57. Początek końca
Aya jak najostrożniej wysunęła się spod obejmującej ją ręki Asakury. Oboje zasnęli wczoraj na kanapie, zaraz po tym jak przyjaciele opuścili ich dom. Po ostatnich wydarzeniach dziewczyna postanowiła poświęcić kilka minut sobie. Cichutko poszła do łazienki. Nie chciała nikogo obudzić, aby nie mieć żadnych nie przyjemności jak i z powodu dbania o dobry sen lokatorów.
Będąc już w łazience zdjęła brudne ubranie. Szybko wskoczyła pod prysznic. Kiedy tylko pierwsze krople wody zaczęły spływać po ciele brunetki, ta jęknęła z rozkoszy. Tak bardzo pragnęła zmyć z siebie nie tyle nieczystości fizyczne, ale te psychiczne... Tych drugich jednak nawet woda nie wyczyści.
Błękitnooka odpłynęła swoimi myślami. W sumie nie dziwiła się przyjaciołom, że tak zareagowali. W końcu właśnie przekreśliła ich marzenia. Niektórzy od urodzenia byli przygotowywani do turnieju, a Aya tak brutalnie zderzyła ich z rzeczywistością... Że to wszystko to bajka.. Nie dziwne, że jej nie uwierzyli. Być może ona też by nie uwierzyła. Przekreśliła ich wszystkie plany. Nienawidzi siebie za to... I chociaż z początku była bardzo zawiedziona, teraz nawet się cieszyła z ich reakcji. Jej przyjaciele będą, a przynajmniej powinni być bezpieczni tu w Dobie. Co innego jakby zaczęli się szlajać razem z nią... Miała tylko nadzieję, ze nie wpadnie im do głowy wspaniałomyślny pomysł powstrzymania młodej Morri. Wtedy musiałaby z nimi walczyć. A to nie byłoby proste...
Dziewczyna ciężko wzdychając zakręciła kran. Wyszła spod prysznica i owinęła wokół swojego biustu ręcznik. Ruszyła szybkim krokiem do swojego pokoju dzielonego z Anną. Aya szczególnie nie chciała obudzić blondynki. Kyoyama była jedną z tych, którzy nie poparli pomysłu brunetki... Dlatego mogłoby się jej nie spodobać to co błękitnooka teraz robi. W każdym bądź razie szamanka wzięła ubranie, plecak oraz kilka niezbędnych dla niej rzeczy. Ubrała się na korytarzu, nie chcąc ryzykować. Swoją drogą miała wspaniałomyślny pomysł... Nie chcę obudzić blondynki więc rozbiorę się na korytarzu gdzie mogą w każdej chwili pojawić się chłopaki!
Udało jej się bez konsekwencji ubrać. Po chwili poszła na dół. Z czułością spojrzała na śpiącego Hao. Podeszła do chłopaka. Szatyn leżał na boku z wyciągniętymi do przodu rękoma. Jego włosy podczas spania trochę się poczochrały, a bandaże na jego ranach poprzekrzywiały.
Aya nachyliła się na Asakurą. Pocałowała go w czoło. Złapała lekko ramię czarnookiego i potrząsnęła nim.
- Hao... - Szepnęła cicho prosto do jego ucha. Szaman zerwał się do pozycji siedzącej. Brunetka odchyliła się tak, aby nie dostać w nos. Chłopak syknął cicho z bólu. Był jeszcze trochę poobijany, ale po odpoczynku i tak czuł się o niebo lepiej.
- Co...? - Zapytał zaspany, przecierając oczy.
- Wybieram się do Roisei. Idziesz ze mną? - Nastolatka nie ukrywała rozbawienia z zaspanej buźki szatyna. Tak dawno go nie widziała... Dzisiejszą noc spała naprawdę wybornie, mimo iż ich legowiskiem była kanapa. Dziękowała niebiosom, że chociaż Pan Ognia przy niej został.
- Która godzina? - Hao rozejrzał się trochę bardziej energicznie.
- Druga. - Odpowiada dziewczyna.
- Co tak wcześnie? - Asakura wstał z kanapy i przeciągnął się. Jego kości głośno strzyknęły, a sam chłopak zajęczał żałośnie. Jego twarz przeszył grymas bólu.
Młoda Morri wstała i pogłaskała go po plecach.
- Nawet nie próbuj mi mówić, że nie muszę z tobą iść.- Ostrzegł patrząc na nią naprawdę groźnie.
- Nie zamierzam nawet... - Dziewczyna pocałowała go w policzek. - Skoro chcesz iść, to idź do łazienki i się trochę odśwież. Ja w tym czasie zrobię kanapki, a jak skończę to pomogę ci założyć nowe bandaże, dobrze?
- Dobrze. - Asakura nachylił się i cmoknął dziewczynę w usta. Ruszył powoli do łazienki, stawiając kroi jak najciszej. W sumie nie wiedział do końca czy zostawienie młodej Morri samej w kuchni było dobrym pomysłem. No ale okaże się w praniu. Może go nie otruje.
Brunetka poszła do kuchni i przyszykowała trochę jedzenia. W Roisei jedzenie było gorzej niż fuj. A przynajmniej to co miała okazję spróbować Aya. W każdym bądź razie postanowiła, że zjedzą śniadanie.. Znaczy kolacje... Kurde co je się o drugiej w nocy? A nie ważne. Zjedzą TO na Roisei. Błękitnooka wypchała cały plecak. Poczekała jeszcze kilka chwil, aby Hao mógł spokojnie wziąć prysznic. Nie miała jednak dużo czasu. Ruszyła na górę. Przed wejściem do łazienki cicho zapukała.
- Wejdź. - Usłyszała słodki głos Hao. Posłusznie wykonała polecenie. Asakura wyglądał już w miarę ogarnięcie. Uczesany, czysty, zadbany. Jego wizerunek niszczyły jedynie liczne siniaki i potłuczenia.
Błękitnooka westchnęła ciężko. Przecież to ona mu zrobiła tą krzywdę! Chyba sobie tego nie daruje...
Wzięła z apteczki bandaż i podeszła do szatyna, jaki był jedynie w spodniach.
- Chodź pomogę ci, a potem lecimy do Roisei. - Powiedziała cicho z przerażaniem patrząc na jego rany. Musiała być w ostrym amoku, żeby aż tak mocno w niego uderzać...
- Tak właściwie to dlaczego tak wcześnie..? - Zapytał podnosząc lekko ręce. Pozwolił, aby dziewczyna zajęła się jego ciałem.
- Jedna godzina w Roisei to sześć godzin na Ziemi. Jeśli wyruszymy teraz to będziemy mogli spędzić tam pięć godzin, wrócimy tu na ósmą i pójdziemy po Króla Duchów.
- Widzę, że już masz jakiś plan... - Zaśmiał się cicho czarnooki. - Aya, a nie obrazisz się jak o coś zapytam?
- Nie powinnam. - Odpowiedziała spokojnie.
- No bo... Ty jesteś tego wszystkiego pewna? Znaczy ja ci ufam i w ogóle i pójdę z tobą wszędzie, ale chodzi mi o to...
- Czy to nie demony specjalnie podsunęły mi ten plan, żebym zniszczyła Króla Duchów i ubezwłasnowolniła szamanów, aby demony mogły z nich czerpać siłę? - Zapytała z lekkim uśmiechem brunetka.
- No.. Coś w tym stylu... - Hao lekko się zarumienił. Nie chciał żeby dziewczyna pomyślała, że on jej nie toleruje, a tym bardziej , że jej nie wierzy... Ale trzeba było rozważyć wszystkie opcje.
- Myślę, że nie. Koegin~sensei na pewno by mnie nie oszukała. Wierzę w to. Znaczy nie wierzę... Ja wiem, że tak jest.. Hao to już nie jest zabawa. Wiesz po co idziemy do Roisei? Muszę ustawić armię. Demony jutro zaczną wojnę. Prawdziwą wojnę światów. Datenshi zamierza przenieść swoje panowanie na Ziemię. Mam plan, ale do tego potrzebuję trochę czasu, siły i... I wsparcia Hao. Strasznie się boję że zawiodę. Wiem, że nie mam czasu na strach, że nie mogę się bać. Ale jeśli nie podołam zadaniu wszyscy umrzemy... A jeśli nie umrzemy będziemy żyć w niewoli... Mam w sobie te miecze, bo to na mnie spadł cały ten obowiązek... Ale.. Przepraszam, że ci o tym mówię, nie powinnam. - Powiedziała cichutko nie patrząc szamanowi w oczy. Skończyła właśnie opatrywać jego rękę i tors. Chciała się cofnąć, ale Asakura nie pozwolił jej na to. Przytulił mocno brunetkę. Położył dziewczynie głowę na ramieniu.
- Kochanie, a komu masz to mówić, jak nie mi? - Szatyn głaskał ją po plecach, tak aby nieco ją uspokoić. Widział, że jest roztrzęsiona, a z tego co mówi w tej chwili musi zachować spokój. W końcu od tej niewinnej brunetki zależą losy świata. Bynajmniej z tego co dziewczyna opowiada, a on jej wierzył. - Już ci tyle razy to powtarzałem... Kocurku jesteś niesamowita, kocham cię. Zawsze będę przy tobie. Chce być twoim oparciem i jeśli tylko masz taką potrzebę, możesz mi powiedzieć wszystko.
Chłopak położył Ayi dłonie na policzkach i pocałował ją czule w czubek nosa. Zlustrował ją wzrokiem od twarzy do stóp.
- Wyglądasz jakbyś szła na wojnę. - Zaśmiał się lekko.
- Bo idę na wojnę... - Pocałowała go w usta, po czym wyrwała się z uścisku. - No koniec tego dobrego żołnierzu! Ubierać mi się kompletnie i w drogę!
Młoda Morri powiedziała to niezmiernie poważnym tonem. Długowłosy tylko zasalutował. Wyszedł z łazienki i ruszył do pokoju chłopaków. Wziął koszulę, nałożył na siebie. Postanowił napisać krótki list do brata, żeby ten się nie martwił... Zostawił karteczkę u siebie na łóżku, po czym wrócił do błękitnookiej. Ta stała na środku korytarza. Aya złapała go za rękę i wyprowadziła z domu, po drodze biorąc plecak.
Stanęli przed domem.
- Zamknij oczy. - Rozkazała brunetka. Nie pytając Hao o zdanie zawiązała mu chusteczkę, tak aby zakrywała jego narząd wzroku.
- Po co to? - Zapytał zdziwiony szaman.
- Jeśli będziesz patrzeć to mózg ci wypłynie uszami, chcesz? - Chociaż Asakura nie mógł już tego zobaczył Aya uśmiechnęła się wrednie.
- Nie Kotuś dzięki. Lubię mój mózg....
- Ja też go lubię i dlatego nie możesz patrzeć. Możesz się teraz źle poczuć, ale nie martw się wszystko będzie dobrze... - Wytłumaczyła i pogłaskała go lekko po głowie. Po chwili szatyn już nic nie czuł. Żołądek podszedł mu do gardła. W głowie zaszumiało. Poczuł silny ból w czaszce. Tak jakby mózg Hao miał zaraz wybuchnąć. Nogi stały się jak z waty. Chłopak stracił świadomość...
*** Troszkę później kiedy Hao już przestał mieć delirkę... ***
Asakura otworzyła powoli oczy. Wstał do pozycji siedzącej. Złapał się za głowę. Jakiś niegrzeczny krasnoludek odkrył kopalnię diamentów w jego czaszce i teraz łupie... Rozejrzał się dookoła. Leżał na prowizorycznym hamaku, przybitym to dwóch kołków wbitych w podłogę. Ściany były obite ciemnymi płachtami, a jedna z nich była lekko odkryta. Przez nią do pokoju wpadała lekka smuga światła. Długowłosy wstał. Bez większego namysłu ruszył w tamtym kierunku. Odsłonił jeden z koców. Musiał przymknąć oczy, ponieważ jasność go oślepiła.
- Ooo... Widzę że już wstała nasza śpiąca królewna... - Tuż przy Asakurze pojawił się Saison. Uśmiechał się wrednie widząc tak zdezorientowanego Hao. - Myślałem, że będę musiał budzić panienkę pocałunkiem, tak długo śpiochała....
- Co, jesteś tak ohydny, że żadna dziewczyna nie chce być z tobą i się już na chłopaków rzucasz? - Długowłosy spojrzał na demona z chytrymi iskierkami w oczach. Oboje lustrowali się wzrokiem, a między nimi powstała dość nieprzyjemna atmosfera.
- Pomiędzy nimi to już chyba lepiej nie będzie... - Westchnęła Shi, która siedziała przy stole. Jak najspokojniej popijała jakiś parujący napój. Uwagę Asakury przykuła jednak inna osoba znajdująca się w pomieszczeniu. Aya nerwowo chichotała widząc drażniących się chłopaków. Stała opierając się oburącz na stole. Wzrokiem wodziła po rozłożonej na blacie mapie. Nie trzeba było jej dobrze znać, aby widzieć iż brunetka jest bardzo zdenerwowana. Nerwowo pukała w drewniany mebel palcami.
- Jak się czujesz? - Zapytała Błękitnooka swojego chłopaka. Wyprostowała się i ruszyła w stronę Hao. Położyła mu dłoń na czole. - Chyba nie masz większych skutków ubocznych.
- On sam jet jednym wielkim skutkiem ubocznym.. - Fuknął szarowłosy. Widząc wściekły wzrok nastolatków ostrożnie się wycofał.
- Nic mi nie jest. - Asakura zdjął ze swojego czoła rękę młodej Morri. - Długo spałem?
- dwie godziny na Roisei. - Wytłumaczyła brunetka. Pociągnęła czarnookiego do stołu. Ten usiadł obok Shi. Nie miał do niej zaufania ani też zbyt pozytywnych uczuć. - Hej. - Czerwonooka podniosła rękę w geście przywitania. Hao aż przeszły ciarki po plecach.
- Cz.. Cześć... - Odpowiedział lekko się uśmiechając.
- Nie musisz się mnie już bać. Nic wam nie zrobię, przecież, już skończyłam z molestowaniem twojej ukochanej ... - Shi uśmiechnęła się uroczo.
- Zastanawiam się czy by grupy B nie przenieść bardziej w góry... Nie jestem pewna czy Datenshi puści swoje wojska górą czy dołem. Chociaż znając go to będą to te dwie drogi... - Wypaliła nagle błękitnooka. Nachylała się nad dziwną mapą jeżdżąc po niej palcem.
- Ej, Aya wyluzuj! - Była demonica wyszczerzyła białe ząbki.
- WYLUZUJ?! - Krzyknęła młoda Morri. - Za kilka godzin zacznie się inwazja i największa wojna między światami, a ja mam się wyluzować?! Nie wymagaj ode mnie za dużo!
- Inwazja? - Powtórzył głucho Hao. Westchnął głośno. - Moglibyście mnie naprowadzić choć tak trochę na ten temat?
- Datenshi postanowił podbić Ziemię. Jego wojska niedługo zaczną atakować. Pobieżnie mówiąc plan jest taki, Douoni i Onito stojący po naszej stronie jak najdłużej mają zatrzymać wojska nieprzyjaciela na Roisei. W tym czasie ja biegnę do naszego świata i idę po Króla Duchów. Łączę go ze sztyletem, po czym wracam na Roisei. Idę do głównej siedziby Datenshi wyjmuję z niego złą dusze, wsadzam dobrą i wszyscy żyjemy długo i szczęśliwie! - Wyjaśniła Aya z lekkim uśmiechem. Pominęła fakt, że jeśli jej plan nie wypali wszyscy umrą... - Chcesz jeść? Bo ja od myślenia zgłodniałam...
Dziewczyna wyjęła z plecaka stojącego obok dwie zapakowane kanapki i podała jedną dla Hao. Ten podziękował grzecznie, po czym zaczął spożywać jedzenie.
Niespodziewanie do pomieszczenia wbiegła kobieta o białych włosach i złotych oczach. Z jej pleców wyrastały piękne białe skrzydła. Tuż za nią dreptała niższa dziewczyna o granatowych, długich loczkach oraz Wolf i Sonne, których Asakura rozpoznał bez problemu. To oni zaatakowali Ayę jak byli razem w Chinach.
- Wszystkie punkty medyczne przygotowane! - Wykrzyczała radośnie białowłosa.
- To dobrze Kuuki. Co z wojskami? - Zapytała poważnie młoda Morri, przeżuwając w międzyczasie, co wyglądało dość komicznie.
- Sektory A, B, C i D są gotowe na rozkazy. - Wyjaśniła złotooka.
- Wspaniale. Niech reszta też się zbiera w pogotowiu. Niech każdy demon i demonica będą gotowi do walki. Dzieci, Onito bez Toro i starszych podzielcie na cztery grupy i ukryjcie w wschodnim, zachodnim, północnym i południowym bunkrze. Niech każdą grupą zajmie się trzech demonów opiekunów. Tak w razie znalezienia ich kryjówek... - Brunetka dawała twarde rozkazy przez kolejnych kilkadziewsiąt minut. Obdzieliła wszystkich obowiązkami, przypisała każdemu jakąś rolę. Demony bez żadnych sprzeciwów wysłuchiwały co ma do powiedzenia. Wyglądały na bardzo zadowolone z jej przewodnictwa.
Dopiero teraz Asakura zrozumiał, że to wszystko nie żart i dzieje się naprawdę. W tym wszystkim najbardziej dziwiła go dumna i nieugięta postawa Ayi, która została najwyższym generałem całego przedsięwzięcia. Hao zaczyna mieć przy niej kompleksy.
- Każdy zrozumiał? - W końcu Aya skończyła swój monolog. Dumnie wyprostowała pierś i spojrzała po twarzach reszty. Każda osoba przytaknęła, po czym demony wybiegły z pomieszczenia sprawdzić swoje stanowiska oraz przekazać rozkazy.
- Shi ty masz iść razem z resztą do bunkru. - Powiedziała pewnie błękitnooka.
- Ale..! - Próbowała bronić się kobieta.
- Żadnych ale! Nie możesz stanąć do walki, bez żadnych mocy, nawet szamanką nie jesteś! A tutaj nie możesz zostać, może być niebezpiecznie. - Postawiła na swoim młoda Morri.
- Martwisz się o mnie.. Ja słodko... - Uśmiechnęła się czerwonooka.
- A wiesz co by mi Saison zrobił z tyłka jakby ci chociaż włos z głowy spadł? Po za tym... Chce zostać z Hao sama, a ty nam przeszkadzasz.
- Jakaś ty dla mnie miła. - Żachnęła się Shi. - Z racji tego, że tylko dzięki mnie żyjesz mogłabyś się bardziej postarać!
- Tak, tak, tak stokrotne dzięki.. Już do końca będziesz mi wypominać to że dałaś mi to życie? Powinnaś to raczej ty mi dziękować, że jeszcze żyjesz, bo jakbym była wredna zabiłabym ciebie i Saison'a i zakopała wasze truchła w ogródku.
- Nie sądzisz że czasem jest przerażająca? - Była demonica szepnęła to dla Hao na ucho. Uśmiechnęła się uroczo, po czym wstała. Ukłoniła się lekko i ruszyła w stronę drzwi. - Do zobaczenia po tym wszystkim. Wierze, że wam się uda. Pa!
Shi wyszła zostawiając nastolatków samym sobie. Przez chwile milczeli.
- Zaraz idziemy po Króla. - W końcu odezwała się Aya. - Musimy ustalić plan działania.
- Myślałem, że ty lubisz iść na żywioł. - Prychnął lekko Asakura, przypominając sobie walki, w których błękitnooka stawiała wszystko na jedną kartę.
- Bardzo śmieszne wiesz! - Warknęła młoda Morri. Po sekundzie jednak uspokoiła się. - Przepraszam Hao. Wiesz aby przerobić Króla Duchów na potrzebną mi energię będę musiała się trochę napracować... A ty mi w tym pomożesz. Zakładam, że kiedy tylko Rada dowie się o tym, iż idziemy do Gwiezdnego Sanktuarium będą chcieli nas powstrzymać. To jednak nie problem o ile zaatakują przed tym jak zdobędę Króla Duchów. Inaczej to będzie twoja działka. Posłuchaj Hao... Będę musiała odpocząć jakieś 30 minut po tym co zrobię z Królem. Wtedy będziesz się musiał mną zająć, bo najprawdopodobniej stracę przytomność. A potem.. Potem zobaczymy co będzie.
Hao wstał. Podszedł do dziewczyny i stanął za jej plecami. Nachylił się nad dziewczyną, mocno ją to siebie tuląc.
- Widzę, że już się przyzwyczaiłaś do mówienia innym co mają robić, pani generał... - Zaśmiał się lekko. - Pewnie, że się tobą zajmę. Nie martw się już, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Tylko się mocno nie denerwuj, dobrze?
Aya nic nie odpowiedziała. Odwróciła głowę w prawą stronę, tak że usta kochanków złączyły się.
Młoda Morri nie posiadała się z radości, że w końcu nic nie zatajała przed Hao, a on był tu z nią. Sama nie dałaby rady uporać się z tym wszystkim. Czuła się pewniejsza. Wiedziała, że nie ma już czasu na niepewność, mimo to... Przy niej czuła się o wiele lepiej...
*** Ziemia, dzień rozpoczęcia trzeciej rundy Turnieju Szamanów ***
Na trybunach zebrało się tysiące obserwatorów. Większość szamanów z całego świata przybyło na uroczystość, jaką była trzecia runda. Za kilka dni wśród śmiałków miał się wyłonić ten jedyny, władca całej Ziemi, obrońca niewinnych, przodownik mądrości – Król Szamanów. Wszyscy byli bardzo podnieceni i szczęśliwi. Wszyscy, oprócz pewnej grupy przyjaciół, którzy dogłębnie zastanawiali się nad sensem istnienia turnieju...
Dobrze nam znani szamani od czasu rozmowy z Ayą praktycznie nie nawiązali ze sobą kontaktu. Krótkie „cześć”, po czym koniec. Żadnych śmiechów, żartów czy też po prostu przyjacielskiej rozmowy.
Ren stał w szeregu kandydatów na Króla Szamanów. Byli oni ustawieni na pokaz na głównej arenie. Liczebnością nie przekraczali setki. Młody Tao co raz spoglądał na trybuny. Wujek En wraz ze swoją szwagierką przyjechali by zobaczyć triumf potomka. Fioletowowłosy czuł się pod pewną presją... Zresztą jak cała reszta. Z jednej strony lojalność wobec przyjaciółki, a z drugiej lojalność wobec własnych marzeń. To był trudny wybór.
- Witam wszystkich tutaj zebranych! I uprzejmie upraszam o ciszę! - Na specjalną platformę wybudowaną na arenie weszła Goldva oraz wszyscy członkowie Wielkiej Rady. - Dziś jest dzień sądu! To dzisiaj dowiemy się kto wejdzie na szczyt, a kto zostanie na dnie. Tylko jeden z tych oto dzielnych szamanów zostanie Królem. Na jego barkach spocznie odpowiedzialność za cały świat! Walki będą się odbywały jeden na jednego... - Staruszka ciągnęła swój wywód, aczkolwiek panicz Tao przestał słuchać po słowie „witam”.
Nagle zerwał ze swojej ręki dzwonek wyroczni. Z całej siły cisnął nim o piasek. Sprzę pękł na pół.
- Pieprzyć to! - Warknął głośno. Obrócił się napięcie. Zaczął szybko biec w stronę wyjścia. Wszyscy z trybun zamilkli, po czym zaczęli gwizdać w stronę złotookiego.
- Wiedziałem, że pęknie pierwszy. - Wyszczerzył swoje ząbki Yoh. Sam zdjął dzwonek i o wiele delikatniej niż Ren rzucił na ziemię.
Po niecałej sekundzie wszyscy z dobrze znanej nam gromadki powtórzyli czynność. Razem wybiegli z areny. W oddali słyszeli przestrogi Goldvy, że jeśli teraz opuszczą stadion, zostaną zdyskwalifikowany. Nie przejmowali się tym zbytnio...
- Musimy się pośpieszyć z tymi demonami i tym całym maglem, bo jak tylko skończymy ratować świat to Renny będzie miał szlaban do końca życia.. - Zaśmiał się wrednie młody Usui doganiając przyjaciela.
- Bardzo śmieszne, lepiej uważaj co ci zrobi Pilica... - Lekko uśmiechnął się młody Tao.
- Ale że Joco z nami poszedł... Myślałem, że jesteś najbardziej anty temu pomysłowi... - Zauważył Yoh.
- Ej, jesteśmy kumplami nie? - Zapytał retorycznie murzyn.
- Więc jednak się zdecydowaliście pójść z nami? - Zapytała młoda Morri.
- No, nie mogliśmy tak was... - Zaczął odpowiadać błękitnowłosy, po czym wszyscy stanęli.
- AYA?! - Krzyknęli na widok brunetki. Ta stała razem z Hao między przyjaciółmi. Oboje wyszczerzeni od ucha do ucha w wyśmienitych nastrojach.
- Hao! - Yoh nie czekając dłużej rzucił się bratu na szyję. Ten lekko się zachwiał. - Martwiłem się strasznie! - Przecież zostawiłem kartkę... - Tłumaczył się przepraszająco długowłosy.
- No niby tak.. Ale i tak się martwiłem... - Przyznał młodszy bliźniak, któremu kamień spadł z serca. Odetchnął z ulgą widząc rodzeństwo całe i zdrowe.
- Miło mi, że zrezygnowaliście z turnieju, aby ratować świat. - Młoda Morri złapała Ren'a za kark po czym zaczęła mierzwić mu włosy.
- Łapy precz szatanie... - Warknął wściekły złotooki, wyrywając się brunetce. - Masz jakiś plan?
- Mam. Teraz idziemy po Króla Duchów. Mamy może jakieś pięć godzin, więc spokojnie zdążymy i jeszcze odpoczniemy. - Powiedziała dziewczyna. Zaczęła biec w sobie znanym kierunku.
- A ty w ogóle wiesz gdzie jest Gwiezdne Sanktuarium?
- Ona wie wszystko. - Zaśmiał się lekko starszy Asakura. Może nie do końca to była prawda, ale w każdym bądź razie młoda Morri wiedziała dużo. I dlatego też po około dwudziestu minutach znaleźli się pod ogromnymi wrotami, które prowadziły do Zakazanego Lasu. Chcieli już wejść kiedy w ich stronę poleciało kilka pocisków stworzonych z foryoku. Aya obróciła się. Odgięła do tyłu nadgarstki, a z jej skóry na obu rękach wyszły dwa miecze. Błyskawicznie rozcięła nimi atakujące ich kule.
- To wszystko na co stać Wielką Radę? - Zapytała brunetka kpiącym głosem. Spojrzała na Kalima, który to był właśnie atakującym. Koło niego stało pięciu innych członków rady.
- Co wy tu robicie? - Zapytał znany im mężczyzna. - Zamierzacie przerwać ceremonię? Mieliście szansę...
- Dobra skończ już. - Dosyć ostro powiedziała młoda Morri. - Wielka Rada Szamanów... Też mi coś... Posłuchaj Kalim lubię cię i nie chciałabym ci zrobić krzywdy. Dlatego też po prostu przerwijcie turniej i nie stawiajcie oporu. My idziemy teraz po Króla Duchów. Za niecałe sześć godzin do naszego świata wtargnął demony i jeśli nie zdobędę mocy Króla, nie będzie za dobrze.
- To wy się lepiej poddajcie. Jeśli teraz rozejdziecie się spokojnie do domów, nie wyciągniemy z tego żadnych konsekwencji. - Ciągnął brunet.
- Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji, Kalim... - Błękitnooka spojrzała na niego. - Ah, tak. Goldva nic wam nie powiedziała.. Jesteście pionkami w chorej grze interesów. Przykro mi, że do tej pory nie zrozumieliście, że Król Duchów to tylko podpucha. Nie mam czasu wam teraz tego wszystkiego tłumaczyć. Chodźcie, idziemy.
Ostatnie zdanie młoda Morri rzekła w stronę najbliższych. Schowała miecze i zaczęła biec w stronę wrót.
- Ona bredzi, atakujmy! - Członkowie rady wykonali kontrolę ducha.
- Chcecie w piątkę pokonać NAS? - Zapytał z kpiną Ren. No cóż mieli dużą przewagę liczebną w stosunku do mężczyzn. Po za tym w końcu nie byli byle jakimi szamanami... To właśnie oni pokonali Zik'a.
- Zaraz przybędą posiłki. - Wyjaśnił Kalim i wysłał kolejny pocisk w stronę przyjaciół. Aya jaka stała na przodzie bez problemu pokonała atak mieczem prawej ręki.
- Nie mam czasu na zabawę z wami... Hao, Yoh, Ren i Horo pójdą ze mną. - Rozkazała błekitnooka. Spojrzała na resztę. - Poradzicie sobie?
- A czemu mielibyśmy sobie nie poradzić? - Zapytała kpiąco Naoko.
- I kto ci dał prawo przywództwa?! - Zapytał Horo. Dlaczego to nigdy go nie uważają, za tego „najmądrzejszego”?
- Jestem samozwańczym królem. - Zaśmiała się Aya. Tak właściwe to młody Usui miał rację. Dlaczego ona? Sama się przecież nie prosiła.. Jakoś tak wyszło... - Biedny niedoceniony Horo.. Teraz już chodźcie!
Brunetka machnęła ręką. Pozostali kiwnęli głowami. Czterech wytypowanych chłopaków ruszyło za błękitnooką.
- Za nimi, nie mogą nam uciec! - Wrzasnął Kalim. Wyminął szamanów i chciał już atakować Ayę. Ta jednak kiedy tylko przekroczyła próg bramy wyciągnęła przed siebie lewą rękę, a wrota zamknęły się. Po chwili piasek zaczął się zbierać przed wejściem, tworząc jednolitą ogromną skałę. Skupiła swoje foryoku między palcami, a chwile potem pojawił się tam talizman. Błękitnooka przyczepiła go na skałę. Aya uśmiechnęła się ciepło do chłopaków.
- Zapieczętowałam wejście. Nikt z zewnątrz tu nie wtargnie. Możemy być spokojnie. - Powiedziała, po czym skierowała się w stronę schodów i zaczęła biec. Przyjaciele ruszyli za nią.
- Ej, mamy mały problem, nie wyczuwam Amidamaru. - Zaczął temat Yoh. Zmarszczył brwi. Martwił się niezmiernie o swojego samuraja, który nigdy nie znikał bez powodu.
- Ja Dycha Ognia też.. - Przytaknął bratu starszy ASakura.
- Pewnie Wielka Rada Szamanów już zabezpieczyła wasze duchy, nie są tacy głupi. - Brunetka zdawała się być niewzruszona tą wiadomością.
- Zabezpieczyła? - Głucho powtórzył właściciel mandarynkowych słuchawek, jednak jego głos zginął nieusłyszany.
- To jak my mamy teraz walczyć mądralo? - Zapytał młody Tao. - Oczywiście ja jestem na tyle zdolny, że poradziłbym sobie bez broni, ale co z Horo?
- Ja ci zaraz dam co z Horo padawianie jeden! - Błękitnowłosy dźgnął złotookiego w żebra. Ten jęknął, nie będąc dłużny przyjacielowi. Wszyscy wbiegali już do gęstego lasu. Musieli uważać, aby przypadkiem nie zabić się o jakieś drzewo, albo wystający korzeń.
- No tak.. To może być problem... - Młoda Morri aż stanęła. Zamyśliła się głęboko. Westchnęła głośno wypuszczając powietrze z płuc. - Dobra, wiem już.
Podeszła do Hao. Wygięła dłoń pod kątem prostym w stosunku do ręki. Z jej łapki wysunęła się rękojeść miecza. Brunetka pociągnęła za nią i wyjęła ze swojej kończyny piękny miecz. Jego błyszczące ostrze zalśniło jasnym blaskiem muśnięte przez promienie słońca. Uchwyt broni był wykonany z brunatnego tworzywa, ozdobiony elementami z czerwonych diamentów.
- Hichie będzie twój. - Powiedziała, przekazując broń chłopakowi.
- Ale... - Hao zająknął się. Był trochę zdziwiony całą tą sytuacją. Już nie licząc tego, że błękitnooka wyjęła miecz z ręki... Po prosu myślał, że jej cała moc pochodzi właśnie z tych pradawnych ostrzy.
- Nie ma żadnych ale. Dzięki tym mieczom, będziecie jeszcze bardziej niepokonani niż jesteście, po za tym i tak miałam je wam dać, musicie mi pomóc przy Królu Duchów. Oczywiście potem są do zwrotu. - Ostrzegła.
- A ty? Z tego co pamiętam, to masz tylko cztery miecze. - Wtrącił Ren.
- No tak dla każdego z was, mi z moimi umiejętnościami starczy sztylet.
- Już się nie chwal, nie chwal... - Zaśmiał się Horo.
- No co? Ja wam nie zabraniałam wejść do Kinhon, a że was w nim nie chcieli. - Wzruszyła ramionami.
- Oj, będziesz miał ciężkie życie brachu.. - Młody Usui poklepał przyjacielsko Hao w plecy. Długowłosy stał oniemiały wpatrując się w miecz. Zastanawiał się co dziewczyna musiała przeżyć, aby zyskać tak nieziemską moc? Tak bardzo chciałby móc z nią wtedy być. Od kiedy wróciła czuje, że dziewczyna jest o wiele silniejsza i bardziej dojrzała, a on?
- No.. Każdy swój krzyż nieść musi... - Westchnął w końcu.
- Ja ci dam krzyż! - Błękitnooka obróciła się napięcie. Podeszła do Yoh. Z lewej ręki wyjęła Kazeneiki. - To dla ciebie.
Po chwili wyjęła z nóg Tsuchikarę i Mizuchuugi.
- To dla ciebie Ren i ciebie Horo. - Podała chłopakom broń.
- Hojnaś. - Zaśmiał się błękitnowłosy.
- Teraz uwaga po to dość ważne. Każdy z mieczy odpowiada za inny żywioł. Hichie ogień, Kazeneiki powietrze, Tsuchukara ziemia i Mizuchuugi woda. Musicie uważać używając ich, możecie wywołać niezłego spustoszenia. I błagam was nie połamcie... - Spojrzała z politowaniem na Yoh który lekko dźgał brata czubkiem ostra w but. - Sztylet jest pozostałością po starodawnym mieczu Tochi. Jego energia została przetworzona przez pierwsze demony w Króla Duchów. Musze teraz połączyć obie te rzeczy. Kiedy tylko wejdziemy do Gwiezdnego Sanktuarium ja wejdę w Króla Duchów, a wtedy musicie wbić miecze we wcześniej wyznaczone prze ze mnie miejsca, ja pochłonę Króla Duchów, będę trochę zmęczona więc wrócić będziecie musieli sami, zerwiecie talizman a skała się rozwali, potem już nie wiem co zastaniecie. Zrozumieliście? - Zapytała Aya.
- A możesz powtórzyć od słowa „sztylet jest pozostałością”? Bo dalej już nie zrozumiałem.. - Westchnął młody Usui.
- Jak ja jednak żałuję, że ze mną nie poszliście do Kinhon! Aaa! Zwariuję zaraz.. - Młodą Morri poniosło. Nie wiedziała jak wytłumaczyć to wszystko chłopakom w tak krótkim czasie. - Nieważne, chodźcie już...
Machnęła ręką, a chłopaki ruszyli za nią. Wszyscy milczeli. Zastanawiali się jak to będzie i co się stanie. Nie byli w stu procentach pewni czy robią dobrze. Nawet Aya miała wątpliwości, ale trochę innego rodzaju niż przyjaciele.
W każdym bądź razie nie było już odwrotu. Nie minęło dużo czasu, a Król Duchów do nich przemówił. Działo się wszystko tak samo, jak przy wtargnięciu tu przez Zik'a. Chłopaki ciężko wspominali te chwile. Szczególnie Yoh, któremu przed oczami co chwila przelatywały obrazy, kiedy to był zmuszony walczyć z własnym bratem. Przecież było tak mało od jego śmierci... Właściwie młodszy Asakura nie wiedział jak Hao przeniósł się stąd do Japonii gdzie spotkał Ayę. Jednak Yoh co dzień dziękował bogom, demonom, duchom czy komukolwiek kto rządzi tym światem, że jego jedyny i ukochany braciszek żyje. To miejsce zadręczało młodszego Asakurę, czuł jak jego duszę wypełnia strach, że znów stanie się coś złego...
Hao zresztą też nie czuł się dobrze. Co prawda nie pamiętał tych czternastu lat zbyt dobrze. Mało co wspominał, a w głowie miał dziury jak w szwajcarskim serze. Był z tego niezmiernie zadowolony – nie zniósłby tego całego cierpienia, które sprawił milionom ludzi. Ale to miejsce przyprawiało go o dreszcze. Chociaż z drugiej strony... Było to miejsce jego narodzin.
Horo przed oczami miał obraz stojącego przed nim Ren'a jaki był gotów oddać za niego życie. Co prawda zrobił to, ale na szczęście wtedy był z nimi Faust Inaczej fioletowowłosego by dziś nie było. Ta myśl przyprawiła Horo o dreszcze.
Dobiegali właśnie do tych dziwnych duchowych ptaków, które skrzeczą „przejdą ci którzy zasługują”. Chłopaki już zwolnili, aby walczyć, jednak brunetka nie zatrzymała się ani na chwilę.
- Aya? - Zapytał długowłosy.
- Nie zatrzymujcie się. - Ostrzegła.
- Ale... - Horo chciał już zaprzeczyć.
- Nie zatrzymujcie się one nas przepuszczą! - Wyjaśniła.
Rzeczywiście. Zwierzęta obniżyły lot i stanęły na ziemi. Kiedy tylko Aya przekraczała linię filarów, ptaki zniżyły głowy niczym w ukłonie.
Przyjaciele byli pod wrażeniem. Jednak postanowili nie zaczepiać tego tematu, tak dla własnego spokoju.
- Dobra, możecie sobie teraz pozwiedzać, ja w tym czasie porobię pieczęcie. - Oznajmiła brunetka. Po kolei podbiegała do każdego z filarów i naklejała na nie talizmany.
- I pomyśleć że wszystko na co przez całe życie pracowaliśmy jest kitem... - Westchnął ciężko młody Usui wpatrując się w Króla Duchów. - Kiedyś siedziałem z Pilicą na dachu i obiecałem jej że zostanę Królem Szamanów.. A teraz? Jak ja siostrze w oczy spojrzę?
- Każdy to komuś obiecał. - Zauważył długowłosy.
- No ty akurat nie... - Zaśmiał się nerwowo Yoh.
- Ale Aya już tak. Obiecała to swojemu ojcu... Ale myślę, że nie byłby na nią zły... - Uśmiechnął się patrząc na miecz trzymany w dłoni. I tak dziewczyna jest najprawdopodobniej w pierwszej dziesiątce najlepszych szamanów.
- I tak Ren ma najbardziej przechlapane. - Całkiem poważnie powiedział młodszy Asakura.
- Co najwyżej wydziedziczą mnie z klanu. - Powiedział niewzruszony złotooki, chociaż w środku był buzującym huraganem. Coś czuje, że dostanie mu się nieźle od wuja. Ścisnął mocniej Tsuchikarę. Dotknął czubkiem ostrza ziemi. Gleba w tym miejscu rozstąpiła się i gdyby nie szybka reakcja Horo, Yoh wleciałby do wielkiej dziury.
- Mówiłam uważajcie, to nie zabawki! - Warknęła młoda Morri patrząc wściekle na Ren'a. Po chwili jednak westchnęła. - Przepraszam, nie powinnam krzyczeć, rozumiem że nie umiecie się nimi posługiwać... Ja już skończyłam.
Aya podeszła do przyjaciół. Ręce jej się trzęsły, co było doskonale widać. Wsadziła je w kieszenie spodni.
- Spokojnie - Hao, który stał obok niej pogłaskał brunetkę czule po plecach.
- Jejku muszę się uspokoić, bo mam takiego Parkinsona, że nie ułożę pieczęci… - Jęknęła dziewczyna.
- Pierwszy raz widzę, żebyś tak bardzo się denerwowała. – Zdziwił się Horo. Aya była narwana, ale nigdy nie przeżywała walk i szamaństwa w taki sposób. Bynajmniej nie okazywała tego.
- Przepraszam, już się ogarniam… - Westchnęła ciężko. Głośno wypuściła powietrze z ust. – Dobra… Teraz tak, ja idę do wnętrza Króla Duchów, a wy musicie stanąć po czterech jego stronach… W tych okręgach co się tam pojawiły...
Brunetka pokazała na mieniące się srebrem znaki na ziemi. Chłopaki dopiero spostrzegli, że całe Gwiezdne Sanktuarium jest w takim kolorze, wymalowany dziwnymi znakami.
- ...będziecie musieli wbić miecze. Wasza kolejność jest obojętna, ale ważne jest abyście zrobili to w tym samym momencie. Inaczej najprawdopodobniej nic się nie uda. - Kontynuowała błękitnooka.
- Czekaj, czekaj Kotuś… - Hao na chwilę przerwał ukochanej. – Jak ty chciałaś zrobić to ze mnące dwoje?
- Mam swoje sposoby. – Wyszczerzyła swoje ząbki młoda Morri. – W każdym bądź razie ustawcie, się a ja tam idę…
Błękitnooka pocałowała w policzek starszego Asakurę, po czym obróciła się napięcie. Podbiegła do Króla Duchów. Włożyła w jego wnętrze dwie ręce, po czym odsunęła wirującą masę niczym kotary. Weszła do środka.
Przyjaciele tylko skinęli głowami. Poszli każdy na wyznaczone miejsce. Odczekali minutę, może trochę mniej.
- Dobra na trzy. Raz... Dwa... - Zaczął odliczanie Yoh. Głośno przełknął ślinkę. Jeśli teraz nie zrobią tego razem, będzie dość nieciekawie. Tak przynajmniej mówiła Aya. - TRZY!
Wszyscy wbili broń w wyznaczone miejsca. Król Duchów nagle zabłysnął niesamowicie jasnym światłem. Ziemia się zatrzęsła. Chłopaki ledwie mogli utrzymać równowagę. Rozległ się głośny świst. Król Duchów pękł niczym bańka mydlana, a pozostałości w postaci białej energii zaczęły wirować w powietrzu. Stojąca pośrodku Aya trzymała wysoko nad swoją głową sztylet. Pasma energii zlatywały na dół i uderzały w mini miecz dzierżony przez błękitnooką. Broń zaczęła rosnąć, poszerzać się i wydłużać. Młoda Morri jęczała głośno, a jej nogi chwiały się. Ten stan trwał dłuższą chwilę. Kiedy cały blask wygasł dziewczyna trzymała w dłoni najpiękniejszy miecz jaki chłopaki kiedykolwiek widzieli. Cały z białej szlachetnej stali z lśniącą, srebrną rękojeścią. Brunetka opadła na kolana. Podparła się bronią.
- Aya! - Wrzasnął Hao i chwilę potem stał już przy niej.
- Nic mi nie jest... Jestem tylko trochę zmęczona... Mówiłam ci, że... - Dziewczyna nie dokończyła. Zamknęła oczy, po czym upadła na ziemię.
- Wiem, że mi mówiłaś, ale i tak się martwię. - Uśmiechnął się długowłosy. Pogłaskał śpiącą błękitnooką po czuprynie.
- Co jej się stało? - Zapytał przestraszony Yoh.
- Nic, zamęczyła się. Wspominała mi o tym. Niedługo powinna się obudzić, a do tego czasu trochę ją ponoszę... - Wytłumaczył długowłosy. Odłożył Hichie na ziemię, po czym wziął na ręce Ayę.
- Król Duchów zniknął. - Powiedział beznamiętnie Ren. - Więc to wszystko było prawdą...
- Tak. - Przyznał mu rację Horo. - Ale najgorsze chyba jeszcze przed nami... A na pewno przed nią. Trzeba wrócić do Dobie.
- Wielka Rada pewnie już na nas czeka. - Westchnął Yoh. - Co teraz zrobimy Hao. Hao?
Starszy Asakura nie zareagował. Patrzył jak zaczarowany w twarz młodej Morri. Pogłaskał ją po czole. Kochał dziewczynę bardziej niż kogokolwiek na tym świecie, a widząc jak stała się silna czuł wszechogarniającą go dumę... I trochę wstyd, że on nie poczynił żadnych postępów. Jak to się skończy bierze się ostro za trening, żeby chociaż dorównać dziewczynie. Inaczej męskie ego szatyna nie wytrzyma. W końcu to on był mężczyzną w tym związku!
- Kogo ja oszukuję... - Westchną sam do siebie. Wstał z dziewczyną na rękach. - Weźcie miecze. Idziemy do Dobie!
- Tak! - Krzyknęła reszta.
Yoh złapał za nowo powstały miecz, a Ren wziął Hichie. Razem zaczęli biec przez las. Zastanawiali się co ich czeka kiedy przekroczą bramę prowadzącą do świata szamanów...
Jedno pytanie...
KIEDY MI MINAŁ CZERWIEC ? O___________O
Po prostu ten miesiąc zginął w moim życiu... Te wszystkie poprawy, oceny, świadectwo, wakacje, wyjazdy @_@ Nie ogranełam tego wszystkiego dlatego znowuż zaniedbałam blogi.. Moja wina moja wina moja bardzo wielka wina...
wiem że mam jeszcze nie skomentowane notki u Mii~chan i Li~chan, Kini~san. Gomene przyrzekam, że nadrobię...
Yuuki nie widzę przeszkód żebyś uczestniczyła w moim nowym blogu wręcz bardzo mi miło, że osoba jaka do tej pory nie komentowała a ni się nie ujawniała chce w tym uczestniczyć ^^
Mam wrażenie, że miałam jeszcze innego nowego czytelnika, o którym zapomniałam... Jeśli tak jest to proszę się zgłaszać i o sobie przypominać, bo.. No cóż dużo się dzieje w moim życiu i nie wyrabiam...
Matko nabyłam okulary drogą kupna i tak śmiesznie teraz widzę @_@
Po za tym... Kilka sów od serduszka.
Znaczy kurde co ja piszę.. Jak naćpana..
Teraz wypisuję osoby które zgłosiły się do mojego bloga:
Minikeiti
Midori
Spokoyoh
Yuuki
Hoshi
To wszyscy czy ktoś jeszcze? Znaczy nie sprawdzałam tylko piszę z pamięci XD Więc jak kogoś pominęłam bądź ktoś się chce jeszcze zapisać to proszę pod tą notką. Nowy blog ruszy pod koniec wakacji bądź z początku września. Mam ambitny plan napisania co najmniej 4 notek na tego bloga w tym miesiącu. Wierzcie we mnie! Albo po prostu na mnie wrzeszczcie ^^” W tym roku znów podjęłam sięopieki dziećmi na półkoloniach i wiecie co? Świat schodzi na psy o_O Zadałyśmy dzieciom pytanie „Jak się nazywały trzy atomówki?” A jakieś dziecko na to „A co to są atomówki?” W tej chwili zniszczyło mi dzieciństwo... Co w dzisiejszych czasach oglądają ośmiolatki o.O??
Co do rozdziału jest nieogarnięty ale tak bardzo nie umiem opisywać walk i wojen a tak bardzo już do końca one będą.. Live is brutal Q_Q Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się to podobało i nie zawiodłam was zupełnie... Obiecuję, że wszystkie wasze zaległości nadrobię w przeciągu kolejnych dwóch dni :3
Pozdrawiam was serdecznie ;*
Będąc już w łazience zdjęła brudne ubranie. Szybko wskoczyła pod prysznic. Kiedy tylko pierwsze krople wody zaczęły spływać po ciele brunetki, ta jęknęła z rozkoszy. Tak bardzo pragnęła zmyć z siebie nie tyle nieczystości fizyczne, ale te psychiczne... Tych drugich jednak nawet woda nie wyczyści.
Błękitnooka odpłynęła swoimi myślami. W sumie nie dziwiła się przyjaciołom, że tak zareagowali. W końcu właśnie przekreśliła ich marzenia. Niektórzy od urodzenia byli przygotowywani do turnieju, a Aya tak brutalnie zderzyła ich z rzeczywistością... Że to wszystko to bajka.. Nie dziwne, że jej nie uwierzyli. Być może ona też by nie uwierzyła. Przekreśliła ich wszystkie plany. Nienawidzi siebie za to... I chociaż z początku była bardzo zawiedziona, teraz nawet się cieszyła z ich reakcji. Jej przyjaciele będą, a przynajmniej powinni być bezpieczni tu w Dobie. Co innego jakby zaczęli się szlajać razem z nią... Miała tylko nadzieję, ze nie wpadnie im do głowy wspaniałomyślny pomysł powstrzymania młodej Morri. Wtedy musiałaby z nimi walczyć. A to nie byłoby proste...
Dziewczyna ciężko wzdychając zakręciła kran. Wyszła spod prysznica i owinęła wokół swojego biustu ręcznik. Ruszyła szybkim krokiem do swojego pokoju dzielonego z Anną. Aya szczególnie nie chciała obudzić blondynki. Kyoyama była jedną z tych, którzy nie poparli pomysłu brunetki... Dlatego mogłoby się jej nie spodobać to co błękitnooka teraz robi. W każdym bądź razie szamanka wzięła ubranie, plecak oraz kilka niezbędnych dla niej rzeczy. Ubrała się na korytarzu, nie chcąc ryzykować. Swoją drogą miała wspaniałomyślny pomysł... Nie chcę obudzić blondynki więc rozbiorę się na korytarzu gdzie mogą w każdej chwili pojawić się chłopaki!
Udało jej się bez konsekwencji ubrać. Po chwili poszła na dół. Z czułością spojrzała na śpiącego Hao. Podeszła do chłopaka. Szatyn leżał na boku z wyciągniętymi do przodu rękoma. Jego włosy podczas spania trochę się poczochrały, a bandaże na jego ranach poprzekrzywiały.
Aya nachyliła się na Asakurą. Pocałowała go w czoło. Złapała lekko ramię czarnookiego i potrząsnęła nim.
- Hao... - Szepnęła cicho prosto do jego ucha. Szaman zerwał się do pozycji siedzącej. Brunetka odchyliła się tak, aby nie dostać w nos. Chłopak syknął cicho z bólu. Był jeszcze trochę poobijany, ale po odpoczynku i tak czuł się o niebo lepiej.
- Co...? - Zapytał zaspany, przecierając oczy.
- Wybieram się do Roisei. Idziesz ze mną? - Nastolatka nie ukrywała rozbawienia z zaspanej buźki szatyna. Tak dawno go nie widziała... Dzisiejszą noc spała naprawdę wybornie, mimo iż ich legowiskiem była kanapa. Dziękowała niebiosom, że chociaż Pan Ognia przy niej został.
- Która godzina? - Hao rozejrzał się trochę bardziej energicznie.
- Druga. - Odpowiada dziewczyna.
- Co tak wcześnie? - Asakura wstał z kanapy i przeciągnął się. Jego kości głośno strzyknęły, a sam chłopak zajęczał żałośnie. Jego twarz przeszył grymas bólu.
Młoda Morri wstała i pogłaskała go po plecach.
- Nawet nie próbuj mi mówić, że nie muszę z tobą iść.- Ostrzegł patrząc na nią naprawdę groźnie.
- Nie zamierzam nawet... - Dziewczyna pocałowała go w policzek. - Skoro chcesz iść, to idź do łazienki i się trochę odśwież. Ja w tym czasie zrobię kanapki, a jak skończę to pomogę ci założyć nowe bandaże, dobrze?
- Dobrze. - Asakura nachylił się i cmoknął dziewczynę w usta. Ruszył powoli do łazienki, stawiając kroi jak najciszej. W sumie nie wiedział do końca czy zostawienie młodej Morri samej w kuchni było dobrym pomysłem. No ale okaże się w praniu. Może go nie otruje.
Brunetka poszła do kuchni i przyszykowała trochę jedzenia. W Roisei jedzenie było gorzej niż fuj. A przynajmniej to co miała okazję spróbować Aya. W każdym bądź razie postanowiła, że zjedzą śniadanie.. Znaczy kolacje... Kurde co je się o drugiej w nocy? A nie ważne. Zjedzą TO na Roisei. Błękitnooka wypchała cały plecak. Poczekała jeszcze kilka chwil, aby Hao mógł spokojnie wziąć prysznic. Nie miała jednak dużo czasu. Ruszyła na górę. Przed wejściem do łazienki cicho zapukała.
- Wejdź. - Usłyszała słodki głos Hao. Posłusznie wykonała polecenie. Asakura wyglądał już w miarę ogarnięcie. Uczesany, czysty, zadbany. Jego wizerunek niszczyły jedynie liczne siniaki i potłuczenia.
Błękitnooka westchnęła ciężko. Przecież to ona mu zrobiła tą krzywdę! Chyba sobie tego nie daruje...
Wzięła z apteczki bandaż i podeszła do szatyna, jaki był jedynie w spodniach.
- Chodź pomogę ci, a potem lecimy do Roisei. - Powiedziała cicho z przerażaniem patrząc na jego rany. Musiała być w ostrym amoku, żeby aż tak mocno w niego uderzać...
- Tak właściwie to dlaczego tak wcześnie..? - Zapytał podnosząc lekko ręce. Pozwolił, aby dziewczyna zajęła się jego ciałem.
- Jedna godzina w Roisei to sześć godzin na Ziemi. Jeśli wyruszymy teraz to będziemy mogli spędzić tam pięć godzin, wrócimy tu na ósmą i pójdziemy po Króla Duchów.
- Widzę, że już masz jakiś plan... - Zaśmiał się cicho czarnooki. - Aya, a nie obrazisz się jak o coś zapytam?
- Nie powinnam. - Odpowiedziała spokojnie.
- No bo... Ty jesteś tego wszystkiego pewna? Znaczy ja ci ufam i w ogóle i pójdę z tobą wszędzie, ale chodzi mi o to...
- Czy to nie demony specjalnie podsunęły mi ten plan, żebym zniszczyła Króla Duchów i ubezwłasnowolniła szamanów, aby demony mogły z nich czerpać siłę? - Zapytała z lekkim uśmiechem brunetka.
- No.. Coś w tym stylu... - Hao lekko się zarumienił. Nie chciał żeby dziewczyna pomyślała, że on jej nie toleruje, a tym bardziej , że jej nie wierzy... Ale trzeba było rozważyć wszystkie opcje.
- Myślę, że nie. Koegin~sensei na pewno by mnie nie oszukała. Wierzę w to. Znaczy nie wierzę... Ja wiem, że tak jest.. Hao to już nie jest zabawa. Wiesz po co idziemy do Roisei? Muszę ustawić armię. Demony jutro zaczną wojnę. Prawdziwą wojnę światów. Datenshi zamierza przenieść swoje panowanie na Ziemię. Mam plan, ale do tego potrzebuję trochę czasu, siły i... I wsparcia Hao. Strasznie się boję że zawiodę. Wiem, że nie mam czasu na strach, że nie mogę się bać. Ale jeśli nie podołam zadaniu wszyscy umrzemy... A jeśli nie umrzemy będziemy żyć w niewoli... Mam w sobie te miecze, bo to na mnie spadł cały ten obowiązek... Ale.. Przepraszam, że ci o tym mówię, nie powinnam. - Powiedziała cichutko nie patrząc szamanowi w oczy. Skończyła właśnie opatrywać jego rękę i tors. Chciała się cofnąć, ale Asakura nie pozwolił jej na to. Przytulił mocno brunetkę. Położył dziewczynie głowę na ramieniu.
- Kochanie, a komu masz to mówić, jak nie mi? - Szatyn głaskał ją po plecach, tak aby nieco ją uspokoić. Widział, że jest roztrzęsiona, a z tego co mówi w tej chwili musi zachować spokój. W końcu od tej niewinnej brunetki zależą losy świata. Bynajmniej z tego co dziewczyna opowiada, a on jej wierzył. - Już ci tyle razy to powtarzałem... Kocurku jesteś niesamowita, kocham cię. Zawsze będę przy tobie. Chce być twoim oparciem i jeśli tylko masz taką potrzebę, możesz mi powiedzieć wszystko.
Chłopak położył Ayi dłonie na policzkach i pocałował ją czule w czubek nosa. Zlustrował ją wzrokiem od twarzy do stóp.
- Wyglądasz jakbyś szła na wojnę. - Zaśmiał się lekko.
- Bo idę na wojnę... - Pocałowała go w usta, po czym wyrwała się z uścisku. - No koniec tego dobrego żołnierzu! Ubierać mi się kompletnie i w drogę!
Młoda Morri powiedziała to niezmiernie poważnym tonem. Długowłosy tylko zasalutował. Wyszedł z łazienki i ruszył do pokoju chłopaków. Wziął koszulę, nałożył na siebie. Postanowił napisać krótki list do brata, żeby ten się nie martwił... Zostawił karteczkę u siebie na łóżku, po czym wrócił do błękitnookiej. Ta stała na środku korytarza. Aya złapała go za rękę i wyprowadziła z domu, po drodze biorąc plecak.
Stanęli przed domem.
- Zamknij oczy. - Rozkazała brunetka. Nie pytając Hao o zdanie zawiązała mu chusteczkę, tak aby zakrywała jego narząd wzroku.
- Po co to? - Zapytał zdziwiony szaman.
- Jeśli będziesz patrzeć to mózg ci wypłynie uszami, chcesz? - Chociaż Asakura nie mógł już tego zobaczył Aya uśmiechnęła się wrednie.
- Nie Kotuś dzięki. Lubię mój mózg....
- Ja też go lubię i dlatego nie możesz patrzeć. Możesz się teraz źle poczuć, ale nie martw się wszystko będzie dobrze... - Wytłumaczyła i pogłaskała go lekko po głowie. Po chwili szatyn już nic nie czuł. Żołądek podszedł mu do gardła. W głowie zaszumiało. Poczuł silny ból w czaszce. Tak jakby mózg Hao miał zaraz wybuchnąć. Nogi stały się jak z waty. Chłopak stracił świadomość...
*** Troszkę później kiedy Hao już przestał mieć delirkę... ***
Asakura otworzyła powoli oczy. Wstał do pozycji siedzącej. Złapał się za głowę. Jakiś niegrzeczny krasnoludek odkrył kopalnię diamentów w jego czaszce i teraz łupie... Rozejrzał się dookoła. Leżał na prowizorycznym hamaku, przybitym to dwóch kołków wbitych w podłogę. Ściany były obite ciemnymi płachtami, a jedna z nich była lekko odkryta. Przez nią do pokoju wpadała lekka smuga światła. Długowłosy wstał. Bez większego namysłu ruszył w tamtym kierunku. Odsłonił jeden z koców. Musiał przymknąć oczy, ponieważ jasność go oślepiła.
- Ooo... Widzę że już wstała nasza śpiąca królewna... - Tuż przy Asakurze pojawił się Saison. Uśmiechał się wrednie widząc tak zdezorientowanego Hao. - Myślałem, że będę musiał budzić panienkę pocałunkiem, tak długo śpiochała....
- Co, jesteś tak ohydny, że żadna dziewczyna nie chce być z tobą i się już na chłopaków rzucasz? - Długowłosy spojrzał na demona z chytrymi iskierkami w oczach. Oboje lustrowali się wzrokiem, a między nimi powstała dość nieprzyjemna atmosfera.
- Pomiędzy nimi to już chyba lepiej nie będzie... - Westchnęła Shi, która siedziała przy stole. Jak najspokojniej popijała jakiś parujący napój. Uwagę Asakury przykuła jednak inna osoba znajdująca się w pomieszczeniu. Aya nerwowo chichotała widząc drażniących się chłopaków. Stała opierając się oburącz na stole. Wzrokiem wodziła po rozłożonej na blacie mapie. Nie trzeba było jej dobrze znać, aby widzieć iż brunetka jest bardzo zdenerwowana. Nerwowo pukała w drewniany mebel palcami.
- Jak się czujesz? - Zapytała Błękitnooka swojego chłopaka. Wyprostowała się i ruszyła w stronę Hao. Położyła mu dłoń na czole. - Chyba nie masz większych skutków ubocznych.
- On sam jet jednym wielkim skutkiem ubocznym.. - Fuknął szarowłosy. Widząc wściekły wzrok nastolatków ostrożnie się wycofał.
- Nic mi nie jest. - Asakura zdjął ze swojego czoła rękę młodej Morri. - Długo spałem?
- dwie godziny na Roisei. - Wytłumaczyła brunetka. Pociągnęła czarnookiego do stołu. Ten usiadł obok Shi. Nie miał do niej zaufania ani też zbyt pozytywnych uczuć. - Hej. - Czerwonooka podniosła rękę w geście przywitania. Hao aż przeszły ciarki po plecach.
- Cz.. Cześć... - Odpowiedział lekko się uśmiechając.
- Nie musisz się mnie już bać. Nic wam nie zrobię, przecież, już skończyłam z molestowaniem twojej ukochanej ... - Shi uśmiechnęła się uroczo.
- Zastanawiam się czy by grupy B nie przenieść bardziej w góry... Nie jestem pewna czy Datenshi puści swoje wojska górą czy dołem. Chociaż znając go to będą to te dwie drogi... - Wypaliła nagle błękitnooka. Nachylała się nad dziwną mapą jeżdżąc po niej palcem.
- Ej, Aya wyluzuj! - Była demonica wyszczerzyła białe ząbki.
- WYLUZUJ?! - Krzyknęła młoda Morri. - Za kilka godzin zacznie się inwazja i największa wojna między światami, a ja mam się wyluzować?! Nie wymagaj ode mnie za dużo!
- Inwazja? - Powtórzył głucho Hao. Westchnął głośno. - Moglibyście mnie naprowadzić choć tak trochę na ten temat?
- Datenshi postanowił podbić Ziemię. Jego wojska niedługo zaczną atakować. Pobieżnie mówiąc plan jest taki, Douoni i Onito stojący po naszej stronie jak najdłużej mają zatrzymać wojska nieprzyjaciela na Roisei. W tym czasie ja biegnę do naszego świata i idę po Króla Duchów. Łączę go ze sztyletem, po czym wracam na Roisei. Idę do głównej siedziby Datenshi wyjmuję z niego złą dusze, wsadzam dobrą i wszyscy żyjemy długo i szczęśliwie! - Wyjaśniła Aya z lekkim uśmiechem. Pominęła fakt, że jeśli jej plan nie wypali wszyscy umrą... - Chcesz jeść? Bo ja od myślenia zgłodniałam...
Dziewczyna wyjęła z plecaka stojącego obok dwie zapakowane kanapki i podała jedną dla Hao. Ten podziękował grzecznie, po czym zaczął spożywać jedzenie.
Niespodziewanie do pomieszczenia wbiegła kobieta o białych włosach i złotych oczach. Z jej pleców wyrastały piękne białe skrzydła. Tuż za nią dreptała niższa dziewczyna o granatowych, długich loczkach oraz Wolf i Sonne, których Asakura rozpoznał bez problemu. To oni zaatakowali Ayę jak byli razem w Chinach.
- Wszystkie punkty medyczne przygotowane! - Wykrzyczała radośnie białowłosa.
- To dobrze Kuuki. Co z wojskami? - Zapytała poważnie młoda Morri, przeżuwając w międzyczasie, co wyglądało dość komicznie.
- Sektory A, B, C i D są gotowe na rozkazy. - Wyjaśniła złotooka.
- Wspaniale. Niech reszta też się zbiera w pogotowiu. Niech każdy demon i demonica będą gotowi do walki. Dzieci, Onito bez Toro i starszych podzielcie na cztery grupy i ukryjcie w wschodnim, zachodnim, północnym i południowym bunkrze. Niech każdą grupą zajmie się trzech demonów opiekunów. Tak w razie znalezienia ich kryjówek... - Brunetka dawała twarde rozkazy przez kolejnych kilkadziewsiąt minut. Obdzieliła wszystkich obowiązkami, przypisała każdemu jakąś rolę. Demony bez żadnych sprzeciwów wysłuchiwały co ma do powiedzenia. Wyglądały na bardzo zadowolone z jej przewodnictwa.
Dopiero teraz Asakura zrozumiał, że to wszystko nie żart i dzieje się naprawdę. W tym wszystkim najbardziej dziwiła go dumna i nieugięta postawa Ayi, która została najwyższym generałem całego przedsięwzięcia. Hao zaczyna mieć przy niej kompleksy.
- Każdy zrozumiał? - W końcu Aya skończyła swój monolog. Dumnie wyprostowała pierś i spojrzała po twarzach reszty. Każda osoba przytaknęła, po czym demony wybiegły z pomieszczenia sprawdzić swoje stanowiska oraz przekazać rozkazy.
- Shi ty masz iść razem z resztą do bunkru. - Powiedziała pewnie błękitnooka.
- Ale..! - Próbowała bronić się kobieta.
- Żadnych ale! Nie możesz stanąć do walki, bez żadnych mocy, nawet szamanką nie jesteś! A tutaj nie możesz zostać, może być niebezpiecznie. - Postawiła na swoim młoda Morri.
- Martwisz się o mnie.. Ja słodko... - Uśmiechnęła się czerwonooka.
- A wiesz co by mi Saison zrobił z tyłka jakby ci chociaż włos z głowy spadł? Po za tym... Chce zostać z Hao sama, a ty nam przeszkadzasz.
- Jakaś ty dla mnie miła. - Żachnęła się Shi. - Z racji tego, że tylko dzięki mnie żyjesz mogłabyś się bardziej postarać!
- Tak, tak, tak stokrotne dzięki.. Już do końca będziesz mi wypominać to że dałaś mi to życie? Powinnaś to raczej ty mi dziękować, że jeszcze żyjesz, bo jakbym była wredna zabiłabym ciebie i Saison'a i zakopała wasze truchła w ogródku.
- Nie sądzisz że czasem jest przerażająca? - Była demonica szepnęła to dla Hao na ucho. Uśmiechnęła się uroczo, po czym wstała. Ukłoniła się lekko i ruszyła w stronę drzwi. - Do zobaczenia po tym wszystkim. Wierze, że wam się uda. Pa!
Shi wyszła zostawiając nastolatków samym sobie. Przez chwile milczeli.
- Zaraz idziemy po Króla. - W końcu odezwała się Aya. - Musimy ustalić plan działania.
- Myślałem, że ty lubisz iść na żywioł. - Prychnął lekko Asakura, przypominając sobie walki, w których błękitnooka stawiała wszystko na jedną kartę.
- Bardzo śmieszne wiesz! - Warknęła młoda Morri. Po sekundzie jednak uspokoiła się. - Przepraszam Hao. Wiesz aby przerobić Króla Duchów na potrzebną mi energię będę musiała się trochę napracować... A ty mi w tym pomożesz. Zakładam, że kiedy tylko Rada dowie się o tym, iż idziemy do Gwiezdnego Sanktuarium będą chcieli nas powstrzymać. To jednak nie problem o ile zaatakują przed tym jak zdobędę Króla Duchów. Inaczej to będzie twoja działka. Posłuchaj Hao... Będę musiała odpocząć jakieś 30 minut po tym co zrobię z Królem. Wtedy będziesz się musiał mną zająć, bo najprawdopodobniej stracę przytomność. A potem.. Potem zobaczymy co będzie.
Hao wstał. Podszedł do dziewczyny i stanął za jej plecami. Nachylił się nad dziewczyną, mocno ją to siebie tuląc.
- Widzę, że już się przyzwyczaiłaś do mówienia innym co mają robić, pani generał... - Zaśmiał się lekko. - Pewnie, że się tobą zajmę. Nie martw się już, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Tylko się mocno nie denerwuj, dobrze?
Aya nic nie odpowiedziała. Odwróciła głowę w prawą stronę, tak że usta kochanków złączyły się.
Młoda Morri nie posiadała się z radości, że w końcu nic nie zatajała przed Hao, a on był tu z nią. Sama nie dałaby rady uporać się z tym wszystkim. Czuła się pewniejsza. Wiedziała, że nie ma już czasu na niepewność, mimo to... Przy niej czuła się o wiele lepiej...
*** Ziemia, dzień rozpoczęcia trzeciej rundy Turnieju Szamanów ***
Na trybunach zebrało się tysiące obserwatorów. Większość szamanów z całego świata przybyło na uroczystość, jaką była trzecia runda. Za kilka dni wśród śmiałków miał się wyłonić ten jedyny, władca całej Ziemi, obrońca niewinnych, przodownik mądrości – Król Szamanów. Wszyscy byli bardzo podnieceni i szczęśliwi. Wszyscy, oprócz pewnej grupy przyjaciół, którzy dogłębnie zastanawiali się nad sensem istnienia turnieju...
Dobrze nam znani szamani od czasu rozmowy z Ayą praktycznie nie nawiązali ze sobą kontaktu. Krótkie „cześć”, po czym koniec. Żadnych śmiechów, żartów czy też po prostu przyjacielskiej rozmowy.
Ren stał w szeregu kandydatów na Króla Szamanów. Byli oni ustawieni na pokaz na głównej arenie. Liczebnością nie przekraczali setki. Młody Tao co raz spoglądał na trybuny. Wujek En wraz ze swoją szwagierką przyjechali by zobaczyć triumf potomka. Fioletowowłosy czuł się pod pewną presją... Zresztą jak cała reszta. Z jednej strony lojalność wobec przyjaciółki, a z drugiej lojalność wobec własnych marzeń. To był trudny wybór.
- Witam wszystkich tutaj zebranych! I uprzejmie upraszam o ciszę! - Na specjalną platformę wybudowaną na arenie weszła Goldva oraz wszyscy członkowie Wielkiej Rady. - Dziś jest dzień sądu! To dzisiaj dowiemy się kto wejdzie na szczyt, a kto zostanie na dnie. Tylko jeden z tych oto dzielnych szamanów zostanie Królem. Na jego barkach spocznie odpowiedzialność za cały świat! Walki będą się odbywały jeden na jednego... - Staruszka ciągnęła swój wywód, aczkolwiek panicz Tao przestał słuchać po słowie „witam”.
Nagle zerwał ze swojej ręki dzwonek wyroczni. Z całej siły cisnął nim o piasek. Sprzę pękł na pół.
- Pieprzyć to! - Warknął głośno. Obrócił się napięcie. Zaczął szybko biec w stronę wyjścia. Wszyscy z trybun zamilkli, po czym zaczęli gwizdać w stronę złotookiego.
- Wiedziałem, że pęknie pierwszy. - Wyszczerzył swoje ząbki Yoh. Sam zdjął dzwonek i o wiele delikatniej niż Ren rzucił na ziemię.
Po niecałej sekundzie wszyscy z dobrze znanej nam gromadki powtórzyli czynność. Razem wybiegli z areny. W oddali słyszeli przestrogi Goldvy, że jeśli teraz opuszczą stadion, zostaną zdyskwalifikowany. Nie przejmowali się tym zbytnio...
- Musimy się pośpieszyć z tymi demonami i tym całym maglem, bo jak tylko skończymy ratować świat to Renny będzie miał szlaban do końca życia.. - Zaśmiał się wrednie młody Usui doganiając przyjaciela.
- Bardzo śmieszne, lepiej uważaj co ci zrobi Pilica... - Lekko uśmiechnął się młody Tao.
- Ale że Joco z nami poszedł... Myślałem, że jesteś najbardziej anty temu pomysłowi... - Zauważył Yoh.
- Ej, jesteśmy kumplami nie? - Zapytał retorycznie murzyn.
- Więc jednak się zdecydowaliście pójść z nami? - Zapytała młoda Morri.
- No, nie mogliśmy tak was... - Zaczął odpowiadać błękitnowłosy, po czym wszyscy stanęli.
- AYA?! - Krzyknęli na widok brunetki. Ta stała razem z Hao między przyjaciółmi. Oboje wyszczerzeni od ucha do ucha w wyśmienitych nastrojach.
- Hao! - Yoh nie czekając dłużej rzucił się bratu na szyję. Ten lekko się zachwiał. - Martwiłem się strasznie! - Przecież zostawiłem kartkę... - Tłumaczył się przepraszająco długowłosy.
- No niby tak.. Ale i tak się martwiłem... - Przyznał młodszy bliźniak, któremu kamień spadł z serca. Odetchnął z ulgą widząc rodzeństwo całe i zdrowe.
- Miło mi, że zrezygnowaliście z turnieju, aby ratować świat. - Młoda Morri złapała Ren'a za kark po czym zaczęła mierzwić mu włosy.
- Łapy precz szatanie... - Warknął wściekły złotooki, wyrywając się brunetce. - Masz jakiś plan?
- Mam. Teraz idziemy po Króla Duchów. Mamy może jakieś pięć godzin, więc spokojnie zdążymy i jeszcze odpoczniemy. - Powiedziała dziewczyna. Zaczęła biec w sobie znanym kierunku.
- A ty w ogóle wiesz gdzie jest Gwiezdne Sanktuarium?
- Ona wie wszystko. - Zaśmiał się lekko starszy Asakura. Może nie do końca to była prawda, ale w każdym bądź razie młoda Morri wiedziała dużo. I dlatego też po około dwudziestu minutach znaleźli się pod ogromnymi wrotami, które prowadziły do Zakazanego Lasu. Chcieli już wejść kiedy w ich stronę poleciało kilka pocisków stworzonych z foryoku. Aya obróciła się. Odgięła do tyłu nadgarstki, a z jej skóry na obu rękach wyszły dwa miecze. Błyskawicznie rozcięła nimi atakujące ich kule.
- To wszystko na co stać Wielką Radę? - Zapytała brunetka kpiącym głosem. Spojrzała na Kalima, który to był właśnie atakującym. Koło niego stało pięciu innych członków rady.
- Co wy tu robicie? - Zapytał znany im mężczyzna. - Zamierzacie przerwać ceremonię? Mieliście szansę...
- Dobra skończ już. - Dosyć ostro powiedziała młoda Morri. - Wielka Rada Szamanów... Też mi coś... Posłuchaj Kalim lubię cię i nie chciałabym ci zrobić krzywdy. Dlatego też po prostu przerwijcie turniej i nie stawiajcie oporu. My idziemy teraz po Króla Duchów. Za niecałe sześć godzin do naszego świata wtargnął demony i jeśli nie zdobędę mocy Króla, nie będzie za dobrze.
- To wy się lepiej poddajcie. Jeśli teraz rozejdziecie się spokojnie do domów, nie wyciągniemy z tego żadnych konsekwencji. - Ciągnął brunet.
- Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji, Kalim... - Błękitnooka spojrzała na niego. - Ah, tak. Goldva nic wam nie powiedziała.. Jesteście pionkami w chorej grze interesów. Przykro mi, że do tej pory nie zrozumieliście, że Król Duchów to tylko podpucha. Nie mam czasu wam teraz tego wszystkiego tłumaczyć. Chodźcie, idziemy.
Ostatnie zdanie młoda Morri rzekła w stronę najbliższych. Schowała miecze i zaczęła biec w stronę wrót.
- Ona bredzi, atakujmy! - Członkowie rady wykonali kontrolę ducha.
- Chcecie w piątkę pokonać NAS? - Zapytał z kpiną Ren. No cóż mieli dużą przewagę liczebną w stosunku do mężczyzn. Po za tym w końcu nie byli byle jakimi szamanami... To właśnie oni pokonali Zik'a.
- Zaraz przybędą posiłki. - Wyjaśnił Kalim i wysłał kolejny pocisk w stronę przyjaciół. Aya jaka stała na przodzie bez problemu pokonała atak mieczem prawej ręki.
- Nie mam czasu na zabawę z wami... Hao, Yoh, Ren i Horo pójdą ze mną. - Rozkazała błekitnooka. Spojrzała na resztę. - Poradzicie sobie?
- A czemu mielibyśmy sobie nie poradzić? - Zapytała kpiąco Naoko.
- I kto ci dał prawo przywództwa?! - Zapytał Horo. Dlaczego to nigdy go nie uważają, za tego „najmądrzejszego”?
- Jestem samozwańczym królem. - Zaśmiała się Aya. Tak właściwe to młody Usui miał rację. Dlaczego ona? Sama się przecież nie prosiła.. Jakoś tak wyszło... - Biedny niedoceniony Horo.. Teraz już chodźcie!
Brunetka machnęła ręką. Pozostali kiwnęli głowami. Czterech wytypowanych chłopaków ruszyło za błękitnooką.
- Za nimi, nie mogą nam uciec! - Wrzasnął Kalim. Wyminął szamanów i chciał już atakować Ayę. Ta jednak kiedy tylko przekroczyła próg bramy wyciągnęła przed siebie lewą rękę, a wrota zamknęły się. Po chwili piasek zaczął się zbierać przed wejściem, tworząc jednolitą ogromną skałę. Skupiła swoje foryoku między palcami, a chwile potem pojawił się tam talizman. Błękitnooka przyczepiła go na skałę. Aya uśmiechnęła się ciepło do chłopaków.
- Zapieczętowałam wejście. Nikt z zewnątrz tu nie wtargnie. Możemy być spokojnie. - Powiedziała, po czym skierowała się w stronę schodów i zaczęła biec. Przyjaciele ruszyli za nią.
- Ej, mamy mały problem, nie wyczuwam Amidamaru. - Zaczął temat Yoh. Zmarszczył brwi. Martwił się niezmiernie o swojego samuraja, który nigdy nie znikał bez powodu.
- Ja Dycha Ognia też.. - Przytaknął bratu starszy ASakura.
- Pewnie Wielka Rada Szamanów już zabezpieczyła wasze duchy, nie są tacy głupi. - Brunetka zdawała się być niewzruszona tą wiadomością.
- Zabezpieczyła? - Głucho powtórzył właściciel mandarynkowych słuchawek, jednak jego głos zginął nieusłyszany.
- To jak my mamy teraz walczyć mądralo? - Zapytał młody Tao. - Oczywiście ja jestem na tyle zdolny, że poradziłbym sobie bez broni, ale co z Horo?
- Ja ci zaraz dam co z Horo padawianie jeden! - Błękitnowłosy dźgnął złotookiego w żebra. Ten jęknął, nie będąc dłużny przyjacielowi. Wszyscy wbiegali już do gęstego lasu. Musieli uważać, aby przypadkiem nie zabić się o jakieś drzewo, albo wystający korzeń.
- No tak.. To może być problem... - Młoda Morri aż stanęła. Zamyśliła się głęboko. Westchnęła głośno wypuszczając powietrze z płuc. - Dobra, wiem już.
Podeszła do Hao. Wygięła dłoń pod kątem prostym w stosunku do ręki. Z jej łapki wysunęła się rękojeść miecza. Brunetka pociągnęła za nią i wyjęła ze swojej kończyny piękny miecz. Jego błyszczące ostrze zalśniło jasnym blaskiem muśnięte przez promienie słońca. Uchwyt broni był wykonany z brunatnego tworzywa, ozdobiony elementami z czerwonych diamentów.
- Hichie będzie twój. - Powiedziała, przekazując broń chłopakowi.
- Ale... - Hao zająknął się. Był trochę zdziwiony całą tą sytuacją. Już nie licząc tego, że błękitnooka wyjęła miecz z ręki... Po prosu myślał, że jej cała moc pochodzi właśnie z tych pradawnych ostrzy.
- Nie ma żadnych ale. Dzięki tym mieczom, będziecie jeszcze bardziej niepokonani niż jesteście, po za tym i tak miałam je wam dać, musicie mi pomóc przy Królu Duchów. Oczywiście potem są do zwrotu. - Ostrzegła.
- A ty? Z tego co pamiętam, to masz tylko cztery miecze. - Wtrącił Ren.
- No tak dla każdego z was, mi z moimi umiejętnościami starczy sztylet.
- Już się nie chwal, nie chwal... - Zaśmiał się Horo.
- No co? Ja wam nie zabraniałam wejść do Kinhon, a że was w nim nie chcieli. - Wzruszyła ramionami.
- Oj, będziesz miał ciężkie życie brachu.. - Młody Usui poklepał przyjacielsko Hao w plecy. Długowłosy stał oniemiały wpatrując się w miecz. Zastanawiał się co dziewczyna musiała przeżyć, aby zyskać tak nieziemską moc? Tak bardzo chciałby móc z nią wtedy być. Od kiedy wróciła czuje, że dziewczyna jest o wiele silniejsza i bardziej dojrzała, a on?
- No.. Każdy swój krzyż nieść musi... - Westchnął w końcu.
- Ja ci dam krzyż! - Błękitnooka obróciła się napięcie. Podeszła do Yoh. Z lewej ręki wyjęła Kazeneiki. - To dla ciebie.
Po chwili wyjęła z nóg Tsuchikarę i Mizuchuugi.
- To dla ciebie Ren i ciebie Horo. - Podała chłopakom broń.
- Hojnaś. - Zaśmiał się błękitnowłosy.
- Teraz uwaga po to dość ważne. Każdy z mieczy odpowiada za inny żywioł. Hichie ogień, Kazeneiki powietrze, Tsuchukara ziemia i Mizuchuugi woda. Musicie uważać używając ich, możecie wywołać niezłego spustoszenia. I błagam was nie połamcie... - Spojrzała z politowaniem na Yoh który lekko dźgał brata czubkiem ostra w but. - Sztylet jest pozostałością po starodawnym mieczu Tochi. Jego energia została przetworzona przez pierwsze demony w Króla Duchów. Musze teraz połączyć obie te rzeczy. Kiedy tylko wejdziemy do Gwiezdnego Sanktuarium ja wejdę w Króla Duchów, a wtedy musicie wbić miecze we wcześniej wyznaczone prze ze mnie miejsca, ja pochłonę Króla Duchów, będę trochę zmęczona więc wrócić będziecie musieli sami, zerwiecie talizman a skała się rozwali, potem już nie wiem co zastaniecie. Zrozumieliście? - Zapytała Aya.
- A możesz powtórzyć od słowa „sztylet jest pozostałością”? Bo dalej już nie zrozumiałem.. - Westchnął młody Usui.
- Jak ja jednak żałuję, że ze mną nie poszliście do Kinhon! Aaa! Zwariuję zaraz.. - Młodą Morri poniosło. Nie wiedziała jak wytłumaczyć to wszystko chłopakom w tak krótkim czasie. - Nieważne, chodźcie już...
Machnęła ręką, a chłopaki ruszyli za nią. Wszyscy milczeli. Zastanawiali się jak to będzie i co się stanie. Nie byli w stu procentach pewni czy robią dobrze. Nawet Aya miała wątpliwości, ale trochę innego rodzaju niż przyjaciele.
W każdym bądź razie nie było już odwrotu. Nie minęło dużo czasu, a Król Duchów do nich przemówił. Działo się wszystko tak samo, jak przy wtargnięciu tu przez Zik'a. Chłopaki ciężko wspominali te chwile. Szczególnie Yoh, któremu przed oczami co chwila przelatywały obrazy, kiedy to był zmuszony walczyć z własnym bratem. Przecież było tak mało od jego śmierci... Właściwie młodszy Asakura nie wiedział jak Hao przeniósł się stąd do Japonii gdzie spotkał Ayę. Jednak Yoh co dzień dziękował bogom, demonom, duchom czy komukolwiek kto rządzi tym światem, że jego jedyny i ukochany braciszek żyje. To miejsce zadręczało młodszego Asakurę, czuł jak jego duszę wypełnia strach, że znów stanie się coś złego...
Hao zresztą też nie czuł się dobrze. Co prawda nie pamiętał tych czternastu lat zbyt dobrze. Mało co wspominał, a w głowie miał dziury jak w szwajcarskim serze. Był z tego niezmiernie zadowolony – nie zniósłby tego całego cierpienia, które sprawił milionom ludzi. Ale to miejsce przyprawiało go o dreszcze. Chociaż z drugiej strony... Było to miejsce jego narodzin.
Horo przed oczami miał obraz stojącego przed nim Ren'a jaki był gotów oddać za niego życie. Co prawda zrobił to, ale na szczęście wtedy był z nimi Faust Inaczej fioletowowłosego by dziś nie było. Ta myśl przyprawiła Horo o dreszcze.
Dobiegali właśnie do tych dziwnych duchowych ptaków, które skrzeczą „przejdą ci którzy zasługują”. Chłopaki już zwolnili, aby walczyć, jednak brunetka nie zatrzymała się ani na chwilę.
- Aya? - Zapytał długowłosy.
- Nie zatrzymujcie się. - Ostrzegła.
- Ale... - Horo chciał już zaprzeczyć.
- Nie zatrzymujcie się one nas przepuszczą! - Wyjaśniła.
Rzeczywiście. Zwierzęta obniżyły lot i stanęły na ziemi. Kiedy tylko Aya przekraczała linię filarów, ptaki zniżyły głowy niczym w ukłonie.
Przyjaciele byli pod wrażeniem. Jednak postanowili nie zaczepiać tego tematu, tak dla własnego spokoju.
- Dobra, możecie sobie teraz pozwiedzać, ja w tym czasie porobię pieczęcie. - Oznajmiła brunetka. Po kolei podbiegała do każdego z filarów i naklejała na nie talizmany.
- I pomyśleć że wszystko na co przez całe życie pracowaliśmy jest kitem... - Westchnął ciężko młody Usui wpatrując się w Króla Duchów. - Kiedyś siedziałem z Pilicą na dachu i obiecałem jej że zostanę Królem Szamanów.. A teraz? Jak ja siostrze w oczy spojrzę?
- Każdy to komuś obiecał. - Zauważył długowłosy.
- No ty akurat nie... - Zaśmiał się nerwowo Yoh.
- Ale Aya już tak. Obiecała to swojemu ojcu... Ale myślę, że nie byłby na nią zły... - Uśmiechnął się patrząc na miecz trzymany w dłoni. I tak dziewczyna jest najprawdopodobniej w pierwszej dziesiątce najlepszych szamanów.
- I tak Ren ma najbardziej przechlapane. - Całkiem poważnie powiedział młodszy Asakura.
- Co najwyżej wydziedziczą mnie z klanu. - Powiedział niewzruszony złotooki, chociaż w środku był buzującym huraganem. Coś czuje, że dostanie mu się nieźle od wuja. Ścisnął mocniej Tsuchikarę. Dotknął czubkiem ostrza ziemi. Gleba w tym miejscu rozstąpiła się i gdyby nie szybka reakcja Horo, Yoh wleciałby do wielkiej dziury.
- Mówiłam uważajcie, to nie zabawki! - Warknęła młoda Morri patrząc wściekle na Ren'a. Po chwili jednak westchnęła. - Przepraszam, nie powinnam krzyczeć, rozumiem że nie umiecie się nimi posługiwać... Ja już skończyłam.
Aya podeszła do przyjaciół. Ręce jej się trzęsły, co było doskonale widać. Wsadziła je w kieszenie spodni.
- Spokojnie - Hao, który stał obok niej pogłaskał brunetkę czule po plecach.
- Jejku muszę się uspokoić, bo mam takiego Parkinsona, że nie ułożę pieczęci… - Jęknęła dziewczyna.
- Pierwszy raz widzę, żebyś tak bardzo się denerwowała. – Zdziwił się Horo. Aya była narwana, ale nigdy nie przeżywała walk i szamaństwa w taki sposób. Bynajmniej nie okazywała tego.
- Przepraszam, już się ogarniam… - Westchnęła ciężko. Głośno wypuściła powietrze z ust. – Dobra… Teraz tak, ja idę do wnętrza Króla Duchów, a wy musicie stanąć po czterech jego stronach… W tych okręgach co się tam pojawiły...
Brunetka pokazała na mieniące się srebrem znaki na ziemi. Chłopaki dopiero spostrzegli, że całe Gwiezdne Sanktuarium jest w takim kolorze, wymalowany dziwnymi znakami.
- ...będziecie musieli wbić miecze. Wasza kolejność jest obojętna, ale ważne jest abyście zrobili to w tym samym momencie. Inaczej najprawdopodobniej nic się nie uda. - Kontynuowała błękitnooka.
- Czekaj, czekaj Kotuś… - Hao na chwilę przerwał ukochanej. – Jak ty chciałaś zrobić to ze mnące dwoje?
- Mam swoje sposoby. – Wyszczerzyła swoje ząbki młoda Morri. – W każdym bądź razie ustawcie, się a ja tam idę…
Błękitnooka pocałowała w policzek starszego Asakurę, po czym obróciła się napięcie. Podbiegła do Króla Duchów. Włożyła w jego wnętrze dwie ręce, po czym odsunęła wirującą masę niczym kotary. Weszła do środka.
Przyjaciele tylko skinęli głowami. Poszli każdy na wyznaczone miejsce. Odczekali minutę, może trochę mniej.
- Dobra na trzy. Raz... Dwa... - Zaczął odliczanie Yoh. Głośno przełknął ślinkę. Jeśli teraz nie zrobią tego razem, będzie dość nieciekawie. Tak przynajmniej mówiła Aya. - TRZY!
Wszyscy wbili broń w wyznaczone miejsca. Król Duchów nagle zabłysnął niesamowicie jasnym światłem. Ziemia się zatrzęsła. Chłopaki ledwie mogli utrzymać równowagę. Rozległ się głośny świst. Król Duchów pękł niczym bańka mydlana, a pozostałości w postaci białej energii zaczęły wirować w powietrzu. Stojąca pośrodku Aya trzymała wysoko nad swoją głową sztylet. Pasma energii zlatywały na dół i uderzały w mini miecz dzierżony przez błękitnooką. Broń zaczęła rosnąć, poszerzać się i wydłużać. Młoda Morri jęczała głośno, a jej nogi chwiały się. Ten stan trwał dłuższą chwilę. Kiedy cały blask wygasł dziewczyna trzymała w dłoni najpiękniejszy miecz jaki chłopaki kiedykolwiek widzieli. Cały z białej szlachetnej stali z lśniącą, srebrną rękojeścią. Brunetka opadła na kolana. Podparła się bronią.
- Aya! - Wrzasnął Hao i chwilę potem stał już przy niej.
- Nic mi nie jest... Jestem tylko trochę zmęczona... Mówiłam ci, że... - Dziewczyna nie dokończyła. Zamknęła oczy, po czym upadła na ziemię.
- Wiem, że mi mówiłaś, ale i tak się martwię. - Uśmiechnął się długowłosy. Pogłaskał śpiącą błękitnooką po czuprynie.
- Co jej się stało? - Zapytał przestraszony Yoh.
- Nic, zamęczyła się. Wspominała mi o tym. Niedługo powinna się obudzić, a do tego czasu trochę ją ponoszę... - Wytłumaczył długowłosy. Odłożył Hichie na ziemię, po czym wziął na ręce Ayę.
- Król Duchów zniknął. - Powiedział beznamiętnie Ren. - Więc to wszystko było prawdą...
- Tak. - Przyznał mu rację Horo. - Ale najgorsze chyba jeszcze przed nami... A na pewno przed nią. Trzeba wrócić do Dobie.
- Wielka Rada pewnie już na nas czeka. - Westchnął Yoh. - Co teraz zrobimy Hao. Hao?
Starszy Asakura nie zareagował. Patrzył jak zaczarowany w twarz młodej Morri. Pogłaskał ją po czole. Kochał dziewczynę bardziej niż kogokolwiek na tym świecie, a widząc jak stała się silna czuł wszechogarniającą go dumę... I trochę wstyd, że on nie poczynił żadnych postępów. Jak to się skończy bierze się ostro za trening, żeby chociaż dorównać dziewczynie. Inaczej męskie ego szatyna nie wytrzyma. W końcu to on był mężczyzną w tym związku!
- Kogo ja oszukuję... - Westchną sam do siebie. Wstał z dziewczyną na rękach. - Weźcie miecze. Idziemy do Dobie!
- Tak! - Krzyknęła reszta.
Yoh złapał za nowo powstały miecz, a Ren wziął Hichie. Razem zaczęli biec przez las. Zastanawiali się co ich czeka kiedy przekroczą bramę prowadzącą do świata szamanów...
Jedno pytanie...
KIEDY MI MINAŁ CZERWIEC ? O___________O
Po prostu ten miesiąc zginął w moim życiu... Te wszystkie poprawy, oceny, świadectwo, wakacje, wyjazdy @_@ Nie ogranełam tego wszystkiego dlatego znowuż zaniedbałam blogi.. Moja wina moja wina moja bardzo wielka wina...
wiem że mam jeszcze nie skomentowane notki u Mii~chan i Li~chan, Kini~san. Gomene przyrzekam, że nadrobię...
Yuuki nie widzę przeszkód żebyś uczestniczyła w moim nowym blogu wręcz bardzo mi miło, że osoba jaka do tej pory nie komentowała a ni się nie ujawniała chce w tym uczestniczyć ^^
Mam wrażenie, że miałam jeszcze innego nowego czytelnika, o którym zapomniałam... Jeśli tak jest to proszę się zgłaszać i o sobie przypominać, bo.. No cóż dużo się dzieje w moim życiu i nie wyrabiam...
Matko nabyłam okulary drogą kupna i tak śmiesznie teraz widzę @_@
Po za tym... Kilka sów od serduszka.
Znaczy kurde co ja piszę.. Jak naćpana..
Teraz wypisuję osoby które zgłosiły się do mojego bloga:
Minikeiti
Midori
Spokoyoh
Yuuki
Hoshi
To wszyscy czy ktoś jeszcze? Znaczy nie sprawdzałam tylko piszę z pamięci XD Więc jak kogoś pominęłam bądź ktoś się chce jeszcze zapisać to proszę pod tą notką. Nowy blog ruszy pod koniec wakacji bądź z początku września. Mam ambitny plan napisania co najmniej 4 notek na tego bloga w tym miesiącu. Wierzcie we mnie! Albo po prostu na mnie wrzeszczcie ^^” W tym roku znów podjęłam sięopieki dziećmi na półkoloniach i wiecie co? Świat schodzi na psy o_O Zadałyśmy dzieciom pytanie „Jak się nazywały trzy atomówki?” A jakieś dziecko na to „A co to są atomówki?” W tej chwili zniszczyło mi dzieciństwo... Co w dzisiejszych czasach oglądają ośmiolatki o.O??
Co do rozdziału jest nieogarnięty ale tak bardzo nie umiem opisywać walk i wojen a tak bardzo już do końca one będą.. Live is brutal Q_Q Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się to podobało i nie zawiodłam was zupełnie... Obiecuję, że wszystkie wasze zaległości nadrobię w przeciągu kolejnych dwóch dni :3
Pozdrawiam was serdecznie ;*
Nareszcie *.*! Już myślałam że nas opuściłaś! A jednak opłacało się tak długo czekać. Notka jest wspaniała. O! I jeśli mogę dokonać zmiany w wyglądzie mojej postaci to chcę żeby miała czerwone włosy i szare oczy, a jej ulubionym powiedzeniem jest ,,Cichaj!'' kiedy rzuca w kogoś różowym bamboszem jej brata. Już nie mogę doczekać się wojny! Fajnie że przyjaciele Ayi jednak zrozumieli że zrobili źle. Biedny Ren *tuli go*.Ren: Paszoł won duszo nie czysta!Wydziedziczysz go z rodziny? *nadal tuli*No to kończę!Pozdrawiam Yuuki KuramaEnjoy!
OdpowiedzUsuńKocham takie długie notki! - > v < -To było ekstra!!! Szczególnie czułości Hao i Ayi - ^ ^ -Da się zrobić by to Aya po dopieszczała Hao , a nie tylko on to robi?Notka mnie rozwaliła.....Aya walczy ze swoim ,,szefem" O.oRozumiem , że nie jeden pracownik ma ochotę skopać tyłek szefowi, ale.......Aya dostała suprisa ^ ^ .Czekam na next i o by tak dalej.
OdpowiedzUsuńDzień dobry:)Pamiętasz mnie jeszcze,kochanie? Przepraszam że jestem tak do tyłu z notkami u Ciebie,postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości.Mam też wiadomość. Przeniosłam się na Blogspota,więc proszę,informuj mnie tam o notkach,gdyż prawdopodobnie właśnie wracam do życia:) Oto adres:http://hito-wa-mikake-ni-yoranu-mono.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńUh nawet mnie nie powiadomiłaś. Eh no dobra jakoś przeżyje to. Ach ten głupi onet, trudno mi pojąć że jeszcze ktoś ma tu blogi. Zapraszam na nn http://www.calkiem-inna-historia.blog4u.pl
OdpowiedzUsuńNowy rozdział na http://hito-wa-mikake-ni-yoranu-mono.blogspot.com/Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńOpisujesz walki lepiej odemnie ;). Na serio pani "generał" Aya nieźle się spisała. Ciekawe co czeka ich po powrocie. A no założyłam nowego bloga: http://pamietnik-szamanki.blog4u.pl ^^. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń6 chap na http://www.calkiem-inna-historia.blog4u.pl
OdpowiedzUsuńJetem zUa! Miałam dwie zaległe notki, w tym tą, co składałaś mi życzenia urodzinowe. Wybacz, kochana. Cieszę się, że pamiętałaś, a ja? A ja nawet sobie nie zapisałam, że notkę mam u cb do nadrobienia.Ech... Ten blog dobiega do końca? Jak ja nie lubię takich momentów. Tzn. kończących bloga.No nieźle. Turniej to tylko jakaś zabawa/przykrywka. Nie pomyślałabym.Do tego bloga, co masz zakładać ja sie też zgłaszałam. ^^Czekam na next.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńjasna, że się podobało!:D a opis manewrów wojskowych, rozkazów i... tych innych rzeczy, na których kompletnie się nie znam^^' wyszedł Ci świetnie, więc nie wiem, na co Ty narzekasz;Pha! wiedziałam, że na tą szaloną gromadkę zawsze można liczyć:D ani przez chwilę w nich nie zwątpiłam:) a czy im się za to dostanie...? myślę, że nie powinno, skoro i tak wyszło, że ten niebieski, jogurtopodobny coś i tak był podpuchą... (wiedziałamXD) jedynie Ayi może się oberwać od Anny, jeśli znowu zrobi sobie krzywdę - niech sobie nie myśli, że przyjaciółka puści jej płazem kolejne martwienie się o nią;Prozdział bardzo mi się podobał:) jak zwykle zresztą:) zwłaszcza fragmenty z bliźniakami^o^ (jak zwykle zresztąXD)buziaczki i z niecierpliwością czekam na next:)a dzieci w dzisiejszych czasach mnie przerażają... normalnie nie pozwolę moim oglądać telewizji== będę im puszczać stare, dobre bajki Disneya, no i Shaman Kinga, oczywiści;D
OdpowiedzUsuńNosz kobieto! Gdzie jest notka?!
OdpowiedzUsuń