11. Walka, którą trzeba wygrać.
***Około 22.00, jeden z budynków w Dobie***
- Nie rozumiem, dlaczego nie zaatakowaliśmy! - Wrzasnął ktoś z tłumu. Grupa szamanów, która widziała Hao postanowiła działać. Ktoś zorganizował to zebranie, aby ustalić plan. Jednak niektórzy nie rozumieli, dlaczego nie zaatakowali wtedy?
- Yh... Zik i tak jest już silny. A mając przy sobie brata i tych, pożal się Boże szamanów, jest jeszcze groźniejszy. Poczekamy na odpowiedni moment. Kiedy zostanie sam, bez swoich pomagierów. Wtedy zaatakujemy wszyscy razem i go zniszczymy. - Powiedział pewien brunet. Nazywał się Kaz. Asakura prawdę mówiąc nic mu w przeszłości nie zrobił, jednak chłopak bał się o swoją przyszłość. Nie chciał oddawać hołdu Zik'owi. Przecież to on zostanie Królem i to jemu będą się kłaniać! O tak.. Kaz na króla. I żaden bezwartościowy szaman nie zepsuje mu tego (Ta.. Zik bezwartościowy... A że mnie "przetrzymywał" przez całe moje życie, w moim własnym ciele, i że jest najpotężniejszym szamanem, bo zdobył pięć punktów Gwiazdy Jedności, to się nie liczy -.-" dop.Hao).
- Więc, co proponujesz? - Zapytał się jakiś szaman, któremu najwyraźniej pokonanie Zik'a (To znaczy mnie.. Tylko te debile jeszcze nie wiedzą, że Zik to nie ja! Ale najlepiej, zabić mnie, bo Zik jest za silny! dop.Hao).
- Obserwujemy go, a kiedy tylko zostanie sam, zaatakujemy! Wszyscy. Ale tak, żeby go zabić, nie pokonać. - Powiedział Kaz. Był dumny ze swojego planu. Żeby nie dał im wszystkim do zrozumienia, że muszą poczekać, pewnie by już nie żyli.
- Tak, zabić Zik'a! - W ogół rozległy się okrzyki "radości". Każdy pragną śmierci Asakury. I dlatego, muszą to jeszcze dobrze omówić...
***Rano, w "posiadłości" drużyny Asakury***
- Cześć.. - Do kuchni wszedł jeszcze trochę zaspany Yoh. Wczoraj długo gadał z bratem. Może Hao nie pokazywał tego po sobie, aż tak bardzo, ale to wszystko było dla niego bardzo ciężkie. Zresztą, komu by nie było. Cała wioska jest przeciwko niemu. I to wszystko przez jakąś jedną bójkę w jakimś podrzędnym barze...
- Hej! - Przywitał się Hao. On nie był tak zaspany jak Yoh. Fakt, lubił spać. Ale nie tak jak Yoh. Mu wystarczą LUDZKIE godziny snu. Bo młodszy Asakura śpi jak niedźwiedź...
- Co na śniadanie? - I tu Yoh przekroczył próg głupoty -.-
- A jak myślisz braciszku, skoro masz dietę?!
- A no fakt... - Do kuchni zszedł Faust, oczywiście obok niego kroczyła Eliza.
- Faust, jak się czuje Aya? Jakoś wczoraj nie miałem okazji Cię wypytać. - Zagadnął długowłosy Szatyn.
- Miała szczęście. Butelka nie rozbiła czaszki.
- Też mi szczęście... - Napomknął Yoh.
- No.. Iść pustynią i dostać butelką w głowę. Chyba większego szczęścia mieć nie można... - Powiedział Morty stawiając miskę ryżu dla Anny na stół.
- Ech.. Yoh koteczku, wiesz, że po śniadaniu spotka Cię trening? - Zapytała Anna. Młodszy Asakura nerwowa przełknął ślinkę i mruknął coś w rodzaju " Niestety"..
- To dobrze, że wiesz. Więc zrobisz 10 okrążeń Dobie, z 10kg ciężarkami, 600 pompek, 500 brzuszków, 400 przysiadów i 1 siedzącego psa. Wszyscy idą. Po drodze zajdziecie po resztę. Hao, tylko ty nie idziesz. Nie będziesz się narażał. Niech trochę ochłoną. Kiedy się już oswoją z tobą też będziesz trenował. Smacznego - Wyrecytowała i zaczęła jeść śniadanie. Każdy poszedł w jej ślady. Hao pogrążył się w myślach: "Hm.. To, że nikt mnie tu nie akceptuje ma też swoje dobre strony. Chociaż chyba wolałbym biegać. Ech.. Ciekawe kiedy Aya wstanie. Jak ją znam to szybko. Ona jest chyba jakaś odporna czy coś.. Czym by ją nie ranić, ona zawsze szybko się regeneruje, jeżeli tak to można nazwać. Ciekawe co bym teraz robił, gdybym się od nich odłączył? Pewnie łaziłbym bez celu nie wiadomo gdzie. No bo mógłbym wrócić do Tokio. Ale co bym tam robił? Zapisał się do szkoły..? Ta.. Ja w mundurku i w ławce. Hihi.. Nawet sobie tego nie wyobrażam. Ale kiedyś będę musiał. Bo w końcu kiedyś Turniej się skończy..."
Po śniadaniu chłopaki wyszli na trening wraz z Anną, a Hao został pilnować domu i Ayi (Robię za niańkę i Pit Bulla dop.Hao). Strasznie się nudził. Nawet nie było to fajnych książek do czytania. Wszedł do pokoju młodej Morri. Tak jak przypuszczał. Dziewczyna nie mogła być długo chora. Leżała na łóżku trzymając się za głowę.
- Hao, matko co się stało..? Czuję się jakby mi ktoś kijem po łbie przywalił. Masakra.
- Dostałaś w głowę butelką. Faust mówi, że miałaś szczęście, bo nie rozbiłaś czaszki.
- Ta... Takie szczęście to tylko ja mogę mieć. - Po tych słowach nastała chwila ciszy. - Hao.. Ale skoro ja straciłam przytomność, to moja kontrola ducha też..
- No. Widzieli mnie. Nie wiem dlaczego, ale strasznie szybko się rozeszli. Nie wierzę, że podziałał na nich krzyk Anny. To było coś jeszcze. Oni coś kombinują.
- Przepraszam...
- Co? Za co?
- Za to, że uparłam się, żebyś szedł do Dobie. To miało inaczej wyjść. Może mój plan nie był opracowany szczegółowo, ale.. Myślałam, że choć trochę... - Dziewczynie zdania nie wychodziły z gardła. Jak mogła tak zawieść? Przecież, on na nią liczył. Przynajmniej tak myślała, że może na nią liczyć. Ale skoro ona nie umie go osłonić, to co mówić o obronie..? Nie! Nie może tak myśleć. Nigdy się nie poddawała, to czemu teraz, kiedy raz się potknęła i to nie z własnej winy miałaby upaść?
- Ej.. Nie ma o czym mówić. To przecież nie twoja wina, Aya. Przecież, żeby nie chciał tu iść to nic by mnie nie zmusiło.. A nawet jeśli bym z wami nie poszedł to co? Gdzie bym się podział?
- U rodziców..
- ZWARIOWAŁAŚ?! Przecież oni by mnie od razu zabili!
- To samo mówiłeś o Yoh..
- Ty nie łap mnie za słowa!
- Dobra Hao nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.. I tak kiedyś musisz się spotkać z rodzicami.
- Wolałbym, żeby to nie musiało nastąpić.
- A co? Nie chcesz mieć rodziców, czy tak?
- No, ale..
- Wiesz co Hao, ja dałabym wiele, żeby mieć rodziców. A ty ich masz, ale nie chcesz ich znać. Nie rozumiem Ciebie.
- Bo nie jesteś na moim miejscu.
- Może.. Ale myślę, że twoja matka bardzo by się cieszyła, widząc dwóch synów razem. Synów, którzy nie walczą i nie gryzą się.. To znaczy w przenośni, bo na prawdę to z wami nic nie wiadomo.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic.. Tylko to, że strasznie często się kłócisz z Yoh.
- Bo on jest.. Hm...
- Hihi.. Oh, Hao. Nawet na niego obelgi nie możesz znaleźć.
- W tym chyba masz rację.
- Tylko w tym? - Dziewczyna wstała z łóżka z małą pomocą bruneta, bo trochę jej się kręciło w głowie. Jednak dalej żwawo dyskutowała.
- Hm.. Chyba tak. - Chłopak uśmiechnął się do niej zawadiacko (ten wyraz jest czaderski xd).
- No wiesz co.. Doceniłbyś mnie trochę, a nie ciągle narzekasz.
- Ale ja cię doceniam.
- No ja myślę. - Puściła do niego oczko. - A teraz ja idę się przebrać, a ty zrób herbaty.
- A na pewno nie trzeba ci pomóc? Przecież Ci się w głowie kręci.
- Jeszcze ubrać się dam radę.
- Szkoda.. Będę musiał to przeżyć.. Idę zrobić Ci tej herbaty.
- Dzięki. - Powiedziała już bardziej do siebie, bo drzwi za Hao zamknęły się. Młoda Morri wzięła szybki prysznic i nałożyła swoje ulubione ubranie (czyt. bluzka i krótkie spodenki w kolorze czarnym). Kiedy zeszła na dół czekał tam już Hao z herbatą.
- Zjesz coś? - Zapytał.
- Nie.. Poczekam już na obiad. Nie jestem głodna.
- Wiesz, że w domu nikogo nie ma?
- No wiem. To co?
- Nic.. - Wyszeptał to, drażniąc przy tym ucho dziewczyny.
- Hao, wiesz, że to jest normalne znęcanie się fizyczne?
- No i co..?
- Ej..! Wiesz, że ty mnie normalnie gwałcisz?
- Przepraszam. Ale, to ty tak na mnie działasz. - Mówiąc to pocałował ją lekko w policzek. Ta się uśmiechnęła i oparła o szatyna.
- To wszystko przez Ciebie. - Powiedziała.
- Jak to?
- Żebyś mnie posłuchał i nie drapał za uchem wtedy, nie wiedziałbyś, że umiem mruczeć.
- Ja nie żałuję tamtego wieczoru. A ty?
- Pewnie, że nie. - Powiedziała i wzięła łyk herbaty. Jak mogłaby tego żałować? To była jedna z piękniejszych chwil w jej życiu. Jeśli nie najpiękniejsza...
Nagle usłyszeli huk wyważanych drzwi. Oboje stanęli na równe nogi. Nie mieli pojęcia co to było? Jednak niedługo dostali odpowiedź. W kuchni pojawiły się setki motyli, które raczej nie były przyjaźnie nastawione. Nastolatkowie wiedzieli, że to jest forma ducha. Najprawdopodobniej miały za zadanie wygonić ich z domu. Udało im się. Nie mieli innego pomysłu... Kiedy wybiegli przed budynek, spotkała ich niespodzianka. Stał tam tłum szamanów z jakimś brunetem na czele.
- Hm.. Hao mamy gości. - Zażartowała Aya.
- Nie będzie Ci do śmiechu, służko Zik'a! - Przemówił brunet.
- Phi.. Odezwał się! Lepiej schowaj zęby jeśli nie chcesz ich stracić!!
- Więc dlaczego jesteś obok niego, a nie z nami?!
- Bo Hao jest moim przyjacielem. Zik'a nienawidzę tak jak wy i on. - Powiedziała wskazując na starszego Asakurę.
- Przecież to jest Zik!
- Nie! To jest Hao. On sam jest poszkodowany! Stał się ofiarą Zik'a. Przez wiele lat..
- Jaką bajkę chcesz nam wcisnąć?! Uderzenie śmierci! - Wrzasnął Kaz, a z miecza, który trzymał w dłoni pomknęła w stronę nastolatków czarna łuna. Na szczęście Duch Ognia szybko zareagował i zabrał ich z "pola rażenia". Hao odetchnął z ulgą, która szybko minęła.
- Aya, dasz radę walczyć? Jesteś ranna! - Powiedział w troską w głosie.
- Hao, nie martw się. Walczyłam z gorszymi ranami. Houkou, Nekomata! - Szybko wykonała kontrolę ducha i zeskoczyła z ducha stróża Asakury. - Ale to jest nie sprawiedliwe. Nas jest dwóch, a wy..?
- A co tchórzysz? Jesteś taka słaba? - Powiedziała jakaś różowo włosa dziewczyna. - Moje motyle zjedzą Cię w minutę.
- No. Dajesz. - Powiedziała Morri przygotowana do walki. Nagle otoczyło ją stado motyli płonąca różowym foryjoku. Brunetka zrozumiała, że miecz jest jej nie potrzebny. Rozłączyła się z Houkou, a więcej foryjoku przelała do swojego naszyjnika. Jej kocie zmysły się wyostrzyły. Ostrymi pazurami zaczęła rozdzierać owady. W tym samym czasie Hao walczył na miecze z Kaz'em. Jenak inni nie zamierzali stać. Również ruszyli na Ayę i Hao. Asakura nie miał innego wyjścia. musiał wykonać wielką kontrolę ducha. Nie atakował. Chciał pokazać, że nie chce zrobić im krzywdy, więc tylko odpierał ataki. Młoda Morri nie była taka pobłażliwa. Atakowała wszystkich z całych sił. I o dziwo skutecznie.. Już po 20 minutach walki, kilka osób było bez foryjoku. Byli po prostu słabi..
W pewnym momencie brunetce zakręciło się w głowie. Upadła. W jej stronę pomknęło wiele broni. Zamknęła oczy. Czekała na śmierć.. Ale czy to może się tak skończyć..? Ona nie chce umierać. Nie teraz kiedy w końcu znalazła "szczęście". Chociaż, czy teraz jest szczęśliwa? To słowo tak dużo znaczy...
- Leżącego się nie atakuje.. Nie wiecie o tym? - Usłyszała głos.. Ren'a! Uchyliła powieki. Przed nią stał młody Tao, odpierając wszystkie ataki.
- Ren, jak dobrze ciebie widzieć! Was wszystkich.. - Powiedziała rozglądając się dookoła. Cała grupa przyjaciół przybyła, aby walczyć w obronie Hao..
- No, Aya wstawaj. Szykuje się fajna zabawa. - Powiedział z uśmiechem na ustach Horo.
- Wychodzi, że jeden szaman musi pokonać około 7 wrogów.. Co wy na to? - Powiedział Rio (WoW! Nawet obliczył o.O).
- Ja się zgadzam. - Wyszczerzył się w stronę brata Yoh. Hao stał na ziemi z mieczem, również z uśmiechniętą buźką. Wszyscy zrobili kontrolę ducha, jedynie Lyserg stał jak wryty.
- Co z tobą mój mały przyjacielu..? - Zapytał się Rio.
- Walczcie, ale.. beze mnie. - Powiedział Diathel i odbiegł w sobie znaną stronę.
- Nie no.. ja go normalnie ZABIJĘ!!! Muszę się wyżyć. - Stwierdziła Aya i bez większych namyśleń zaatakowała jakiegoś gościa z mieczem. Reszta ze spuszczonymi głowami ruszyła za nią. Musieli wygrać...
*** Około godzinę później.. ***
Na polu bitwy zastał Kaz, dziewczyna od motyli (Eri) i jeszcze jeden gość z mieczem (Toin). Przyjaciele stracili tylko Morti'ego, bo on już nie miał foryjoku i siedział z boku, koło reszty dziewczyn.
- To co, walczycie dalej..? - Powiedziała z przekąsem Aya. Była już strasznie zmęczona, ale na pewno się nie pokaże tego przed wrogiem. Nie teraz jak zostało tyle osób..
- Wrócimy tu jeszcze!! - Wrzasnął wciekły brunet. Rozłączył się z swoim duchem i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Oczywiście wszyscy inni "poczołgali" się za min (Jak owce za baranem ^^" dop.Ayi). Po krótkiej chwili, po całej walce nie było śladu. Nie wliczając w to zmęczenia i ran..
- Na razie mamy spokój. - Powiedziała młoda Morri.
- Tak.. - Powiedział smutno Yoh. - Ciekawe co się stało Lyserg'owi. - Stchórzył. - Powiedział Ren bez większego namysłu.
- Nie... on po prostu nie chciał stanąć w mojej obronie. - Powiedział cichutko Hao. Odwrócił się napięcie i ruszył w stronę "domu". Czemu, Diethel nie potrafi go zaakceptować..?? Dlaczego musi sprawiać mu jeszcze więcej bólu...??
*** Godzina 22.30. Na dachu jednego z budynków w Dobie ***
Noc była przepiękna. Na czarnym niebie, prezentowały się błyszczące gwiazdy, niczym brylanty u jubilera. Na honorowym miejscu znajdował się przepiękny księżyc. Była akurat pełnia. Dookoła panowała cisza i spokój. Spokój, którego tak brakowało Hao..
- Piękna noc. - Obok szatyna usiadł jego bliźniak. Yoh miał spokojny wyraz twarzy. Chciał porozmawiać z bratem. Wiedział, że to co dziś się wydarzyło dotknęło starszego Asakurę.
- Chciałem Cię przeprosić.. - Wyszeptał Młodszy.
- Za co..?
- Za to, że uparłem..
- ..się, żebyś tu przyszedł? To chciałeś powiedzieć??
- Nn..no.. Skąd wiedziałeś?
- Dziś słyszałem to już od pewnej brunetki. - Uśmiechnął się Hao. - Posłuchaj Yoh. Ja WCALE nie żałuję, że tu jestem. W końcu co bym robił bez ciebie? - Przytulił lekko swojego brata i poczochrał mu włosy.
- Nie wiem. Mógłbyś zamieszkać u rodziców.
- Yoh, czy ty rozmawiałeś dzisiaj z Ayą, na mój temat..?
- Nie. A dlaczego miałbym?
- Bo gadasz tak samo jak ona.
- Hm.. czyli to może dobry pomysł.
- A co, już się mną nacieszyłeś i chcesz mnie wyrzucić?
- Nie.. Tylko się o Ciebie boję..
- Hm... Chyba niepotrzebnie. Bardziej bym się bał o tych co mnie atakują. W końcu mam po swojej stronie nie byle jakich szamanów. Przecież wygraliście z Zik'iem.
- Właśnie.. Ciekawe, czy ON wróci?
- Nie wiem, Yoh.. Nie wiem.. Módlmy się żeby nie wrócił.. Już nigdy.. - Starszy Asakura wątpił w te słowa. Zik wróci. Jeśli nie teraz to za 500 lat. Jak nie za 500 to za 1000. Może będą czekać na niego długo, ale w końcu się doczekają.. Hao był już zmęczony tym wszystkim. Ludzie go nienawidzili, niedługo będzie musiał się spotkać z rodziną, która nie darzyła go miłością, Zik w każdej chwili mógł się pojawić i ich zniszczyć, Wyrzutki niedługo przybędą do Dobie, a do tego Aya coś przed nim ukrywała. Czuł to.. Coś było nie tak. Wiedział, że dziewczyna nie mówi całej prawdy. Tylko co może ukrywać..?
- Choć Hao. Nie będziemy przecież spać na dachu. - Powiedział Yoh i uśmiechnął się do brata. Oboje wstali i weszli do domu przez okno. Nałożyli kimona i weszli pod swoje koce.
- Dobranoc Yoh.
- Dobranoc braciszku.. - Przez ostatnie słowo bracia uśmiechnęli się szeroko. I z takimi uśmiechami zasnęli..
Koniec. Długo to pisałam ^^" No cóż.. Ale mi się nawet podoba.. Mam nadzieję, że Wam też.
Mam też mały kłopot. Bo jak piszę o bliźniakach to mi brakuje synonimów od Yoh i Hao ^^" No, ale jakoś muszę sobie z tym poradzić xD
Jak zauważyliście (a kto nie zauważył to mówię ^.^)zrobiłam nagłówek. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Trochę czasu na niego poświęciłam ^^
Pozdrawiam wszystkich ;*
- Nie rozumiem, dlaczego nie zaatakowaliśmy! - Wrzasnął ktoś z tłumu. Grupa szamanów, która widziała Hao postanowiła działać. Ktoś zorganizował to zebranie, aby ustalić plan. Jednak niektórzy nie rozumieli, dlaczego nie zaatakowali wtedy?
- Yh... Zik i tak jest już silny. A mając przy sobie brata i tych, pożal się Boże szamanów, jest jeszcze groźniejszy. Poczekamy na odpowiedni moment. Kiedy zostanie sam, bez swoich pomagierów. Wtedy zaatakujemy wszyscy razem i go zniszczymy. - Powiedział pewien brunet. Nazywał się Kaz. Asakura prawdę mówiąc nic mu w przeszłości nie zrobił, jednak chłopak bał się o swoją przyszłość. Nie chciał oddawać hołdu Zik'owi. Przecież to on zostanie Królem i to jemu będą się kłaniać! O tak.. Kaz na króla. I żaden bezwartościowy szaman nie zepsuje mu tego (Ta.. Zik bezwartościowy... A że mnie "przetrzymywał" przez całe moje życie, w moim własnym ciele, i że jest najpotężniejszym szamanem, bo zdobył pięć punktów Gwiazdy Jedności, to się nie liczy -.-" dop.Hao).
- Więc, co proponujesz? - Zapytał się jakiś szaman, któremu najwyraźniej pokonanie Zik'a (To znaczy mnie.. Tylko te debile jeszcze nie wiedzą, że Zik to nie ja! Ale najlepiej, zabić mnie, bo Zik jest za silny! dop.Hao).
- Obserwujemy go, a kiedy tylko zostanie sam, zaatakujemy! Wszyscy. Ale tak, żeby go zabić, nie pokonać. - Powiedział Kaz. Był dumny ze swojego planu. Żeby nie dał im wszystkim do zrozumienia, że muszą poczekać, pewnie by już nie żyli.
- Tak, zabić Zik'a! - W ogół rozległy się okrzyki "radości". Każdy pragną śmierci Asakury. I dlatego, muszą to jeszcze dobrze omówić...
***Rano, w "posiadłości" drużyny Asakury***
- Cześć.. - Do kuchni wszedł jeszcze trochę zaspany Yoh. Wczoraj długo gadał z bratem. Może Hao nie pokazywał tego po sobie, aż tak bardzo, ale to wszystko było dla niego bardzo ciężkie. Zresztą, komu by nie było. Cała wioska jest przeciwko niemu. I to wszystko przez jakąś jedną bójkę w jakimś podrzędnym barze...
- Hej! - Przywitał się Hao. On nie był tak zaspany jak Yoh. Fakt, lubił spać. Ale nie tak jak Yoh. Mu wystarczą LUDZKIE godziny snu. Bo młodszy Asakura śpi jak niedźwiedź...
- Co na śniadanie? - I tu Yoh przekroczył próg głupoty -.-
- A jak myślisz braciszku, skoro masz dietę?!
- A no fakt... - Do kuchni zszedł Faust, oczywiście obok niego kroczyła Eliza.
- Faust, jak się czuje Aya? Jakoś wczoraj nie miałem okazji Cię wypytać. - Zagadnął długowłosy Szatyn.
- Miała szczęście. Butelka nie rozbiła czaszki.
- Też mi szczęście... - Napomknął Yoh.
- No.. Iść pustynią i dostać butelką w głowę. Chyba większego szczęścia mieć nie można... - Powiedział Morty stawiając miskę ryżu dla Anny na stół.
- Ech.. Yoh koteczku, wiesz, że po śniadaniu spotka Cię trening? - Zapytała Anna. Młodszy Asakura nerwowa przełknął ślinkę i mruknął coś w rodzaju " Niestety"..
- To dobrze, że wiesz. Więc zrobisz 10 okrążeń Dobie, z 10kg ciężarkami, 600 pompek, 500 brzuszków, 400 przysiadów i 1 siedzącego psa. Wszyscy idą. Po drodze zajdziecie po resztę. Hao, tylko ty nie idziesz. Nie będziesz się narażał. Niech trochę ochłoną. Kiedy się już oswoją z tobą też będziesz trenował. Smacznego - Wyrecytowała i zaczęła jeść śniadanie. Każdy poszedł w jej ślady. Hao pogrążył się w myślach: "Hm.. To, że nikt mnie tu nie akceptuje ma też swoje dobre strony. Chociaż chyba wolałbym biegać. Ech.. Ciekawe kiedy Aya wstanie. Jak ją znam to szybko. Ona jest chyba jakaś odporna czy coś.. Czym by ją nie ranić, ona zawsze szybko się regeneruje, jeżeli tak to można nazwać. Ciekawe co bym teraz robił, gdybym się od nich odłączył? Pewnie łaziłbym bez celu nie wiadomo gdzie. No bo mógłbym wrócić do Tokio. Ale co bym tam robił? Zapisał się do szkoły..? Ta.. Ja w mundurku i w ławce. Hihi.. Nawet sobie tego nie wyobrażam. Ale kiedyś będę musiał. Bo w końcu kiedyś Turniej się skończy..."
Po śniadaniu chłopaki wyszli na trening wraz z Anną, a Hao został pilnować domu i Ayi (Robię za niańkę i Pit Bulla dop.Hao). Strasznie się nudził. Nawet nie było to fajnych książek do czytania. Wszedł do pokoju młodej Morri. Tak jak przypuszczał. Dziewczyna nie mogła być długo chora. Leżała na łóżku trzymając się za głowę.
- Hao, matko co się stało..? Czuję się jakby mi ktoś kijem po łbie przywalił. Masakra.
- Dostałaś w głowę butelką. Faust mówi, że miałaś szczęście, bo nie rozbiłaś czaszki.
- Ta... Takie szczęście to tylko ja mogę mieć. - Po tych słowach nastała chwila ciszy. - Hao.. Ale skoro ja straciłam przytomność, to moja kontrola ducha też..
- No. Widzieli mnie. Nie wiem dlaczego, ale strasznie szybko się rozeszli. Nie wierzę, że podziałał na nich krzyk Anny. To było coś jeszcze. Oni coś kombinują.
- Przepraszam...
- Co? Za co?
- Za to, że uparłam się, żebyś szedł do Dobie. To miało inaczej wyjść. Może mój plan nie był opracowany szczegółowo, ale.. Myślałam, że choć trochę... - Dziewczynie zdania nie wychodziły z gardła. Jak mogła tak zawieść? Przecież, on na nią liczył. Przynajmniej tak myślała, że może na nią liczyć. Ale skoro ona nie umie go osłonić, to co mówić o obronie..? Nie! Nie może tak myśleć. Nigdy się nie poddawała, to czemu teraz, kiedy raz się potknęła i to nie z własnej winy miałaby upaść?
- Ej.. Nie ma o czym mówić. To przecież nie twoja wina, Aya. Przecież, żeby nie chciał tu iść to nic by mnie nie zmusiło.. A nawet jeśli bym z wami nie poszedł to co? Gdzie bym się podział?
- U rodziców..
- ZWARIOWAŁAŚ?! Przecież oni by mnie od razu zabili!
- To samo mówiłeś o Yoh..
- Ty nie łap mnie za słowa!
- Dobra Hao nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.. I tak kiedyś musisz się spotkać z rodzicami.
- Wolałbym, żeby to nie musiało nastąpić.
- A co? Nie chcesz mieć rodziców, czy tak?
- No, ale..
- Wiesz co Hao, ja dałabym wiele, żeby mieć rodziców. A ty ich masz, ale nie chcesz ich znać. Nie rozumiem Ciebie.
- Bo nie jesteś na moim miejscu.
- Może.. Ale myślę, że twoja matka bardzo by się cieszyła, widząc dwóch synów razem. Synów, którzy nie walczą i nie gryzą się.. To znaczy w przenośni, bo na prawdę to z wami nic nie wiadomo.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic.. Tylko to, że strasznie często się kłócisz z Yoh.
- Bo on jest.. Hm...
- Hihi.. Oh, Hao. Nawet na niego obelgi nie możesz znaleźć.
- W tym chyba masz rację.
- Tylko w tym? - Dziewczyna wstała z łóżka z małą pomocą bruneta, bo trochę jej się kręciło w głowie. Jednak dalej żwawo dyskutowała.
- Hm.. Chyba tak. - Chłopak uśmiechnął się do niej zawadiacko (ten wyraz jest czaderski xd).
- No wiesz co.. Doceniłbyś mnie trochę, a nie ciągle narzekasz.
- Ale ja cię doceniam.
- No ja myślę. - Puściła do niego oczko. - A teraz ja idę się przebrać, a ty zrób herbaty.
- A na pewno nie trzeba ci pomóc? Przecież Ci się w głowie kręci.
- Jeszcze ubrać się dam radę.
- Szkoda.. Będę musiał to przeżyć.. Idę zrobić Ci tej herbaty.
- Dzięki. - Powiedziała już bardziej do siebie, bo drzwi za Hao zamknęły się. Młoda Morri wzięła szybki prysznic i nałożyła swoje ulubione ubranie (czyt. bluzka i krótkie spodenki w kolorze czarnym). Kiedy zeszła na dół czekał tam już Hao z herbatą.
- Zjesz coś? - Zapytał.
- Nie.. Poczekam już na obiad. Nie jestem głodna.
- Wiesz, że w domu nikogo nie ma?
- No wiem. To co?
- Nic.. - Wyszeptał to, drażniąc przy tym ucho dziewczyny.
- Hao, wiesz, że to jest normalne znęcanie się fizyczne?
- No i co..?
- Ej..! Wiesz, że ty mnie normalnie gwałcisz?
- Przepraszam. Ale, to ty tak na mnie działasz. - Mówiąc to pocałował ją lekko w policzek. Ta się uśmiechnęła i oparła o szatyna.
- To wszystko przez Ciebie. - Powiedziała.
- Jak to?
- Żebyś mnie posłuchał i nie drapał za uchem wtedy, nie wiedziałbyś, że umiem mruczeć.
- Ja nie żałuję tamtego wieczoru. A ty?
- Pewnie, że nie. - Powiedziała i wzięła łyk herbaty. Jak mogłaby tego żałować? To była jedna z piękniejszych chwil w jej życiu. Jeśli nie najpiękniejsza...
Nagle usłyszeli huk wyważanych drzwi. Oboje stanęli na równe nogi. Nie mieli pojęcia co to było? Jednak niedługo dostali odpowiedź. W kuchni pojawiły się setki motyli, które raczej nie były przyjaźnie nastawione. Nastolatkowie wiedzieli, że to jest forma ducha. Najprawdopodobniej miały za zadanie wygonić ich z domu. Udało im się. Nie mieli innego pomysłu... Kiedy wybiegli przed budynek, spotkała ich niespodzianka. Stał tam tłum szamanów z jakimś brunetem na czele.
- Hm.. Hao mamy gości. - Zażartowała Aya.
- Nie będzie Ci do śmiechu, służko Zik'a! - Przemówił brunet.
- Phi.. Odezwał się! Lepiej schowaj zęby jeśli nie chcesz ich stracić!!
- Więc dlaczego jesteś obok niego, a nie z nami?!
- Bo Hao jest moim przyjacielem. Zik'a nienawidzę tak jak wy i on. - Powiedziała wskazując na starszego Asakurę.
- Przecież to jest Zik!
- Nie! To jest Hao. On sam jest poszkodowany! Stał się ofiarą Zik'a. Przez wiele lat..
- Jaką bajkę chcesz nam wcisnąć?! Uderzenie śmierci! - Wrzasnął Kaz, a z miecza, który trzymał w dłoni pomknęła w stronę nastolatków czarna łuna. Na szczęście Duch Ognia szybko zareagował i zabrał ich z "pola rażenia". Hao odetchnął z ulgą, która szybko minęła.
- Aya, dasz radę walczyć? Jesteś ranna! - Powiedział w troską w głosie.
- Hao, nie martw się. Walczyłam z gorszymi ranami. Houkou, Nekomata! - Szybko wykonała kontrolę ducha i zeskoczyła z ducha stróża Asakury. - Ale to jest nie sprawiedliwe. Nas jest dwóch, a wy..?
- A co tchórzysz? Jesteś taka słaba? - Powiedziała jakaś różowo włosa dziewczyna. - Moje motyle zjedzą Cię w minutę.
- No. Dajesz. - Powiedziała Morri przygotowana do walki. Nagle otoczyło ją stado motyli płonąca różowym foryjoku. Brunetka zrozumiała, że miecz jest jej nie potrzebny. Rozłączyła się z Houkou, a więcej foryjoku przelała do swojego naszyjnika. Jej kocie zmysły się wyostrzyły. Ostrymi pazurami zaczęła rozdzierać owady. W tym samym czasie Hao walczył na miecze z Kaz'em. Jenak inni nie zamierzali stać. Również ruszyli na Ayę i Hao. Asakura nie miał innego wyjścia. musiał wykonać wielką kontrolę ducha. Nie atakował. Chciał pokazać, że nie chce zrobić im krzywdy, więc tylko odpierał ataki. Młoda Morri nie była taka pobłażliwa. Atakowała wszystkich z całych sił. I o dziwo skutecznie.. Już po 20 minutach walki, kilka osób było bez foryjoku. Byli po prostu słabi..
W pewnym momencie brunetce zakręciło się w głowie. Upadła. W jej stronę pomknęło wiele broni. Zamknęła oczy. Czekała na śmierć.. Ale czy to może się tak skończyć..? Ona nie chce umierać. Nie teraz kiedy w końcu znalazła "szczęście". Chociaż, czy teraz jest szczęśliwa? To słowo tak dużo znaczy...
- Leżącego się nie atakuje.. Nie wiecie o tym? - Usłyszała głos.. Ren'a! Uchyliła powieki. Przed nią stał młody Tao, odpierając wszystkie ataki.
- Ren, jak dobrze ciebie widzieć! Was wszystkich.. - Powiedziała rozglądając się dookoła. Cała grupa przyjaciół przybyła, aby walczyć w obronie Hao..
- No, Aya wstawaj. Szykuje się fajna zabawa. - Powiedział z uśmiechem na ustach Horo.
- Wychodzi, że jeden szaman musi pokonać około 7 wrogów.. Co wy na to? - Powiedział Rio (WoW! Nawet obliczył o.O).
- Ja się zgadzam. - Wyszczerzył się w stronę brata Yoh. Hao stał na ziemi z mieczem, również z uśmiechniętą buźką. Wszyscy zrobili kontrolę ducha, jedynie Lyserg stał jak wryty.
- Co z tobą mój mały przyjacielu..? - Zapytał się Rio.
- Walczcie, ale.. beze mnie. - Powiedział Diathel i odbiegł w sobie znaną stronę.
- Nie no.. ja go normalnie ZABIJĘ!!! Muszę się wyżyć. - Stwierdziła Aya i bez większych namyśleń zaatakowała jakiegoś gościa z mieczem. Reszta ze spuszczonymi głowami ruszyła za nią. Musieli wygrać...
*** Około godzinę później.. ***
Na polu bitwy zastał Kaz, dziewczyna od motyli (Eri) i jeszcze jeden gość z mieczem (Toin). Przyjaciele stracili tylko Morti'ego, bo on już nie miał foryjoku i siedział z boku, koło reszty dziewczyn.
- To co, walczycie dalej..? - Powiedziała z przekąsem Aya. Była już strasznie zmęczona, ale na pewno się nie pokaże tego przed wrogiem. Nie teraz jak zostało tyle osób..
- Wrócimy tu jeszcze!! - Wrzasnął wciekły brunet. Rozłączył się z swoim duchem i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Oczywiście wszyscy inni "poczołgali" się za min (Jak owce za baranem ^^" dop.Ayi). Po krótkiej chwili, po całej walce nie było śladu. Nie wliczając w to zmęczenia i ran..
- Na razie mamy spokój. - Powiedziała młoda Morri.
- Tak.. - Powiedział smutno Yoh. - Ciekawe co się stało Lyserg'owi. - Stchórzył. - Powiedział Ren bez większego namysłu.
- Nie... on po prostu nie chciał stanąć w mojej obronie. - Powiedział cichutko Hao. Odwrócił się napięcie i ruszył w stronę "domu". Czemu, Diethel nie potrafi go zaakceptować..?? Dlaczego musi sprawiać mu jeszcze więcej bólu...??
*** Godzina 22.30. Na dachu jednego z budynków w Dobie ***
Noc była przepiękna. Na czarnym niebie, prezentowały się błyszczące gwiazdy, niczym brylanty u jubilera. Na honorowym miejscu znajdował się przepiękny księżyc. Była akurat pełnia. Dookoła panowała cisza i spokój. Spokój, którego tak brakowało Hao..
- Piękna noc. - Obok szatyna usiadł jego bliźniak. Yoh miał spokojny wyraz twarzy. Chciał porozmawiać z bratem. Wiedział, że to co dziś się wydarzyło dotknęło starszego Asakurę.
- Chciałem Cię przeprosić.. - Wyszeptał Młodszy.
- Za co..?
- Za to, że uparłem..
- ..się, żebyś tu przyszedł? To chciałeś powiedzieć??
- Nn..no.. Skąd wiedziałeś?
- Dziś słyszałem to już od pewnej brunetki. - Uśmiechnął się Hao. - Posłuchaj Yoh. Ja WCALE nie żałuję, że tu jestem. W końcu co bym robił bez ciebie? - Przytulił lekko swojego brata i poczochrał mu włosy.
- Nie wiem. Mógłbyś zamieszkać u rodziców.
- Yoh, czy ty rozmawiałeś dzisiaj z Ayą, na mój temat..?
- Nie. A dlaczego miałbym?
- Bo gadasz tak samo jak ona.
- Hm.. czyli to może dobry pomysł.
- A co, już się mną nacieszyłeś i chcesz mnie wyrzucić?
- Nie.. Tylko się o Ciebie boję..
- Hm... Chyba niepotrzebnie. Bardziej bym się bał o tych co mnie atakują. W końcu mam po swojej stronie nie byle jakich szamanów. Przecież wygraliście z Zik'iem.
- Właśnie.. Ciekawe, czy ON wróci?
- Nie wiem, Yoh.. Nie wiem.. Módlmy się żeby nie wrócił.. Już nigdy.. - Starszy Asakura wątpił w te słowa. Zik wróci. Jeśli nie teraz to za 500 lat. Jak nie za 500 to za 1000. Może będą czekać na niego długo, ale w końcu się doczekają.. Hao był już zmęczony tym wszystkim. Ludzie go nienawidzili, niedługo będzie musiał się spotkać z rodziną, która nie darzyła go miłością, Zik w każdej chwili mógł się pojawić i ich zniszczyć, Wyrzutki niedługo przybędą do Dobie, a do tego Aya coś przed nim ukrywała. Czuł to.. Coś było nie tak. Wiedział, że dziewczyna nie mówi całej prawdy. Tylko co może ukrywać..?
- Choć Hao. Nie będziemy przecież spać na dachu. - Powiedział Yoh i uśmiechnął się do brata. Oboje wstali i weszli do domu przez okno. Nałożyli kimona i weszli pod swoje koce.
- Dobranoc Yoh.
- Dobranoc braciszku.. - Przez ostatnie słowo bracia uśmiechnęli się szeroko. I z takimi uśmiechami zasnęli..
Koniec. Długo to pisałam ^^" No cóż.. Ale mi się nawet podoba.. Mam nadzieję, że Wam też.
Mam też mały kłopot. Bo jak piszę o bliźniakach to mi brakuje synonimów od Yoh i Hao ^^" No, ale jakoś muszę sobie z tym poradzić xD
Jak zauważyliście (a kto nie zauważył to mówię ^.^)zrobiłam nagłówek. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Trochę czasu na niego poświęciłam ^^
Pozdrawiam wszystkich ;*
Bardzo ciekawe =) czekam na nowe notki =* www.tolltie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńNocia rzeczywiście niezła! ^^Zdaje się, że wprowadziłaś kilka nowych postaci. No, może wśród nich najbardziej rzuca się w oczy niejaki Kaz, czy jak mu tam. ^^'' (Nigdy nie miałyśmy pamięci do imion xD) Szczerze mówiąc, nie przypadł nam on do gustu. == Po prostu nie lubimy egocentryków, ale cóż, jakieś negatywne postaci być muszą! xDPodobał na się Twój opis walki. Był dość wnikliwy, ale nie na tyle, by nas znudzić i po prostu dobrze to wszystko wyważyłaś. ^^Rozumiamy, że chłopcy martwią się powrotem Zeeke'a, ale my byłybyśmy całkiem zadowolone, gdyby powrócił, wyznając te same wartości, co w mandze. Ktoś przecież musi uratować Ziemię! xDCo do synonimów, obywdu możesz określać: Asakura, szatyn, czarnooki, szaman, chłopak, nastolatek itd.; synonim do Hao może stanowić na przykład 'długowłosy'.PS: Zauważyłyśmy, że nagminnie popełniasz pewien błąd językowy... ^^'' Masz duży problem ze stosowaniem wyrazów takich jak 'obaj', 'oboje', 'obydwu' itd. Jeśli mówisz o dwóch chłopcach kategorycznie powinnaś użyć OBAJ, jeśli o dwóch dziewczynach - OBIE, a jeśli o dziewczynie i chłopaku (na przykład o Hao i Ayi) - OBOJE.Czekamy na next ^^Pozdrófka ;*
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o synonimy do bliźniaków to sama mam problem x(Może być*starszy i młodszy bliźniak* -//- asakuraWracając do noci: mam nadzieję, że dobi w końcu zaakceptuje naszego ukochanego haosia
OdpowiedzUsuńNotka świetna!!! Jak ja na nią czekałam!!! A tego Kaz'a normalnie zabiję!!! [To najlepsze, co go spotka] {Masz rację. Nawet jakby go wypatroszyła i zrobiła wiele innych rzeczy, którymi zamierza potraktować panią od polskiego, to i tak będzie to najlepsze, co może mu się przytrafić} A jak uważacie, co najgorsze? [Zniszczenie duszy?] {Wieczne potępienie?} Oba trafne! Jak wy to robicie? {Po prostu znamy cię na wylot, a zwłaszcza KD} [No] Dlaczego on? {Bo na nim zawsze się wyżywasz i wie do czego jesteś zdolna} Aha [Cóż za inteligencja] MÓWIŁEŚ COŚ!!!! [N...nie] MASZ SZCZĘŚCIE, ŻE...zaraz świąt już nie ma (3 w nocy)...W TAKIM RAZIE MOGĘ CIĘ SPRAĆ!!!! *bierze pierwszą lepszą CIĘŻKĄ I TWARDĄ rzecz i rzuca się na KD* CENZURA {Co ja z nimi mam} *przestaje na chwilę okładać KD* Czekam na next! *powraca do przerwanego zajęcia*Natachi
OdpowiedzUsuńŚwietny blog! Bardzo fajnie piszesz.. Ogólnie mi się podoba.. No i mangowo.. Ja bardzo lubie mange.. I fantastyke:DZapraszam na:www.world-of-magic.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńno cóż, ja też mam z tym trochę problemów...^^'' ale proponuję Ci "młodszy/starszy z bliźniaków", "młody Asakura", "długowłosy Asakura"^^ na pewno coś wykombinujesz^^ notka super:):):) ech... Kaz to idiota== jego kumple też... ja rozumiem, można mieć poczucie własnej wartości ale bez przesady== z naiwnością też...== na ich miejscu bym się cieszyła, że jeszcze mają wszystkie części ciała na miejscu...^^'' buziaczki i czekam na next:):):)
OdpowiedzUsuńSą już u mnie smoki. http://lady-madzialena.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz^^Dodam Cię do linków ;DI jeszcze oczywiście zobacze twój drugi blog ^^
OdpowiedzUsuńnowa notka na www.asakura-twins.blog.onet.pl :)zapraszam:)
OdpowiedzUsuńNowa notka na www.rin-pamietnik.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńJesteśmy uradowane niczym Matka Natura, gdy jej jestestwa dobiegła wieść, iż oto ten, którego imię uczucie trwogi wypala w sercach wrogów; OTO TEN, którego chwała blaskiem miliona słońc oślepia każdego, kto ośmieli się nań spojrzeć, ponownie zwany jest Królem Szamanów, a jej oprawcy spłonęli w ogniu Jego gniewu. Jesteśmy uradowane - stwierdzimy raz jeszcze, by niesiona przez nas radosna wieść silnie zakorzeniła się w odmętach waszej imaginacji. Jesteśmy uradowane, gdyż oto w naszej łaskawości ofiarujemy wam zaszczyt przeczytania kolejnej części jednego z największych dzieł epickich naszych czasów, które delikatnie niczym tchnienie wiatru poruszy najwrażliwsze struny duszy czytelnika i z subtelnością niewinnych polnych dzwoneczków stanowczym brzmieniem słów ujawnia Jedyną Prawdę. Nie dziękujcie.A teraz w skrócie xD Jednak kontynuujemy bloga! W związku z tym zapraszamy na pierwszą notę nowej części (adres nie uległ zmianie)
OdpowiedzUsuńnowa notka na www.asakura-twins-forever.blog.onet.pl :)zapraszam:)
OdpowiedzUsuń