rady. - Uspokój ludzi Goldva, jesteś przywódczynią! Nie mogą się tak rozbiegać! Będą ginąć przy samej ewakuacji! Ogarnij to jakoś!
Pouczyła staruszkę młoda Morri. Sama podbiegła do Saisona, który właśnie pojawił się na polu bitwy.
- Można wiedzieć, co oni tu robią? - Zapytała, odganiając przy okazji dwóch nieprzyjaznych Onito.
- Są. - Warknął szarowłosy. - Okazało się że Datenshi ma większe wojsko niż myśleliśmy... Wyminęli nas i zaczynają schodzić na ziemię. Niedługo przybędą tu tysiącami.
- Świetnie żeście to na Roisei załatwili! Po prostu wspaniale... - Błękitnooka była wściekła. Miała nadzieje, na lepszy obrót sprawy. - Datenshi nadal jest w pałacu?
- Tak. Ni widzieliśmy go jak na razie więc najprawdopodobniej jest tam. - Złotooki spojrzał na nią podejrzliwie. - Chcesz tam teraz iść?
- Saison zlituj się, pytasz głupio! A co mam robić? Taki był plan prawda? Trochę się zmieniło, ale nie możemy zupełnie zawalić. - Uśmiechnęła się lekko, po czym minęła Saisona. Zręcznie odbiła się od ziemi, po czym ruszyła na ratunek pewnej szamance, która nie dawała sobie rady z atakującym ją demonem. Zręcznie pokonała przeciwnika, z którego wyleciało migoczące Toro. Pomogła wstać dziewczynie, po czym ruszyła walczyć dalej. Spojrzała na swoich przyjaciół. Uśmiechnęła się patrząc jak wspaniale radzą sobie w walce. Podbiegła do nich. Mimo iż demony były dość mocno odporne na ataki szamanów oraz broń ludzką, wszyscy dawali sobie świetnie radę. Błękitnooka z zadowoleniem zauważyła, że nie tylko jej przyjaciele stanęli do walki. Mogąc zobaczyć demony do racji Ayi przekonywali się inni. Łapali za broń i walczyli z obcymi przybyszami.
- Ej ja muszę lecieć na Roisei! - Krzyknęła brunetka zbliżając się do swoich przyjaciół.
- Chce iść z tobą! - Od razu odpowiedział Hao. Dziewczyna pokręciła lekko głową.
- Ktoś jeszcze jest taki wyrywny? - Zapytała brunetka patrząc na pozostałych.
- Myślę, że tutaj będziemy bardziej przydatni. - Wyszczerzył ząbki Yoh. - Musimy pomóc reszcie, a wy we dwójkę świetnie sobie poradzicie, prawda braciszku?
- No jasne! - Długowłosy pokazał bratu znak pokoju, po czym zeskoczył z Ducha Ognia na którym stał. Podszedł do brunetki. - Aya, a czy ja znowu nie zemdleję?
- Nie wiem już teraz nie powinieneś, najgorszy jest pierwszy raz potem jest już coraz lepiej... W każdym bądź razie nie masz się nad czym zastanawiać, bo...
Hao widząc, że za plecami młodej Morri czai się jeden z demonów wyciągnął w jego stronę rękę. Duch Ognia zrobił to samo, Złapał dość zdziwionego przeciwnika w swoją ogromną łapę, po czym począł bezlitośnie palić nieprzyjaciela.
- No to chodźmy. - Uśmiechnął się czule do dziewczyny.
- Dzięki.. - Młoda Morii była wyraźnie zdziwiona tym, że nie zauważyła napastnika. Jak widać nie może robić wszystkiego sama.
- Powodzenia! - Krzyknęli razem przyjaciele, jacy zawzięcie bronili od ataków demonów resztę Dobie. Postanowili za wszelką cenę obronić swoich bliskich, ale również i innych szamanów. Co po niektórzy z mieszkańców Dobie poczęli zastanawiać się czy aby na pewno Aya nie miała racji, kiedy ukradła Króla Duchów. Można było dać jej coś powiedzieć, to może wtedy wiedzieliby co się dzieje...
- Dzięki! - Odpowiedziała młoda Morri. Złapała Hao za rękę i poczęli wychodzić z tłumu. Asakura szedł trochę z tyłu, przemieszczając się pomiędzy walczącymi. Po drodze bruneta zraniła kilka demonów swoimi mieczami, ale nie zatrzymywała się. Nagle Hao poczuł opór z drugiej swojej strony. Obrócił głowę do tyłu.
- Synu nie idź nigdzie! - Zawołała Keiko. Oburącz trzymała szatyna. Miała zły w oczach, wyglądała na naprawdę przerażoną. - Nie chce stracić nikogo z was! Nie pozwolę ci tam iść!
- Mamo, muszę. - Chłopak na chwile puścił Ayę. Ta również stanęła i przyglądała się całej sytuacji. Mocno zacisnęła palce na rękojeści miecza. Nie chciała żeby Asakura kłócił się przez nią ze swoją mamą.
- Nic nie musisz! To ona ci w głowie namieszała! - Krzyczała kobieta.
- Mamo proszę cię przestań. - Głos Hao był bardzo spokojny i opanowany. - Naprawdę nie wiem co ci jest, że tak mówisz, ale powinnaś doskonale wiedzieć, że to nieprawda. Przecież mieszkałaś z nami... Pamiętasz jak przenieśliśmy się na drugą stronę lustra? Przecież wtedy Aya nas wyratowała... Co ja gadam. To dzięki niej przeżyłem. Gdyby mi nie pomogła przy naszym pierwszym spotkaniu, nawet nie spotkałbym Yoh. Więc naprawdę przestań odstawiać ten cyrk mamo...
- Tato miał się tobą zająć. - Obok rodzicielki pojawił się młodszy z braci. - Chodź ze mną, niech idą. Poradzą sobie. Idźcie już...
Starszy Asaura uśmiechnął się niepewnie. Puścił rękę matki, po czym odwrócił się i zaczął biec przed siebie. Aya spojrzała ze smutkiem na Yoh, po czym przeniosła wzrok na Keiko. Ukłoniła się kobiecie. Starała się ją zrozumieć. Czarnooka bała się o swoich synów, to było zrozumiałe, a presja ze strony ojca i innych szamanów była oczywista.
- Obiecuję ze wrócimy cali i zdrowi. - Powiedziała po czym odwróciła się i zaczęła biec za Hao. Chłopak odbiegł już dość daleko. Wyglądał jakby nie miał zamiaru się zatrzymywać. Bruneta musiała mocno przyspieszyć, aby wyrównać z nim kroku. Nie zatrzymywała go jednak. Czekała aż się wyżyje na swoich nogach. W końcu świat może zaczekać, Hao był dla niej ważniejszy. Próbowała odgadnąć co on teraz myśli. Jednak średnio jej to wychodziło.. No cóż chłopak w tej chwili też nie znał swoich myśli. Miał zbity kłębuszek w łebku. Bardzo go zabolała ta sytuacja z matką. To że obrażała Ayę.. To że chciała go powstrzymać... To że wyjechała będąc z nimi w zgodzie, a teraz przyjeżdża z Yohmei i...
Asakura stanął. Oddychał szybko, ciężko łapiąc powietrze. Młoda Morri patrzyła na niego z lekkim uśmiechem.
- Nie martw się. Twoja mama się po prostu martwi. - Powiedziała kładąc rękę na głowie długowłosego.
- Dobrze, że się o mnie nie martwiła jak oddała mnie dziadkowi na śmierć. - Warknął osuwając się od dziewczyny.
- Nie mów tak Hao... Ona... Przecież już było dobre, prawda? - Brunetka spojrzała ze smutkiem na czarnookiego.
- Bo.. Bo myślałem, że... - Hao zaczął coś mówić, ale od strony Dobie para usłyszała bardzo głośny wybuch. - Może pogadamy o tym później? Najpierw się zajmijmy tym...
- To stoi na drugim miejscu. - Odparła szybko. Spojrzała na chłopaka. Serce waliło jej jak oszalałe, prawdę mówiąc nie mając pojęcia dlaczego. - Hao, twoja mama chce dobrze, jest trochę zagubiona. Mam wrażenie , że to Yohmei ją podjudza...
- Ale to jej nie usprawiedliwia! Znaczy.. Sam nie wiem.. Naprawdę porozmawiajmy o tym późnie, dobrze? Jak już to wszystko się skończy. - Poprosił Asakura nieśmiale patrząc w świecące ślepia brunetki.
- Niech będzie.. - Zgodziła się słysząc kolejny wybuch. Stanęła lekko na palcach, po czym pocałowała go czule w usta. Znów ziemia się lekko zatrzęsła. - Oho.. Chłopaki nie próżnują...
Zaśmiała się cicho. Wyjęła z kieszeni spodni chusteczkę, po czym zaczęła wiązać ją na oczach szatyna.
- Ta... Pewnie mają niezłą zabawę... - Zarechotał nerwowo.
- Teraz lecimy do pałacu Daten... - Dziewczyna nagle przerwała. Jej ręce mimowolnie opadły, tak samo jak chusteczka na oczach szatyna. Hao wytrzeszczył swoje piękne oczy wpatrując się w osobę.. A raczej osoby stojące przed nim.
- Nie musisz nigdzie iść Morri. - Powiedział mężczyzna siedzący na ogromnym, skrzydlatym rumaku, o trzech czerwonych oczach jakie zerkały gniewnie na parę szamanów. Jeździec ubrany był w czarny płaszcz obwiązany na torsie pasami. Jego jasnoszare ślepia patrzyły prosto na twarz Ayi. Krucze włosy przybysza lekko falowały na wietrze. Za Datenshi stała cała armia demonów, którzy bynajmniej nie byli pozytywnie nastawieni.
- Cóż za zaszczyt mnie spotkał. - Powiedziała z szerokim uśmiechem młoda Morri. Wyciągnęła przed siebie miecz trzymany w ręku.
- Widzę, że zdobyłaś Shinmei. Jestem pełen podziwu. - Mężczyzna zeskoczył z konia. Stanął na piasku w swoich ciężkich wojskowych butach.
- I vice versa. Nie każdy umiałby zmanipulować tyle demonów. - Odpowiedziała spokojnie.
Hao nerwowo zerkał to na ukochaną to na Datenshi. Miał ciarki na plecach od atmosfery panującej między tą dwójką. Niby dominował spokój, mimo to można było wyczuć nutkę napięcia.
- Hao. - Powiedziała młoda Morri. Spojrzała na szatyna i uśmiechnęła się uspokajająco. - Zmiana planów. Nie idziemy do Roisei. Leć ostrzeż resztę, że przybyły nowe wojska.
- Ale... - Asakura chciał już zaprzeczyć, ale widząc błyszczące ślepia Ayi nie umiał wykrzesić z siebie żadnego słowa. Porozumiewawczo kiwnął głową, po czym wskoczył na wielką łapę Ducha Ognia. Zaczął kierować się w stronę Dobie.
- Za nim. - Wydał krótką komendę Datenshi. Demony stojące za nim niczym zahipnotyzowane ruszyły w pogoń za szatynem.
Brunetka nawet nie drgnęła. Wiedziała że Hao sobie poradzi. Spotka się z bratem oraz resztą. Razem zajmą się tymi demonami. Ona ma ważniejszego wroga.
Spojrzała prosto w oczy Datenshi. Ten uśmiechnął się lekko.
- Słyszałem, że pragniesz mnie pokonać i zająć moje miejsce. - Powiedział niczym nie wzruszony, kiedy wojsko już oddaliło się na tyle by nie słyszeć jego hałasu.
- No cóż, plany mi się trochę zmieniły, ale jedno jest zgodne. Dzisiaj cię pokonam. - Powiedziała dumnie wypinając pierś.
- Jesteś bardzo pewna siebie. - Czarnowłosy wyciągnął przed siebie rękę, w której po chwili pojawił się miecz. Cały czarny, iskrzący się dziwnym blaskiem z przepiękną rękojeścią.
Brunetka uśmiechnęła się. To Itamishi. Miecz zrodzony w Datenshi po stracie jego przyjaciół. Symbol bólu, smutno, żalu i śmierci. Niedługo ten miecz będzie należał do niej.
- Nie przyjmuję porażki. Więc zaczynamy? - Zapytała ustawiając się do ataku.
- Z przyjemnością. Pokonanie kogoś takiego jak ty Morri, będzie pięknym początkiem panowania nad światem ludzi.
Oboje ruszyli. Ich miecze starły się, a między walczącymi poleciało kilka iskier. Mężczyzna popchnął mocniej, przez co wymusił cofnięcie na brunetce. Ta postanowiła odpuścić. Odeszła krok w lewo, zrobiła obrót po czym znalazła się za plecami demona. Ten błyskawicznie się obrócił. Zamachnął chcąc przeciąć dziewczynę na pół. Aya wysoko poskoczyła, kiedy spadała na obie nogi ziemia zatrzęsła się mocno, a grunt pod Datenshi zaczął się rozchodzić. Źrenice Onito rozszerzyły się. Odskoczył w bok, odsuwając tym samym od przepaści. Spojrzał dość zszokowany na dziewczynę.
- Widzę, że zdobyłaś nie tylko Shinmei. - Demon zmarszczył brwi.
- Wszyscy twoi przyjaciele oddali mi swoją moc. - Brunetka wystawiła przed siebie prawą dłoń, z której wyleciał słup ognia wcelowany w mężczyznę. Czarnowłosy stał jak wryty, aż nie poczuł na swojej skórze gorącego powietrza. Wzbił się w górę, po czym zaczął opadać prosto na brunetkę z mieczem wcelowanym w jej głowę. Aya podniosła do góry Shinmei i zablokowała atak przeciwnika.
- To nie są moi przyjaciele. - Powiedział wściekle mężczyzna. Stanął na ziemi. Cofnął miecz, po czym wycelował nim w brzuch błękitnookiej. Ta skierowała swoją broń w dół i mocno pchnęła ostrze przeciwnika. Datenshi musiał cofnąć swoje natarcie.
- Naprawdę? Myślałam, że chciałeś poznać tajniki życia i ich wskrzesić. - Brunetka mówiąc to była całkiem poważna. - Ale coś nie wyszło prawda? Zmieniłeś się, Jikon.
- Nie nazywaj mnie tak smarkulo! - Datenshi wydawał się być mocno rozjuszony słowami dziewczyny. Szybko ruszył w jej stronę. Wymierzał szybkie wymachy w jej stronę. Opanowana błękitnooka odpierała każdy atak, powoli odchodząc do tyłu. Mężczyzna był bardzo silny dlatego też dziewczyna była niezbyt zdziwiona gdy po kilku minutach wymiany takich ciosów jej mięśnie dały o sobie znać. Spojrzała ukradkiem na Dobie. Miała nadzieję, ze chłopaki radzą sobie nie gorzej od niej...
Ta sekunda wystarczyła aby Datenshi z niej skorzystał. Zręcznie wymanewrował mieczem i wymierzył go prosto w brzuch Ayi. Ta jednak zdołała się uchylić tak iż skrawek ostrza drasnął ją jedynie w miejscu tali. Syknęła cicho. Krew wylała się w otworu, brudząc nie tylko jej ubranie ale również zimny metal miecza.
Demon zaśmiał się pewnie.
- Widzisz co z wojownikiem robi przyjaźń? Kiedy się o kogoś martwisz tracisz nad sobą kontrolę, a wtedy... Wtedy już jest po tobie! - Krzyknął, po czym wycelował ostrzem miecza prosto w serce Ayi. Dziewczyna zrobiła to samo chwiejąc się na nogach. Oboje ruszyli przed siebie.
Wybaczcie, znów miałam problemy z netem. A jak on był to w domu nie było mnie... Ale mam już notkę na przód, a teraz też idę pisać więc będę miała „płodny” miesiąc...
Przepraszam, ale nie mam jakiegoś natchnienia na wylewy słów w zakończeniu więc jak na razie do napisania. Następna notka najprawdopodobniej jutro albo z czwartek.
Pozdrawiam :)
Yo!Jak widzę historia dobiega końca.A szkoda ;( Cieszę się jednak że mam przyjemność czytać to opowiadanie.Zauważyłam kilka błędów, ale to pewnie wina onetu ;) Z niecierpliwością czekam na następny.Bye!
OdpowiedzUsuńJak rozkręcać akcje do na całego nie ;) ? Ty to umiesz ją opisywać. Historia dobiega ku końcowi co nie. Pozostaje mi tylko czekać na cd. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńja cię, już kolejny rozdział?O.o i to taki długi jak zwykle?O.o dziewczyno, jesteś niesamowita... (albo to ja jestem tak beznadziejna^^' cóż, pewno jedno i drugie^^')i tyle się działo! no tak, szamani najpierw byli sceptyczni, a potem armia demonów w cudowny sposób wyciągnęła ich z tego sceptycyzmu... ciekawe dlaczego, prawda?XD w każdym razie dostali za swoje;P żeby nie wierzyć Ayi i moim bliźniakom... *foch* a już najbardziej zawiodłam się na rodzinie bliźniaków... oj nie wiem, czy się wyrobią z przepraszaniem do emerytury... i to o emeryturze wnuków bliźniaków tu mówię><a więc Datenshi zaszczycił nas swoją osobą - przynajmniej Aya nie musi się szlajać po świecie demonów... mam nadzieję, że Aya porządnie skopie mu tyłek;) kurczak, przerwałaś w bardzo stresującym momencie, wiesz? pewno, że wiesz, wredna Ty;P w każdym razie ja jestem optymistką;)rozdział świetny jak zwykle:) buziaczki i czekam na next:):)
OdpowiedzUsuńKenami-san! Jestem taka lewa, że nie zdążyłam ostatniego rozdziału przeczytać q.q O ja zua, zua idiotka... Ale nie o tym. Wiesz co? Jak mogłaś, zrobić z Keiko taką zaślepioną miłością do syna matkę?! Przecież Aya jest pro i jest niewinna... Haha, ja także chcę taki komitet powitalny =.= Nie ma to jak wyjść i zobaczyć mordkę Goldvy. Przebaczysz mi, że nie mam jakoś weny do pisania komentarza? Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńNa http://www.calkiem-inna-historia.blog4u.pl nowy chap zapraszam!
OdpowiedzUsuń